wrzesień, 1994 rok
Pogoda polepszała się z sekundy na sekundę, co dziwiło Josie, uparcie wpatrującą się w niebo, aby uniknąć rozmowy z Donną. Chmury odpływały w szybkim tempie, dzięki czemu można było zauważyć jak niebo jaśnieje. Słońce wyłoniło się niespodziewanie i miękki, ciepły blask otulił całe ziemie Hogwartu.
— Po co idziemy do bliźniąt jeszcze raz? — zapytała Gryfonka, kątem oka obserwując zapatrzoną w przebijające przez chmury promienie słoneczne przyjaciółkę.
Ucieszony Ron niemalże podskoczył ze szczęścia, a na jego piegowatych policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
— Chcemy Mapę, żeby...
Przerwało mu klepnięcie w ramię. Popatrzył oburzony na Pottera, który skinął głową w stronę Josie. Dziewczyna zerknęła na nich całkowicie niezainteresowana tematem rozmowy.
— Powiemy ci potem — powiedział, po czym znacząco spojrzał na Rona. Na ucho dopowiedział mu jeszcze, że nie można przy ludziach mówić o Mapie Huncwotów oraz ich związku z kawałami, jeśli chcą nadal skutecznie robić psikusy.
Josie zwróciła głowę w ich stronę ze zdziwieniem. Nie chciała być przeszkodą w konwersacji.
— Nie musicie się bać przy mnie mówić o waszych psotach — stwierdziła nadal nieobecnym tonem. Donna skinęła.
— Nikomu nie powtórzy, dochowuje tajemnic jak nikt inny — potwierdziła ciekawa planu chłopców. Harry westchnął i poklepał po ramieniu Rona, w którym momentalnie odrodziła się radość.
— Potrzebujemy Mapy i ciebie do dzisiejszego wyskoku. Ogólnie ty będziesz obserwować Mapę i sprawdzać czy Snape nie wraca do swoich komnat, a my przyszykujemy mu niespodziankę w jego łazience! — Ron zachichotał złowieszczo, pocierając dłońmi. Harry uśmiechnął się i podrapał w zakłopotaniu po karku, gdy zauważył rozbawioną minę Josie.
Donna zmarszczyła brwi.
— Ale skąd wiecie, że będzie się dzisiaj mył? — zapytała, co bardziej nakręciło Rona. Nawet sam Harry wypiął dumnie pierś.
— Tu wkraczają bliźnięta — oznajmił z zawadiackim błyskiem w oku. — Mają go oblać błotem z Czarnego Jeziora.
— Ale skąd będą wiedzieć, kiedy to zrobić? Nie chcemy przecież, żeby wrócił za szybko...
— Mogę pomóc — wtrąciła Josie, zaskakując nie tylko Donnę, której przerwała, a także chłopców. Cała trójka aż się zatrzymała, aby w szoku popatrzeć na uśmiechniętą Puchonkę. —No co?
— Jak? — zapytał Ron, całkowicie ignorując dyskretne szturchnięcia Harry'ego.
— Najpierw musicie się zgodzić.
Donna jeszcze nigdy nie widziała tej strony Josie, ale nie przeszkadzało jej to. W końcu miała towarzyszkę do psikusów, co cieszyło ją bardziej niż samo sprawianie kłopotów – w dobrym towarzystwie śmiech jest przecież jeszcze zdrowszy.
— No to nie mamy wyboru — powiedziała z uśmiechem i spojrzała w stronę chłopców. Podniosła brwi, jakby zadając pytanie.
Harry westchnął.
— No nie mamy.
Ron posłał Puchonce tak szeroki uśmiech, że aż zrobiło jej się ciepło na sercu. Odwzajemniła więc gest i podążyła za trójką w stronę, jak jej się wydawało, Błoni.
To nie na Błonie prowadził Ron, a w stronę Zakazanego Lasu. Niemalże idealnie między nim a chatą Hagrida rósł stosunkowo młody dąb.
Z dwóch najniższych gałęzi zwisały długie, chude nogi. Obydwaj bracia siedzieli z kilkoma kawałkami pergaminu, z zapałem coś na nich notując piórami. Jeden z bliźniąt podniósł wzrok w sekundzie, w której czwórka zbliżyła się do drzewa.
![](https://img.wattpad.com/cover/241215018-288-k255032.jpg)
YOU ARE READING
latibule | hp
Fanfiction"Latibule - noun; a cozy, safe, hidden away place, where you can find comfort." Gdyby jedna osoba była odważniejsza, losy wielu byłyby uratowane. Cztery przyjaciółki doświadczają życia w najbezpieczniejszej z kryjówek - Hogwarcie. Ochrona zamku nie...