4

124 13 2
                                    

Za moment mieliśmy zacząć akcję. Denver i Berlin mieli imitować policjantów. Doszłam do mężczyzn a dokładniej do jednego. Wiadomo kogo. Andres wyglądał bardzo przystojnie nie ważne co miał na sobie.

- Witam stróżu prawa - zaśmiałam się.
- Witaj złodziejko - odpowiedział.
Przesunęłam się bliżej a on położył ręce na mojej talii. Stykaliśmy się głowami. Denver patrzył na ta scenkę zmieszany.
- Andr... znaczy Berlin - powiedziałam z uwagi na Denvera - uważaj na siebie proszę.
- Nie martw się panno Miami nic mi się nie stanie i kocham cię.
Nasze usta zetknęły się w namiętnym pocałunku pełnym niepokoju i troski. Oczywiście nasze czułości przerwał chłopak stojący obok. Chrząknął.
- Ummmmmm gołąbeczki, czas iść.
- Dobrze panie kierowniku - zażartował Berlin - Czas na nas.

Początek napadu zapowiadał się dobrze. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Weszliśmy do środka Królewskiej Mennicy Hiszpanii. Pierwszy sukces za nami. Nairobi zaczęła strzelać w sufit. Zakładnicy padli na ziemię. Szybko poszło, lepiej niż przypuszczałam. Potem przyszedł czas na zabranie zakładnikom telefonów i danie czerwonych kostiumów. Berlin zabierał telefony i PINy a Denver rozdawał kostiumy.

Rozejrzałam się i zobaczyłam naszą przynętę. Córkę ambasadora, Alisson Parker. Razem z Nairobi i Tokio zaczęłyśmy się śmiać ale uśmiech szybko zszedł mi z twarzy. Zobaczyłam jak Berlin stoi zbyt blisko zakładniczki, trzyma ja za ręce i szepcze jej coś na ucho. Tą zakładniczką była jakaś gówniana Ariadna. Od początku jej nie lubiłam ale to co potem zrobiła ta głupia smarkula to przerosło moje pojęcie.

Szybko się odwróciłam i spojrzałam Nairobi w oczy. Niestety ale byłam zazdrosna. Nairobi zrobiła minę jak by miała coś powiedzieć ale nie zdążyła. Poszłam szybkim krokiem do pobliskiego korytarza. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam tą idiotkę chichoczącą. Juz doprowadza mnie do szału. Widziałam ją ale nie widziałam Berlina. 
- Dziwne powiedziałam pod nosem i juz chciałam iść w swoją stronę, wciąż zerkając na Ariadne. Nagle poczułam że na kogoś wpadam. Nie musiałam się domyślać na kogo. Poczułam przeszywający wzrok Berlina i zobaczyłam chytry uśmiech na jego twarzy.
- Czyżby pani Fonollosa była zazdrosna?- zaśmiał się.
- Andres daj spokój proszę cię. Juz miałam iść w swoją stronę ale mężczyzna nie pozwolił mi iść dalej. Przytulił mnie i powiedział:
- Ej, nie idź, przecież tamto monstrum to tylko jakaś zakładniczka. Nie chciałem żeby wpadła w histerię.
- Ale Berlin ona się śmiała jak potem na nią zerkałam - powiedziałam z irytacją w głosie. Brunet nachylił się nade mną i zatopił swoją twarz w moich włosach. Czułam jego przyjemny zapach, jego ręka wyładowała na moim biodrze na co poczułam przyjemne ciepło.
- Mogę ci to jakoś wynagrodzić? -
powiedział z lekkim uśmieszkiem.
- Może... - spojrzałam mu w oczy również z uśmiechem.
- Dobrze to przyjdź do gabinetu Arturito około 22:00 Ok?
- Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach i pocałowałam go lekko. Cieszyłam się że mogę z nim być.

Dzień mijał szybko i po naszej myśli. Nairobi przechodziła samą siebie. W błyskawicznym tempie drukowała banknoty. Zakładnicy na ogół siedzieli cicho oprócz Ariadny i Arturito. Nie podobało mi się to jak Ariadna patrzyła na Andersa.

Jak rozdawałam zakładnikom pudełkowe jedzenie to nagle słyszę chichot.
- Ej dziewczyny ta cała Miami to jakaś kretynka. Ona nawet nie jest groźna Berlin powinien być ze MNĄ! A nie z nią! - powiedziała Ariadna. - a poza tym to widzę jak na mnie patrzy. Na pewno woli MNIE!
- Ku**a nie wytrzymam powiedziałam pod nosem. Dawno nie byłam tak zła. Rzuciłam w ryjec Ariadny pudełkiem z makaronem.
- Ałaaaaaaa!!!!!!! - wrzasnęła.
- Oj przepraszam dziewczyneczko jak mi przykro...
- Przeproś mnie! Albo cię zaboli.
- Co tam mamroczesz?
- PRZEPROŚ ALBO CIĘ ZABOLI!
- Ja ci zaraz pokarze co boli. Bez zastanowienia wzięłam widelec do jednej a pistolet do drugiej ręki. Chwyciłam nastolatkę za kostium i szarpnęła do góry. Przygwoździłam ją do ściany i przyłożyłam pistolet do jej tępej głowy.

Może jak przestrzelę ci głowę to zmądrzejesz - powiedziałam z ironicznym uśmiechem... - rzygać mi się chce jak na ciebie patrzę wiec może taka ozdoba poprawi twój wygląd. Dziewczyna z przerażeniem próbowała się wyrwać ale nie dałam za wygraną.
- Ej, spokojnie to będzie tak szybkie ze nawet nie poczujesz - zaśmiałam się.
- Przecież nie możecie mnie zabić.
- Zabić może nie ale (w tym momencie wyciągnęłam do niej widelec) mogę ci wbić widelec na przykład, No niewiem w rękę w stopę w dupę ale ja juz sobie wybiorę. Mogę ci wyrwać paznokieć albo coś w tym stylu. Mówiąc to obracałam w palcach widelec. Dziewczyna desperacko usiłowała uciekać. Każdy patrzył na tą scenkę z przerażeniem.
- Moi drodzy tak się dzieje jak ktoś nie przestrzega zasad lub z nas drwi, tak więc miłej nocy życzę. - powiedziałam triumfalnie widząc przerażoną twarz nastolatki. Nagle usłyszałam za sobą głos.
- Pani Miami zapraszam do mojego gabinetu. - powiedział mój przyszły mąż, który przyglądał się całej tej scenie.
- Papa kochana powiedziałam puszczając dziewczynę, która z hukiem upadła na ziemię.

Jak szlam do Berlina to każde oczy były zwrócone do mnie. Jak bym była jakąś gwiazdą Hollywood czy coś takiego. Berlin złapał mnie pod bok i zaprowadził do gabinetu.
- O co poszło? - powiedział ze śmiechem siadając za biurkiem patrząc na mnie.
- A tam, przegięła.
- No No No za znęcanie się nad zakładnikami trzeba panią ukarać.
- Och ale boje się tej kary - powiedziałam zalotnym tonem.
- Zapraszam do mnie - pokazał na miejsce przez sobą. Podeszłam tam bez wachania i popatrzyłam mu w oczy, w których palił się płomyk oznaczający ,,nie puszczę cię tak po prostu". Usiadłam mu okrakiem na kolanach i zatopiłam palce w jego loczkowatych włosach.
Uśmiechną się na to i pocałował namiętnie. Posadził mnie na biurku i zaczął rozpinać mój kombinezon. Potem wiadomo co zaszło między nami.

Jak juz było po wszystkim dochodziła godzina 24:00. Powoli kładliśmy się spać bo jedynymi osobami, w gronie porywaczy, dbającymi o sen, byłam ja i Andres. Rzuciłam się na mięciutką sofę, na której leżał juz Berlin. Oczywiście popijał alkohol. Bez wachania podał mi butelkę z trunkiem, z której napiłam się sporego łyka.
- Andres coś ty mi zrobił - powiedziałam z wesołym tonem, oglądając moją szyję, całą pokrytą w malinkach.
- To taka ozdoba zaśmiał się. Pocałowałam go delikatnie. I położyłam się przytulona do jego torsu.
- Też takie dostaniesz - i zrobiłam mu to samo na brzuchu co on zrobił mi na szyi. Potem postanowiliśmy iść spać. Jak juz się układaliśmy to usłyszałam melodyjny głos ukochanego. Śpiewał Ti Amo co wzruszyło mnie. W trakcie piosenki usnęłam. Byłam zmęczona.

Rano obudziłam się wyspana jak nigdy dotąd. Założyłam mój kostium i skoczyłam na śpiącego Berlina. Ten otworzył oczy i się uśmiechnął.
- Obowiązki wzywają panie dowódco.
W odpowiedzi na to brunet się zaśmiał i zrobił to samo co ja. Ubrał się.
- Ej Berlin te malinki widać bardzo - powiedziałam dotykając się w siniaki na mojej szyi. Nie martw się. Nikt nie zwróci na nie uwagi albo zakryj je włosami. Wybrałam drugą opcję i dzisiaj postanowiłam chodzić w rozpuszczonych włosach.
- A propos tej kretynki to dobrze zrobiłaś strasząc ją, przydało jej się to.   
Spojrzałam na niego z promiennym uśmiechem i wyszliśmy z gabinetu. Każdy poszedł w swoją stronę wypełniać obowiązki.

————————————————————
Hola! Tu ja. Kolejny rozdział będzie znów z udziałem Ariadny.❤️🖤O BELLA CIAO BELLA CIAO BELLA CIAO CIAO CIAO❤️🖤

Przeznaczenie//Berlin//la casa de papelWhere stories live. Discover now