– No dobrze, ale może najpierw powiesz mi, jak się nazywasz? Pomijając już nawet, że to powinno paść znacznie szybciej, niż propozycja wspólnego mieszkania.

Tamten, słysząc to, zaśmiał się melodyjnie i wyciągnął przed siebie rękę.

– Park Seonghwa. 21 lat, student. Mieszkam sam odkąd zacząłem studia, czyli od około dwóch lat.

– Jung Wooyoung. Również 21 lat, student. Jestem bezdomny... – ostatnie zdanie wypowiedział znacznie ciszej niż resztę, jednoczesnie ściskając jego rękę – A ty co tu robisz?

Spojrzenie Seonghwy pociemniało lekko, a on nie odpowiedział od razu.

– Przemyśl jeszcze moją propozycję. I tak nie masz gdzie iść, a mi to różnicy nie robi.

– Wszystko w porządku? – Fakt, że zignorował jego pytanie, zaniepokoił go lekko.

– Jasne – uśmiechnął się – To po prostu długa historia, kiedy indziej ci opowiem.

Wooyoung siedział chwilę w zamyśleniu. Czy miał jakiś wybór? Nie mógł wprowadzić się do swoich przyjaciół, bo oni mieli swoje problemy i już i tak ciasne mieszkania. Powrotu do tego chuja nawet nie rozważał, a z rodziną pokłócił się i zerwał kontakt odkąd wyszło na jaw, że jest gejem.

Spojrzał się na Seonghwe przenikliwie, ale tamten tylko bawił się skórkami przy paznokciach i zdawał się nic nie robić sobie z tego, że się na niego gapił.

– Jeszcze raz. Mieszkasz sam?

– Tak.

– I jesteś w moim wieku?

– Tak.

– I dlaczego niby chciałbyś przyjmować pod swój dach obcą osobę?

– Zawsze to jakiś dobry uczynek, a mi to obojętne jak już wspomniałem. Mam całkiem duży dom, więc to dla mnie bez różnicy.

– Hmmm... – Zamyślił się ponownie, intensywnie wpatrując się w Seonghwe. Nie wyglądał na groźną osobę. Nie wiedział dokładnie jak to opisać, ale miał nieodparte wrażenie, że coś go dręczy.

Przypatrzył się jego profilowi i doszedł do wniosku, że jest naprawdę przystojny. Praktycznie idealnie równy nos prowadził linię, która przy łuku kupidyna zaokrąglała się znacznie, żeby zaraz potem przybrać kształt jego równych, pełnych warg i zejść na dół, zarysowując małą brodę i wyraźne jabłko Adama.

Ale to oczy nadawały mu prawdziwego uroku. Duże, ciemne i błyszczące, wyglądały jak dwa świecące kamyczki zrobione z nadzwyczaj pięknego materiału.

– Na pewno nie będziesz miał nic przeciwko? – Dopytywał zaborczo. Wolał się upewnić, niż potem zostać z ręką w nocniku.

– Tak, ale mam jeden warunek.

– Czemu wcześniej o nim nie wspomniałeś? – zapytał, widocznie zirytowany nagłymi komplikacjami.

– Dopiero teraz mi wpadł do głowy. Zresztą, chyba nie myślałeś, że pomogę ci za darmo?

Słysząc to, spojrzał na niego z rezygnacją i westchnął.

– Więc? Jaki to warunek?

– To proste, musisz mi pomóc.

– To znaczy?

– Będziesz musiał ze mną spędzać czas i rozmawiać. Mogę też wymagać intymnych czynności typu pocałunki, czy seks.

– To tyle? – szczerze zdziwiony Wooyoung spojrzał na niego podejrzliwie, skanując jego twarz w poszukiwaniu oznak żartu.

– Tak.

– Na pewno? Żadnych innych ukrytych warunków?

– Tak.

Wooyoung ostatni raz się zamyślił, po czym wzruszył ramionami. Dogodny seks nie był dla niego problemem, tym bardziej sporadyczne pocałunki czy inne intymne rzeczy. Wręcz przeciwnie - w zamian za dach nad głową, dla niego ta oferta była wręcz jednym wielkim plusem.

– W takim razie prowadź. Najwyżej skończę powieszony na jakimś haku – Usłyszał w odpowiedzi cichy chichot, po którym Seonghwa wstał.

– A więc chodźmy – Powiedział, ale Wooyoung szybko zasadził dwa posuwiste kroki i niespodziewanie znalazł się tuż przy nim.

– Seonghwa?

– Tak? – Zapytał, szczerze zaskoczony, a jego oczy rozszerzyły się, kiedy poczuł, jak Wooyoung splata ich palce ze sobą.

– Nie wiem, co się dzieje u ciebie teraz, ani jak się czujesz, ale obiecuję, że postaram się cię z tego wyciągnąć.

Zaskoczenie na twarzy Seonghwy zniknęło, a pojawiła się zwykła ciekawość.

– Więc spróbuj – odparł, przyglądając się mu badawczo.

– To co, idziemy? – Zapytał całkiem radośnie Wooyoung i ruszył przed siebie, mijając stojącego jak słup soli Seonghwe.

– Wooyoung.

– Tak? – Odwrócił się i uniósł brwi.

– Obiecujesz?

– Ale że co? – Zapytał zbity z tropu

– Że mnie z tego wyciągniesz.

– Taka jest umowa w zamian za możliwość mieszkania u ciebie, nie?

– Pytam Wooyounga, nie bezdomnego chwytającego się jedynego wyjścia.

Wooyoung uniósł brwi jeszcze wyżej, po czym lekko się uśmiechnął.

– Jasne – znowu zrzucił swoje ciuchy na pobliskie krzesło i podszedł do Seonghwy – Obiecuję – Powiedział, wystawiając do niego mały paluszek prawej ręki.

Park spojrzał się na jego rękę i splótł z nim swój mały palec.

– Za żadne skarby nie możesz złamać tej obietnicy. Wiesz, że jeżeli ją złamiesz, to będziesz musiał sobie amputować ten palec?

– Bardzo lubię swoje palce, więc dotrzymam słowa choćby nie wiem co. No i ciebie też lubię – puścił mu oczko.

– Znamy się od niecałych 15 minut – powiedział zimno, mijając go.

– I właśnie to jest czar tego wszystkiego! – roześmiał się głośno, szybko zbierając swoje rzeczy i pobiegł za nim, zaczepiając go głupio co jakiś czas.

Po chwili wędrówki dotarli do długiej, lśniącej limuzyny z przyciemnianymi szybami.

– Wsiadaj – Powiedział Seonghwa, jednocześnie samemu wchodząc do auta.

Wooyoung natomiast patrzył się jak sroka w gnat na luksusowe auto, nie wiedząc, co począć.

To musiał być jakiś porywacz.

– Wsiadasz? – Seonghwa wychylił się lekko i zmarszczył się ponaglająco.

Jeszcze raz spojrzał w jego błyszczące, ciemne źrenice i Wooyoung wiedział, że wpadł po uszy.

Trudno, najwyżej go zabije.

Wgramolił się do auta i zajął miejsce obok niego. Jak tylko jego głowa dotknęła miękkiego, skórzanego zagłówka, poczuł, jak cały stres dzisiejszego dnia z niego ucieka i jak jego powieki stają się coraz cięższe.

Po chwili zasnął, a na usta Seonghwy wpełzł tajemniczy uśmiech.

promise - 𝚂𝙷 𝚡 𝚆𝚈Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz