Wina Starszego Brata

Comenzar desde el principio
                                    

- To musiało być dla ciebie straszne, ale proszę, nie krzywdź go. - Powiedziałam błagalnie, złączając ręce. - Proszę.

- Nie do was chowam urazę. - Zwrócił się do mnie.

- Ona cię kochała. Była dobra, więc ty też, nie rób tego. - Próbowałam go przekonać i chyba z rezultatem, bo coraz bardziej zaczął się wahać. - Błagam. Zabiciem niewinnej osoby, nie przywrócisz jej do życia, a tylko narazisz się Heledinowi. Nie zniżaj się do jego poziomu. Proszę - Zacisnęłam mocno zęby, a po twarzy zaczęły spływać mi łzy.

Mężczyzna zgasił ogień i rzucił małym przedmiotem o ziemię. Jego oczy przybrały barwę czerwieni. Podniósł Killiana za bluzkę rezygnując z zabójstwa, jednak gdy patrzył na niego, na jego twarzy dostrzec można było odrazę i wstręt. Nigdy nie wybaczy zabicia ukochanej, nigdy też nie zapomni jej. Będzie chciał się zemścić na Heledinrze, ale nie kosztem czyjegoś życia.

Z łatwością rzucił Killianem o ceglany mur, na którym chłopak pozostawił krwawy ślad przed spadnięciem na ziemię. Killian wydał z siebie odgłos przepełniony bólem, jednak przeżył.

Mężczyzna ze smutnymi oczami obrócił się do mnie, przybierając ludzki wygląd.

- Dziękuję. - Powiedziałam, ocierając policzki z łez.

Miał uniesione ku górze wewnętrzne kąciki brwi i otwarte usta, chcą coś powiedzieć. Szczerze współczułam mu, bo wiedziałam, że będzie żył wieczność w bólu i tęsknocie.
Miłość łatwo nie przemija, a ja prawie straciłam kogoś bliskiego, na kim mi bardzo zależy.

- To nie dla ciebie. - Powiedział wolno i niższym głosem rozluźniając mięśnie, po czym postawił dwa kroki i zniknął.

Podbiegłam do Killiana i uklękłam przed nim, patrząc na obrażenie. Wyglądało wstrętnie, kiedy wyjmował z niego odłamki zakrwawionego drewna. Kiedy wyjął ostatni, odetchnął z ulgą, a skóra stopniowo wracała do normalnego, porcelanowego odcienia.

- Co to było?

Rana Killiana zagoiła się natychmiastowo, więc chłopak wstał, wyrzucił daleko odłamki drewna i otrzepał ubranie.

- Tak właśnie działa werbena w połączeniu z drewnianymi przedmiotami. - Obrócił mnie ku sobie łapiąc mocno za ramiona. Nasze spojrzenia się spotkały, a twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. - Dziękuję. - Powiedział wdzięcznie. - Uratowałaś mi życie.

- Wiem. - Uśmiechnęłam się.

- Muszę jeszcze z kimś porozmawiać.

.....

- Wyjeżdżamy. - Jego ton stał się ostry. - Wypadałoby się pożegnać.

Weszliśmy do Baru, z którego goście zdążyli wyjść, a ostatnią osobą, jaka została była barmanka nalewająca sobie alkoholu. Stała za barem, za którym spędzała większość czasu i topiła smutki w mocnej wódce, od której kręciło w nosie.

- Tak. - Spuściła głowę.

Atmosfera w powietrzu stawała się coraz bardziej napięta.

- Powiesz mi, dlaczego razem z tamtym wariatem, chcieliście mnie zabić?

- Zaraz, co? - Nie do końca rozumiałam słowa Killiana.

- Tą martwą dziewczyną była Zolerin, prawda? Chcieliście zabić mnie, żeby zemścić się na moim bracie, dlatego zadzwoniłaś do niego, poinformować, że tu jestem.

- Zolerin była moją przyjaciółką, nie zasługiwała na śmierć.

Odwróciła się do nas plecami, ale Killian nie zamierzał kończyć rozmowy. Pojawił się w wampirzym tępię przed nią, z kamiennym wyrazem twarzy.

- Mógłbym cię zabić bez problemu, ale nie zrobię tego. Nie jestem zabójcą jak mój brat, więc oszczędzę cię.

Złapałam Killian za przedramię i pociągnęłam w stronę wyjścia. Przez chwilę stał nieruchomo niczym posąg, ale po chwili objął mnie ramieniem i wyszliśmy w ciemną noc.

- Mam do ciebie prośbę.

Chwyciłam za klamkę samochodu stającego pod lampą i weszłam do środka.

- Jaką? - Mimo że miałam na sobie kurtkę Killiana zrobiło mi się przerażająco zimno, więc objęłam się rękoma.

- Nie wspominaj ani słowem Heydenowi. - Odpalił samochód i ruszyliśmy z miejsca, prosto do Akademii.

- Dobrze, a Colinowi mogę?

- Mu raczej też nie. Jak się dowie, codziennie będzie mi wypominał fakt, że uratował mnie człowiek.

Roześmiałam się.
Co prawda, nie tak wyobrażałam sobie ten dzień, jednak życie jest pełne niespodzianka zarówno tych dobrych, jak i złych. Nigdy nic nie wiadomo, co przyniesie los i kto stanie nam na drodze, natomiast jedną go jestem pewna - nie jestem sama. W szkole są nadprzyrodzeni, którzy się o mnie martwa z wzajemnością, dlatego nigdy nie chciałabym, żeby ich również spotkała krzywda.

Akademia nadprzyrodzonych Donde viven las historias. Descúbrelo ahora