Tylko Jak Masz Dowody

Start from the beginning
                                    

- Ziemia do Lysy. – Heyden pomachał mi ręką przed twarzą, zauważając moje zamyślenie.

- Co? – zapytałam zdezorientowana, przeciągając dłońmi po twarzy.

- Przez chwilę byłaś nieobecna. – Colin odepchnął się od stolika. – Może ta cała „wycieczka”, wcale Ci nie pomogła dojść do siebie.

Zignorowałam jego słowa, jakby ich nie wypowiedział. Co on myślał, że wyjadę i wrócę jako zupełnie inna osoba? Ponownie zaczęliśmy poruszać temat nieznajomego mężczyzny, choć żaden z nich nie miał ochoty na kolejną rozmowę o nim. Upierali się, że mam zwidy, nie chcieli mi uwierzyć. Rozejrzałam się. Gdy zaczęło się ściemniać większość uczniów zaczęło wychodzić, a ci, co zostali dłużej, wątpię, żeby chcieli nas podsłuchiwać.

-... Ta szkoła jest bezpiecznym miejscem. Pamiętasz, jak byłaś nieprzytomna na kilka dni? – spytał Killian, wstając i zapalając żyrandol nad naszym stolikiem.

Wokół panowała cisza, spojrzałam przez ramię Colina na las za szybą. Mam wyjść teraz, czy może za chwilę? Jedynie przerażała mnie ciemność, nie bałam się Tristana. Czułam, że mogłam mu zaufać.

- Pamiętam, ale dlaczego do tego wracasz?

- Obudziłeś się przestraszona, nie mogąc zapanować nad emocjami, a najbardziej nad strachem. – Heyden mówił powoli, wyraźnie. – To było szokujące, najpierw spałaś oddychając bardzo wolno, a kilka dni później budzisz się nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Jestem przekonany, że ten mężczyzna jest jedynie wytworem wyobraźni.

Szczerze, zdziwiłabym się, gdyby z jego ust padły inne słowa. Stawał się przewidywalny i lubił mieć zawsze racje.

- Tym razem to nie jest sen. – Trzymałam się swojej racji.

- W takim razie, dlaczego nikt poza tobą go nie widział? – Wtrącił się Killian, przyglądając mi się z ciekawością, jakbym miała coś niewidzialnym tuszem wpisane na czole.

- Nie wiem, pojawia się z nocy, kiedy śpicie. – Wzruszyłam ramionami.

- I akurat ze wszystkich uczniów, to ty widziałaś jakiegoś faceta? – Odparł Heyden – Dwa razy?

Widział go również Tristan, ale lepiej nie wspominać o nim. Niepotrzebnie ich rozzłoszczę, rozpoczynając temat mężczyzny z lasu, co zazwyczaj kończy się ostrym wymienieniem zdań.

- Na to wygląda.

Bursztynowe oczy Killiana na chwilę spotkały się z moimi. Wyraz jego twarzy się zmienił. Była to tylko jedna zmiana, ale dostrzegłam ją, choć nie umiałam powiedzieć, co oznaczała.

- Nie chce mi się w to wierzyć. – Odparł.

- Wierzysz, tylko w to, co widzisz, ale nie możesz mi zaufać, skoro chcę was ostrzec? – Nie chciałam źle, przecież mówiłam to dla ich oraz swojego bezpieczeństwa. – Czuję, że coś się zbliżała.

- Dobra, załóżmy, że masz rację i ktoś tu był w nocy. Dlaczego zakładasz najgorsze? Może to stary przyjaciel Adlera. – Colin złapał za kubek kolegi i wypił trochę kawy, która zdąrzyła wystygnąć. Killian nie miał nic przeciwko.

- Żaden, przyjaciel jak już to wspólnik. Chciał krwi wampira w zamian za pieniądze. Podejrzewam, że to był cel Adlera: Otworzyć Akademie dla nadprzyrodzonych, dać in niby bezpieczeństwo, a następnie zabijać, czerpiąc pokaźne sumy.

- To wszystko wywnioskowałaś z tak krótkiej rozmowy? – Parsknął Colin. – Następnym razem, jak chcesz, żebyśmy Ci uwierzyli, nagraj ich rozmowę.

- Moje słowa wam nie wystarczą? Przecież się przyjaźnimy, powinniśmy sobie ufać nawzajem. – zmarszczyłam brwi, zamykając głośno książkę przed sobą.

- Lyso, gdyby to mały drobiazg, bądź problem z uczniem, to uwierzylibyśmy Ci, ale sprawa jest poważniejsza. Potrzebujesz dowodów, jeśli chcesz, aby ktoś Ci uwierzył. – Głos Heydena był spokojny i przekonujący.

Spojrzałam na żyrandol ozdobiony szklanymi wzorami róż i dziesięcioma żarówkami.

- Jeśli niesłusznie oskarżymy Dyrektora, możemy zostać wyrzuceni ze szkoły, bez powrotnie. – dodał, pochylając się i ściszając głos.

Nadal nie byliśmy w bibliotece sami.

- Wiecie, co. Ja mam to gdzieś, może mnie nawet wyrzucić, ale nie pozwolę, żeby ginęli nadprzyrodzeni.

- A widziałaś, żeby dyrektor kogokolwiek zabił?

Colin z Killianem siedzieli cicho, nie odzywając się nawet słowem, tylko słuchali.

- No nie... – powiedziała markotnie.

- Właśnie. – Jego oczy rozbłysły – Powtarzam Ci to od samego początku twojego przyjazdu i będę powtarzał jeszcze setki razy, aż do ciebie dotrze, że jedynym zabójcą jest Łowca.

- Dobra, skoro się upierasz, może pójdziesz razem ze mną do lasu?

- Że, przepraszam bardzo, gdzie? – zamrugał kilkakrotnie.

Wampiry zrobiły minę, jakby nie dowierzali moim słowom.

- Dobrze słyszałeś, do lasu, a dokładniej mówić do Kapicy. – Odparłam pewnie, prostując plecy i unosząc wyżej podbródek. – Widziałam, jedną w środku lasu.

Killian złapał się za włosy, zaciskając na nich tak mocno palce, jakby zaraz chciał je sobie powyrywać, kosmyk za kosmykiem.

- Tak, stoi tam kaplica, ale nie możesz tam wejść. – W oczach Killian pojawiło się ostrzeżenie. – Nikt nie może.

- Kto mnie powstrzyma?

- My. Czytałeś regulamin, prawda? Jesteś tu wystarczająco długo, żeby wiedzieć o zakazie dotyczącym zbliżania się do lasu, a już tym bardziej kaplicy. – Jego miną pozostawała poważna, jednak bał się, że zrobię coś głupiego.

- Jak to tym bardziej? Nikogo nie ciekawiło, co się w niej kryje? – błądziłam spojrzeniami między chłopakami.

- Wyobraź sobie, że nie. – Heyden wstał, zaczynając wpychać książki do plecaka. – Większość za bardzo się boi, zbliżyć się do samego lasu, mówią również o Łowcy, który podobno najwięcej czasu w niej przebywa.

- Czyli niczym was nie przekonam?

- Zdecydowanie nie. Nie po to jest ta szkoła, by uczniowie łamali zasady i udawali się do niebezpiecznych miejsc.

„Gbur” pomyślałam o Heydenie. Rany, czy on zawsze musi być taki poważny? Czasami się czuję, jakbym rozmawiała z dorosłym mężczyzną, a nie chłopakiem kilka lat starszym. Już prędzej spodziewałam się takiego zachowania u Colina i Killiana, zważywszy, że mają ponad trzysta lat.

- Spoko. Rozumiem. – Wstałam, sprowadzony spakowałam swoje rzeczy do plecaka i odeszłam wyprostowana, zostawiając chłopaków samych.

Akademia nadprzyrodzonych Where stories live. Discover now