- Przyjaciele mówili mi Will, ale ty zwracaj się do mnie ta...

Otworzyłam oczy i zauważyłam, że jestem całkiem sama. Dlaczego miewam tak realistyczne sny, w dodatku zawsze musi wystąpić w nich jakąś straszna osoba?!
Usiadłam i spojrzałam na budzik, który wskazywał piętnaście minut po szóstej. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam blask wschodzącego słońca. Przeciągnęłam się. Bolały mniej wszystkie mięśnie, a w żołądku burczało tak głośno, że z początku nie potrafiłam zrozumieć, skąd się wziął ten dźwięk.
Zeskoczyłam z łóżka, kierując się od razu do wyjścia. Kątem oka złapałam swoje odbicie w lustrze i stanęłam jak wryta. Włosy sterczały mi na wszystkie strony, a pod oczami widniały wory, które musiałam jak najszybciej ukryć. Skrzywiłam się z niesmakiem. Przecież nie mogłam wyjść na zewnątrz w takim stanie.
Złapałam leżącą ma biurku szczotkę i przejechałam nią kilka razy po zmierzwionych włosach. Błyskawicznie przebrałam się w mundurek, przeklinając pod nosem spodnie, które zahaczyły się o nałożone wcześniej buty. Zapiełam pasek, poprawiłam kołnierzyk w koszuli i wybiegłam z pokoju, kierując się do łazienki, gdzie umyłam twarz, zaraz później nakładając makijaż podkreślający oczy i zakryłam wory korektorem. Po umyciu zębów wyszłam.
W budynku panowała cisza. Nienaturalna wręcz cisza. Przyszła mi do głowy pewno myśl – a co jeśli Adler się zdenerwował wczorajszego wieczoru i zabrał gdzieś uczniów? Ale wtedy wśród nich byłabym ja. Zbiegłam w pełnym pędzie po schodach, słysząc jedynie stukot własnych kroków, kiedy jednak dotarłam na parter, moim oczom ukazała się grupka uczniów zmierzających uśmiechnięci do jadalni. Zwolniła i razem z innymi weszłam do środka. Zobaczyłam, że Scott stoi na jednym z kredensów i majsterkuje przy żyrandolu. Colin stał obok, przyglądając mu się z powątpiewaniem.

- Będziesz miału nauczkę, jak to urwiesz. – rzucił zrzędliwie i pomachał ręką na mój widok.

W jadalni na każdym stole stały talerze z jedzeniem, które uczniowie podawali między sobą, będąc w pogodnym humorze. Zaczęłam się zastanawiać na jak długo taki spokój się utrzyma?
Wypatrzyłam Killiana i Heydena siedzących przy naszym stoliku i ruszyłam w tamtą stronę.

- Co on robi? – spytałam, siadając na krześle, obok przyjaciół.

- Scott usiłuje naprawić żyrandol, a Colin go krytykuje. Nic nowego. – Odparł Heyden przegryzając kanapkę.

Nie zauważyłam, żeby coś były nie w porządku z żyrandolem, ale zanim dążyłam powiedzieć to na głos, do jadalni wkroczyła Olivia i skrzywiła się na widok Scotta.

Wyciągnęłam rękę po jedną z trzech pustych szklanek stających na środku stołu, a drugą po dzbanek z kompotem.

- Lepiej zostaw to w spokoju, tylko pogorszysz sytuację – Powiedziała Olivia.

- Gorzej już być nie może. – Colin pokręcił głową z wątpieniem.

- Jak zepsuć coś, co nie działa? – Scott zerknął w dół z pogardą na dziewczynę.

Olivia bez słowa obróciła się na piecie i pomaszerowała do naszego stolika. O dziwo dziewczyna zmieniła swoje podejście do mnie na dużo cieplejsze podobnie jak większość uczniów. Wreszcie czułam się normalnie, akceptowana albo zwyczajnie znudziło im się na okrągłe rozmowy na mój temat.

Dziewczyna spojrzała przez ramię na swojego  chłopaka, po czym szybko odwróciła głowę, gdy Arthuro również na nią spojrzał. Założyła kosmyk włosów za ucho i  sięgnęła po chleb z serem, szynką zachowując się podejrzanie cicho.

- Co się stało pomiędzy tobą a Arthuro? – spytałam zaciekawiona.

- Pokłóciliśmy się. – Spochmurniała, tracąc apetyt.

Akademia nadprzyrodzonych Where stories live. Discover now