POV. SOPHIA
Nie miałam siły by zaprzeczać. Jestem cholernie szalona, nieogarnięta i łatwa do omamienia. To właśnie sobie uświadomiłam siedząc samej na łóżku i zastanawiając się nad wszystkim co się chwilę temu wydarzyło. Jak tu spojrzeć im w oczy?
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł ten którego jeszcze chwilę temu omal nie zabiłam. Wstałam z łóżka i wyprostowałam się. Pewnie teraz bym padła na ziemię i błagała o wybaczenie czy coś w tym stylu, ale przeszkodziło mi to,że on mnie... przytulił. Stałam jak wryta w jego objęciach.
-Nie jesteś wściekły?-zapytałam celowo pomijając "wasza wysokość" by go udobruchać.
-Wszyscy wiemy co potrafi moc tej jędzy.
-Mogłam cie zabić!
-Ale nie zabiłaś.-był taki spokojny, tak jakby mnie rozumiał.
-Kiedyś sam padłem ofiarą jej czarów.-szepnął mi do ucha co mimo nieodpowiedniej sytuacji wywołało przyjemne ciarki na moim ciele. Wyczuł to i uśmiechnął się delikatnie gładząc mój policzek. To nie była odpowiednia chwila na to coś co we mnie uparcie siedziało.
-Przepraszam, wiem,że to słowo nie ma większego sensu, ale przepraszam.-poczułam jak parę łez wylewa się z moich oczu. On też to zauważył. Bez słowa przyciągnął mnie do siebie i jeszcze mocniej przytulił. Nic już nie rozumiałam.
-Ej, chodźcie zobaczyć co się dzieje. -do pokoju wpadł Kaspian. Bez słowa pobiegliśmy za nim. Prowadził nas korytarzami do wyjścia z kopca. Gdy tylko usłyszałam krzyki moich żołnierzy zaczęłam biec ku wyjściu zostawiając moich towarzyszy. Wybiegłam z twierdzy i stanęłam na jednej z jej wzgórz obok Piotra.
-Nadchodzą!
-Widać ich!
-Telmarowie!- słyszałam krzyki narnijczyków. Wszyscy zaczęli gromadzić się na wzgórzach lub bezpośrednio przy głównym wejściu. Rozejrzałam się i zamarłam. Z lasu zaczęły wychodzić setki tysięcy żołnierzy wroga gotowych by pozabijać nas od tak.
-Panie generał wychodzą z lasu.-powiedział do mnie dowódca karłów.
-Zachowajmy spokój.-to jedyne co przyszło mi na myśl.
-Mają katapulty.-nie no dzięki Kaspian, fajny z ciebie spokojny człowiek, wcale swoich gadaniem nie denerwujesz jeszcze bardziej. Strach oczywiście był teraz wskazany, ale niekoniecznie trzeba się nim dzielić.
-Wszystko będzie dobrze.- Edmund stanął obok mnie.
-Mam nadzieję wasza wysokość.-westchnął.
-Kiedy nauczysz się mojego imienia?
-Może kiedy skończę się tak dobrze bawić denerwując króla.-zaśmiałam się, a wszywstko po to by przegonić złe myśli.
-Sophio, co robimy?-zapytała mnie Łucja.
-Musimy się zastanowić.
-Mam plan.- powiedział Piotr. O nie blondaś, jeśli tak samo genialny jak poprzedni to Aslanie miej nas w opiece. Jednak tylko skinęłam głową i weszliśmy wszyscy do naszej komnaty. Tam Piotrek zaczął objaśniać nam swój plan. Słuchając tego omal nie spadłam z fotela.
-Te twoje wielkie plany to szaleństwo.-Zuchon szczerze powiedział to co wszyscy myśleli. -Chcesz wysłać małą w najmroczniejsze odstępy i to samą? Na poszukiwania lwa który nas opuścił?!
-To nasza jedyna szansa.-król uparcie bronił swojego zdania.Fakt Aslan może nam pomóc, ale to nie zmienia innego faktu. Takiego,że Łucja jest zbyt mała by błąkać się po lesie.
-Nie będzie sama.-Zuzanna objęła siostrę ramieniem.
-Nie uważacie,że dość już tych ofiar?- zapytał smutno karzeł. Wiedziałam,że bardzo przywiązał się do najmłodszej królowej. Stali się przyjaciółmi.
-Nikabrik stracił wiarę.- odezwałam się.-Królowa Łucja nie, ja też wciąż wieżę.
-Za Aslana.-powiedział uroczyście Ryczypisk.
-Za Aslana.-zawtórował mu niedźwiedź.
-Pojadę z tobą.-upierał się Zuchon.
-Nie, jesteś potrzebny tutaj.-zaprzeczyła obejmując go.
-Sophia jedzie z dziewczynami.- powiedział stanowczo Edmund. Nie no za kogo on się ma.
-Z całym szacunkiem wasza wysokość, ale ja nie będę biegać po lesie gdy moi żołnierze giną. Zostaję i walczę jak przystało rycerzowi.- zmierzyłam go wzrokiem.
-Może ci się coś stać.-tym razem jego głos był pełen troski.
-Tobie również.- na moje słowa uśmiechnął się.
-Musimy się utrzymać dopóki nie wrócą dziewczyny.
-Miraz to prawdziwy tyran i morderca, ale jako władca musi przestrzegać tradycji.-Kaspian mówiąc to spojrzał na nas, a ja wiedziałam,że ma plan i to lepszy od biegania po lesie.
.....................................................................................................................................
Jejku przepraszam,że długo mnie nie było. I za to,że rozdział taki krótki. Po prostu nie miałam na niego za bardzo planu, ale mogę obiecać,że następne będą lepsze.
YOU ARE READING
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasyW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...