Rozdział 16 "Ogień i woda, lód"

1.3K 52 15
                                    

POV. EDMUND

Teraz liczy się tylko pojedynek. 

Nie myślę o tym co się wydarzyło, ani co powiedziałem. Wygrana. To jest naprawdę ważne.  Jeśli wygramy to jeszcze wiele razu zdążę pocałować ją, poczuć jej usta na swoich. Rumiane i takie cudowne. Działające cuda, nadające jej choć złudnego ciepła. Wygrana. To się liczy.

Wyszedłem razem z Piotrem przed kopiec, a po chwili dołączyła do nas jasnowłosa. Twarz nadal wykrzywiona w zdumieniu, a oczy jakby nie ukazywały duszy. Wydawała się jeszcze zimniejsza niż zazwyczaj.

Po drugiej stronie udeptanej areny stał Miraz ze swoimi najlojalniejszymi sługami. Rozpoznałem generała jego armii i paru takich którzy zasiadali wraz z nim za stołem. Wyglądali o dziwo pewnie i spokojnie. Sam Telmarski władca wydawał się jednak kłębkiem nerwów , co tak bardzo próbował ukryć.  

Podeszliśmy bliżej, nasi rycerze wiwatowali i zachęcali Piotrka do boju. Teraz powinniśmy być nieustraszeni, nie? A jednak każdy na około się bał.

Wyczuwałem strach brata, który podobnie jak Miraz starał się go ukryć. Był po prostu zbyt dumny. Wszyscy na około się bali, ale mimo to wierzyli w pomyślność. Ja sam bałem się nie tylko o jego życie, co po prostu o Narnie.

Podałem mu miecz, a gdy go wyciągnął  narnijczycy zaczęli jeszcze głośniej wiwatować, zupełnie jakby już wygrał. No, ale czego się spodziewać. To w końcu Król Wielki. Najlepszy i niepowtarzalny władca Narni. Czułem się bardziej jak jego sługa niż drugi król. A Sophia? Ona była w centrum zaraz po nim, zwłaszcza, że wywoływała u Miraza taki strach jak nikt inny. Naprawdę to, że byłem jej władcą się już nie liczyło. Piotr, ona, Piotr, ona... i ja.

Skup się, Edek.

Skarciłem samego siebie, za tą ciągłą zazdrość. 

Miraz wstał ze swojego siedzenia. Chłód jaki było czuć od mężczyzny był porównywalny do chłodu Jadis. Jednak ten był znacznie pewniejszy siebie, tak jakby porażka nie istniała, a zwycięstwo było pisane. Zgromił wzrokiem czarnooką.

-Skąd mam wiedzieć,  że zaraz do mnie nie podbiegnie i nie zabije?- jego głos uciszył wszystkich, a moje serce stanęło. Mówił ewidentnie o niej.

-Z największą rozkoszą-syknęła w jego stronę. Jej jeszcze chwilę temu bezduszne oczy płonęły, a ich ogień przytłaczał pałające od niej zimno.  Czy teraz byłaby w stanie go zabić?

-Kiedy już wygram, osobiście ukatrupię cię ślicznotko.- ich spojrzenia wzajemnie się mordowały.

-Do tego nie dojdzie.-prychnęła i skinęła głową na Piotrka. Otrząsnął się i podszedł do Miraza.  Czuć było napięcie, a oddech stał się jednocześnie płytki co przyśpieszony. 

Nie czekając na nic Piotr podbiegł na skałę i zeskakując z niej zaatakował mężczyznę, a ten zasłaniając się tarczą uniknął ścięcia głowy. Zaczęło się robić śmiertelnie poważnie, a napięcie rosło z każdą chwilą. Słyszałem płytki oddech Sophie która najwidoczniej przeżywała to wszystko w swój niezrozumiały sposób. Niewinnie przysunąłem się bliżej niej, tak, że nasze dłonie lekko się stykały. Oderwała wzrok od pojedynku i spojrzała na nasze ręce, a następnie na mnie. Czułem jak robi się gorąco, ale jej chyba wrodzony chłód sprawiał, że jest to tylko  bardziej kojące. 

Nie wytrzymałem i złapałem jej drobną dłoń w swoją. Nie protestowała. Delikatnie gładziłem jej wierzch kciukiem. Gładka skóra dziewczyny była taka przyjemna w dotyku. 

Byliśmy jakby ogniem i wodą. Te dwa potężne żywioły, niby nigdy nie mogą się spotkać... Mogą się nawzajem wykończyć i zniszczyć lecz i tak ciągle się spotykają. Pamiętam jak kiedyś gdy byłem młodszy razem z Piotrkiem polewaliśmy swoje ręce wodą i przykładaliśmy blisko do ognia. Nie bolało. Czy to oznacza, że woda i ogień potrafią współpracować? Te głębokie rozwinięte myśli miały dla mnie jeden cel. Udowodnić sam sobie, że ja i Sophia możemy być razem. Tak... Ona jest kostką lodu którą staram się rozpuścić jako ogień. Gdy już zostanie sama woda dopiero się zacznie... Jednak czy rozpuścić to właściwe słowo?

Czy to nie oznacza, że możemy się nawzajem zabić? Przecież ogień topi lód, woda potrafi zgasić ogień, ale woda i lód to w końcu to samo tyle, że w innej postaci. No, ale przeciwieństwa się przyciągają. W takim razie jak mam wytłumaczyć to wszystko? Czy naprawdę coś czuję czy tylko po prostu chcę to czuć...  Czy to dobre porównanie? Ja ogień, ona woda, lód.

Przyciągamy się, walczymy ze sobą, działamy na siebie niezwykle... Przynajmniej ja to tak odczuwam. Jednak mimo tej ognisto lodowatej bitwy i słów które nam zaprzeczają wiem, że ona gdzieś w tej skutej lodem głębi serca też czuje to co ja. Dlatego muszę go stopić. By odkryć prawdę... 

Jednak co jeśli woda która powstanie naprawdę ugasi mój ogień. Zniszczy mnie i to wszystko. Jak uczucia mogą tak bardzo działać? Czy to tylko po prostu moje ubzdurane prawdy i wymysły. 

Może ten ogień to symbol tego co do niej czuję...

I to właśnie dlatego nie chce bym stopił jej lód.

Powstanie woda która zgasi ogień.

.....................................................................................................................................

Wiem, wiem, wiem...

Dawno mnie nie było i powracam z takim krótkim rozdziałem. Przepraszam, ale teraz gdy zaczął się wrzesień wszystko stoi na głowie i nie mam tyle czasu by pisać. Jednak ciągle wymyślałam nowe rozdziały, które będą się pojawiać najczęściej w weekendy i poszczególne dni. Wiem też, że raz rozdział jest szybkim przedstawieniem akcji, a raz myślami  które opisuję długo i dokładnie. Cóż, taki urok tej książki. Dzisiaj przyszłam do was z myślami Eda i jego porównaniami do ognia, wody i lodu. Pomysły i wena mnie nie opuszczają więc postaram się niedługo znów coś napisać. 

Do następnego!

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Where stories live. Discover now