Konina czy sałatka z hobbita?

118 5 0
                                    

Przez następne dni podróżowaliśmy na wschód ku coraz dzikszym krainom. Bilbo musiał przywyknąć do towarzystwa krasnoludów ale z chęcią umilałam mu czas w towarzystwie tych nieokrzesanych istot chociażby rozmowami. Cieszyło mnie, że hobbit postanowił jednak do nas dołączyć. Pan Baggins, mimo, czasem, różnych opinii na temat wielu spraw był świetnym rozmówcą. Była jednak rzecz która nie dawała mi spokoju. Bilbo nie był wojownikiem, bałam się co będzie kiedy dojdzie do prawdziwej walki. Dzikie kraje były coraz bardziej niebezpieczne a Bilbo nie miał nawet scyzoryka. Na szczęście na razie nie było źle i nie trafiliśmy na nikogo nieprzychylnego naszej wyprawie.
Pewnego dnia siedzieliśmy sobie na jakiejś półce skalnej, rosło tam kilka drzew i krzewów, w sumie była to taka trochę .polanka. Było późno ale niewszyscy spali. Kilo i Fili mieli wartę, Balin i Dwalin siedzieli, Gandalf ćmił tą swoją fajkę, Thorin chyba nad czymś myślał a Bilbo częstował swojego kuca jabłkiem.
„Chyba się polubili."
Wtem do naszych uszu dobiegły niepokojące skrzeki. Znałam ten odgłos, każdy kto nie spał od razu drgnął.
-C-co to było?- spytał Bilbo
-Orkowie.
-O-orkowie?
-Tak, pełno ich w samotnym kraju...
-Atakują tuż przed świtem, kiedy wszyscy twardo śpią.- bracia droczyli się z przestraszonym hobbitem.
-Dość.- warknęłam widząc reakcję Thorina na żarty siostrzeńców.
-Myślicie, że to śmieszne? Waszym zdaniem atak orków to żart?- spytał dowódca kompanii.
-Wcale tak nie myślimy.
-W ogóle nie myślicie. Nie znacie tego świata.
Krasnolud odszedł. Chłopacy i Bilbo wyglądali na trochę zdziwionych.
-Nie przejmujcie się tym.- odezwał się Balin- Thorin ma powody i to poważne, by nienawidzić orków.
I stary krasnolud opowiedział im o bitwie o Morię. Sama sięgnęłam pamięcią do tamtego wydarzenia. Przed oczyma znowu miałam Azoga plugawego trzymającego odciętą głowę króla, jak i jego pojedynek z Thorinem, młodym księciem. To wtedy narodziła się legenda Dębowej tarczy ale wtedy też upadły szanse na odbicie Morii w ciągu najbliższych wielu lat.
-... ktoś kogo mogę nazwać królem.- Balin skończył opowiadać. Wszyscy patrzyli na Thorina.

-A Blady Ork?- Spytał Bilbo?

-Uciekł do nory w której się niegdyś narodził. Już dawno zdechł od ran.
Westchnęłam i spojrzałam na czarodzieja, to samo zrobił stary krasnolud. We trójkę wiedzieliśmy, że to nie prawda ale na tą chwilę milczeliśmy.
Reszta nocy minęła nam spokojnie ale rano obudził bas bardzo nie przyjemny deszcz. Chcąc nie chcąc ruszyliśmy dalej. Ja miałam to szczęście, że deszcz nie robił mi nic, mogłam sprawić by na mnie nie padał, w sunie by nie poadał na żadne z nas ale nic z tym nie zrobiłam. 

Dori coś tam narzekał, że Mithrandir mógłby coś z tą ulewą zrobić.
-Toż to tylko deszcz mój drogi. Ma to do siebie, że pada puki nie przestanie. Jeśli chces kontrolować pogodę poszukaj sobie innego czarodzieja.- odparł mu czarodziej.
-A są inni?
-Co?
-Inni czarodzieje?- pytał Bilbo.
-Cóż, jest nas pięciu. Najpotężniejszy z nas to Saruman, biały. Dalej dwóch błękitnych, wyleciały mi z głowy ich imiona.

-Pallando i Alatar
-A piąty czarodziej?
-To Radagast.
-To wielki czarodziej czy... taki jak Ty?
Gandalf chyba poczuł się trochę urażony.
-To bardzo wielki czarodziej... w pewnym sensie. Ale woli towarzystwo roślin i zwierząt. Jego czujne oko strzeże lasów daleko na wschodzie bo tam zło tylko się czai by znaleść przytułek.
Tak nam mijała podróż. Na rozmowach na różne tematy.
Po jakichś dwóch, trzech dniach od rozmowy o czarodziejach dotarliśmy do jakiegoś rozwalonego domostwa.
-Tu mieszkał jakiś farmer...
-Z rodziną. Ciekawe co się stało.
-Powinniśmy jechać dalej. Najlepiej do ukrytej doliny.- sugerował nasz przewodnik.
-Za nic w świecie się do niej nie zbliżę.
-Elfy mogły by nas napić i pomóc. Mamy mapę której nie rozumiemy. Lord Eleond mógłby coś poradzić.
-Smok atakował Erebor, czy elfy nam pomogły? Orkowie przejęli Morię, bezcześcili nasze świątynie a elfowie patrzyli z założonymi rękoma. Mam zaufać tym którzy zdradzili mego ojca i dziada?
-Przecież nie jesteś nimi Thorinie.- zauważyłam.
-Nie dałem Ci mapy i klucza byś rozpamiętywał przeszłość!- Gandalf się denerwował coraz mocniej.
-Nie wiedziałem, że należą do Ciebie.
Przegiął. Czarodziej chwycił swoją laskę i wkurzony ruszył gdzies.
-A ty dokąd... Gandalfie?- spytał Bilbo.
-Dość mam krasnoludów an dziś. Idę szukać osoby która ma choć odrobinę rozsądku.
-Czyli?
-Samego siebie!!!!
I poszedł. Byłam jednak pewna że wróci.
Nadszedł wieczór, Bombur przygotował kolację ale ja nie skorzystałam. Wolałam lembasy z Lorien. Miałam ich jeszcze kilka.
Bilbo martwił się o nieobecność czarodzieja ale Bofur go od tego odciagnął prosząc byśmy zanieśli kolację Filiemu i Kiliemu którzy pilnowali kuców.
Znaleźliśmy ich wpatrujących się w gąszcz lasu.
-Coś się stało?
-Thorin kazał nam pilnować kuców...
-Ale dwa z nich zniknęły.
Rozejrzeliśmy się.
-Nie ma Daysy i Bunga.
-Thorin będzie wściekły. Powiemy mu?- spytał Bilbo.
-Wiesz, jesteś naszym włamywaczem, może się trochę rozejrzysz?
-Zdaje się, że coś dużego wyrwało te drzewa.- wskazał na powalone drzewa leżące dookoła,
-Brawo za spostrzegawczość,- mruknęłam
-Dużego i p-pewnie niebezpiecznego.
Wtedy usłyszeliśmy trzask łamanych gałęzi i rżenie koni oraz ciężkie, bardzo ciężkie kroki. Ukryliśmy się w krzakach. Spomiędzy drzew wychynęła wysoka na cztery metry, gruboskórna, obrzydliwa istota. Pod pachami trzymała kolejne dwa kuce.
-Co to?
-Trolle. Głupie, powolne, stworzone z kamienia istoty. Często napadają w nocy na podróżnych którzy rozbili obóz zbyt blisko ich domu.
Podeszliśmy bliżej i ukryliśmy się za powalonym drzewem skąd mieliśmy dobry widok na ich ognisko. Trzy trolle, cztery porwane kuce. Rzadko kiedy ktoś podróżuje tą trasą, musiały być głodne, pewnie nie pogardziłyby krasnoludem czy hobbitem.
-Co teraz?
-Wiesz- odezwał się jeden z braci do Bilba.- Jesteś naszym włamywaczem, mógłbyś je uwolnić, czy coś.
-Co? Nie, nie ma mowy.
-Nic Ci nie zrobią bo są głupie i powolne. Ja w razie czego to chuknij dwa razy jak puszczyk i raz jak puchacz.
-Co?
Ale bracia już znikneli.
-Jak chcesz to pójdę z Tobą.

who I really am?Where stories live. Discover now