Wyklęci

1.1K 68 5
                                    

- Chcecie? - Colin podsunął mi czekoladowe ciastka przed nos. - Olivia mi kilka przyniosła, ale nie sądzę, żeby ona je upiekła. Zazwyczaj albo wszystko co ugotuje spali, albo wyjdzie jej ohydne, nie do spożycia.

Killian wzruszył ramionami wpatrując się w jeden punkt - okno - od chwili przybycia do pokoju.

- Dobra Meyer, pewnie już Killian powiedział Ci, że głupio zrobiłaś wchodząc do lasu, ale jak mam być szczery nie obchodzą mnie miejsca, do których chodzisz. Nawet las, tylko...

- Zamknij się przez chwilę! - Ryknał rozdrażniony Killian, strzykając palcami z nerwów.

- Zaczynam żałować, że z wami nie poszedłem. - Przyznał, odkładając talerz na parapet i siadając na krześle.
- Co mnie ominęło?

Jego pytanie było zwrócone do Killiana, który wirował myślami gdzieś indziej i nie przejmował się współlokatorem, który patrzył się tępym wzrokiem na niego. Stał nieruchomo przy oknie z założonymi rękami i posępną miną.

Lekko pochyliłam swoje ciało do przodu, objęłam kolana rękami i wyjaśniłam całe zajście w lesie ze szczegółami. Opowiadając poczułam jak coś zaciska się w moim gardle, a głos się załamał. Nie chciałam pokazywać przy nich chwili słabości, z całych sił próbując nie uronić łzy. Wpatrywałam się w kinkiet, z którego dobiegała taka jasność, jakby w środku zamiast żarówki umieszczony był dziki ogień, przypominający oczy przerażającej istoty, spotkanej pod kaplicą.
Słyszałam o wampirach, wilkołakach, ale nigdy o czymś takim. Oparłam się placami materaca łóżka, kładąc tył głowy na kołdrze.

- I co było później? - zapytał Colin zaciekawiony, lecz nie próbując nawet udawać bycie poważnym. Wyglądał jakby usłyszał ciekawą legendę, lub oglądał film, przegryzając przy tym ciasto.

- Później wybiegliśmy z kaplicy. Colin, powiedz mi jak ty możesz cokolwiek jeść, w takiej sytuacji? - spojrzał na kolegę przez ramię.

- Nic nie poradzę, zajadam stres, już taki jestem, gdy się denerwuje. - wytarł dłonie w okruchach o białą koszulę będąca częścią mundurku. - Może dyrektor zobaczył, jak się wymykacie ze szkoły i poszedł za wami? Tak przecież też mogło być, prawda? - zapytał, oczekując potwierdzenia.

- Nie, to było coś innego. - odpowiedziałam.

- Myślę, że to oczywiste, że dzieje się coś złego w tej kaplicy i Adler o tym wie. - Killian usiadł obok mnie, prostując nogi. -Przepraszam Lyso, że Ci nie wierzyłem. Żaden z nas. - Spojrzał na mnie smutnymi oczami, prawą rękę kładąc na moim barku.

Drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia wbiegł wilk o srebrzystym futrze. Na początek spojrzał na mnie, a zaraz potem zaczął obracać głową na wszystkie strony, szukając czegoś wzrokiem.

- A więc tu jest nasz piesek. - Colin poderwał się z krzesła ledwo powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.

Killian i Heyden w wilczej postaci zgromili go wzrokiem.
Wilk otworzył nosem drzwi od szafy, biorąc do pyska pierwsze, lepsze ubrania, które zauważył. Nie należały do niego, jednak żaden z chłopaków nie zaprotestował pożyczenia odzieży. Patrzyłam w jego gęsta sierść, walcząc z odruchem dotknięcia. Mogłam sobie jedynie wyobrazić jego miękkie uszy i sierść, dłuższą od zwyczajnego wilka.

Colin otworzył drzwi zmiennokształtnemu od garderoby i zamknął tuż za jego ogonem.

- Czemu muszę dzielić pokój z błaznem? - Killian wypowiedział swoje słowa tak cicho, że ledwie go usłyszałam, a siedziałam tuż obok. Pokręcił głową.

- Nie nazywaj mnie "pieskiem"! - Krzyknął urażony Heyden ludzkim głosem dobiegającym zza garderoby. - Jeszcze raz to powiesz, a Ci przyłożę! - W jego głosie słychać było obietnicę.

Akademia nadprzyrodzonych Where stories live. Discover now