Rozdział Szósty

Start from the beginning
                                    

Na drugi dzień zalękniona i kompletnie zagubiona w nowym miejscu Izyda zjawiła się w Asgardzie.
_ w porządku, pani? - Sif spojrzała na nią z troską, gdy pomagała jej rozgościć się w jednej z tysiąca pałacowych komnat.
- Wiesz, czemu Loki mnie nie chce? Przecież nic żem mu nie uczyniła...
- Myślę, że to po prostu szok.

Przekrzywił lekko głowę, patrząc poważnie na Thora.
- Będziesz grzeczny?
Kiwnął jedynie głową, niezdolny, by cokolwiek powiedzieć. Knebel wciąż blokował jego słowa. Thor westchnął cicho i zdjął mu go.
- Wypuść mnie — powiedział natychmiast. - Nic tu po mnie. Nie będę ojcem, bo tak chcecie... Wiem, że sprowadziliście tu tę dziewkę. Wspaniale, niech sobie mieszka, ale ja nie chcę mieć z nią nic do czynienia, rozumiesz? Nie nadaję się na ojca i nie zamierzam nim być!
- Ale będziesz i pojmiesz ją za żonę, Loki. Czas, byś choć w części odpokutował swoje winy.
- A co będzie, kiedy wróci ten prawdziwy Loki? Prawdziwy dla tej rzeczywistości? Jak wytłumaczysz mu, kim jestem? Poza tym, dla tamtej dziewki to zaprawdę nie będzie wielka różnica, jeśli wydasz ją za swego brata, a nie za mnie...
- Nie będę go karać za twoje winy, Loki. Zostaniesz w Asgardzie i stworzysz z Izydą szczęśliwą rodzinę, rozumiesz?
- Jesteś chory, Thorze!
- To ty postradałeś rozum, Loki! Nie wiem, czemu tak się stało, lecz mam wrażenie, że bardzo cierpisz...
- Nie twój interes! - warknął Loki, zakładając ramiona na piersi. - Błagam cię, wypuść mnie! - jęknął. W jego oczach pojawiło się błaganie.
- Cóż tak bardzo cię zmieniło, Loki?
- Powiedziałem ci, byś się tym nie interesował! - ryknął bóg kłamstw, odpychając Thora.
- Bracie... - położył mu dłoń na ramieniu. - Być może szczera rozmowa pozwoliłaby ci pozbyć się tego bólu?
- Nic nie jest w stanie go ukoić — chrypnął, odwracając wzrok.
- Dlaczego? Loki... Powiedz, proszę...
- Nie! Odejdź!
- Pomogę ci przecież.
- Nie! Zostaw mnie wreszcie samego!
- Jak chcesz — westchnął, wychodząc z celi i wracając do Sif. Spojrzała na niego uważnie, gdy usiadł w fotelu.
- Nadal nie zgadza się z faktem, że będzie mieć dziecko z Izydą? - zapytała cicho.
- Niestety nie. Jest niebywale uparty... Ale on cierpi. Nie wiem czemu, bo nie chce powiedzieć, ale wiem, że tak jest.
- Więc pozwól mi z nim pomówić.
- Nie. Jest rozżalony i przestraszony tym, co zrobił. Niech gniew wpierw z niego opadnie. Wtedy pomówimy z nim razem. Nie chciałbym, by skrzywdził cię słowami.

Dwa miesiące później.
- Wypuszczasz mnie? - Loki wyglądał na szczerze zdumionego.
- Oczywiście. Izyda coraz bardziej potrzebuje twej pomocy. Nie możesz więcej tu siedzieć — powiedział Thor, zdejmując z celi magiczną barierę.
- Chyba zwariowałeś... Nie zaopiekuję się nią! Ani bachorem, którego nosi!
- Bracie... Być może temu dziecku będziesz wreszcie szczęśliwy...
- Marne szanse, by dziecko dało mi radość.
- Zawsze warto spróbować. No... Wychodzi, czy jednak zostajesz? - Thor uśmiechnął się wrednie.
- Wychodzę! Skoro i tak nie mogę opuścić pałacu, wolę być uwięziony w nim, niż w tej celi — zrobił krok za próg, oczekując niespodziewanego ataku.Thor parsknął śmiechem, widząc jego minę.
- Hej, nic ci nie grozi...
- Oprócz bachora, którego nie chcę — westchnął, wymijając "brata" i zmierzając na górę.

Zadarł głowę, spoglądając na liczne freski zdobiące korytarze i sufity pałacu, tak inne od tych, które całymi latami oglądał w jego Asgardzie. Tutaj naprawdę był czczony! Nie rozumiał tego, przecież zawsze był uważany za tego złego. Więc jakim sposobem w świecie stworzonym przez niego, mogło być tak inaczej?
- Widzę, że i ty podziwiasz to piękne miejsce — usłyszał za sobą.
- Po coś się tu zjawiła?! - ryknął, odwracając się wściekły do stojącej kilka kroków za nim Izydy. Wzdrygnęła się mocno, kładąc dłonie na zaokrąglonym brzuchu. Skrzywił się, widząc ten gest.
- Co? - wyszeptała przestraszona jego niespodziewanym wybuchem.
- Pytam, czemu tu jesteś, dziewko! Nie mogłaś zostawić mnie w spokoju? Udać przed bratem, że nie wiesz, kto jest ojcem, twego bachora? Musiałaś włazić w moje życie i tak bardzo je zmieniać? Przez ciebie tylko same kłopoty!
- Ależ, Loki... Przecież... Nasze dziecko to dar...
- Może dla ciebie, bo ja nigdy nie pisałem się na coś takiego! To był tylko seks! Zwykła cielesna przyjemność! Ale nie! Ty musiałaś zajść w ciążę i zniszczyć mi życie! Bo nawet nie potrafisz o siebie zadbać!
- Więc... Wolisz, żeby go nie było? - zasłoniła sobie usta dłonią, z bólem w sercu wyczuwając pierwsze ruchy dziecka.
- Oczywiście! Powiedz mi, na cóż mi bachor, którego i tak nigdy nie uznam? Prędzej mu łeb ukręcę! - syknął, podchodząc do niej blisko i patrząc na nią wściekły. - Nie chcę być ojcem, rozumiesz? Mieszkaj tu sobie, jeśli ci tak wygodnie, ale ode mnie ci wara! I żebym go nie słyszał po nocach!
Wyminął ją, nie zważając kompletnie na to, jak przerażona była i ruszył ku stajniom. Cieszył się, że chociaż na to Thor mu zezwolił. W ten jeden sposób mógł uciec od dręczących go myśli i wspomnień. Teraz nawet nie słyszał, jak władca Asgardu nawołuje go, by się zatrzymał. Niemal w biegu osiodłał pierwszego wierzchowca i pędem ruszył przed siebie. Przez tereny mieszczańskie przejechał niczym szaleniec, niemal tratując stojących u na drodze ludzi i skręcił w dzicz. Oddychał ciężko, głęboko pochylony nad szyją wierzchowca i ledwo widząc przez płynące mu z oczu łzy.
W końcu jednak zatrzymał się, gdy ogier zaczął opadać z sił i zeskoczył na ziemię. Kopnął rozwścieczony w piach i opadł na kolana, wrzeszcząc z bezsilności. Gorzkie łzy strachu i bólu spływały mu do gardła, dławiąc go coraz mocniej. Trząsł się przy tym, jakby trawiła go wysoka gorączka. Nie słyszał nawet, jak obok niego zatrzymuje się Thor. Zorientował się dopiero, gdy ten delikatnie położył mu dłoń na ramieniu. Wzdrygnął się mocno niczym zbudzony z głębokiego snu.
- Co się dzieje, bracie?
- Nie jestem twoim bratem! - syknął, zrywając się natychmiast na równe nogi. Spojrzał na wciąż klęczącego Thora spod byka. - Czego tu chcesz?
- Porozmawiać — odparł tamten łagodnie, wstając i robiąc krok ku niemu.
- Nie mamy o czym! - odparł Loki butnie.
- Naprawdę? - ostrożnie starł mu z policzka łzę. - Bo mnie wydaje się, ze owszem... Loki, co się dzieje? Pomijając już to, jak zachowałeś się w stosunku do Izydy, widzę, że naprawdę coś cię trapi. I bardzo chciałbym wiedzieć co takiego.
- To nie twoja sprawa! Odejdź i zostaw mnie w spokoju! - prychnął Loki, odtrącając jego rękę i wymijając go wściekły. Że też Thor zawsze musiał się wtrącać...
- Nie mam zamiaru, dopóki mi nie powiesz, co tak bardzo cię boli, Loki...
- No to sobie poczekasz!
- Martwię się o ciebie, bracie!
- Nie jesteś moim bratem! Nigdy nim nie byłeś! Nawet w moim Asgardzie! Odyn mnie adoptował! Jestem Jotunem!
- Wiem, lecz i tak się martwię. Loki, powiedz mi, proszę... Być może naprawdę uda mi się ci pomóc?...
- Nikt nie jest w stanie tego zrobić! Nikt! Nie chcę już żyć, Thorze! - ryknął, odwracając się do niego. Po jego policzkach znów płynęły łzy, w oczach był ból tak wielki, że zdumiało to Thora. - Nie chcę żyć... Proszę, zrób to dla mnie. Pomóż mi zakończyć to cierpienie.

Loki - zakończoneWhere stories live. Discover now