Rozdział 4. Enchanted

16 0 0
                                    

ZARA'S POV


            -Kochana – Stella zlustrowała mnie wzrokiem z góry na dół. – Dziś nie wrócisz do domu sama – posłała mi lekki uśmiech.

-Nie – zaśmiałam się. – Wrócę z wami. Chyba, że ty masz inne plany co do swojego pobytu tutaj.

-Nigdy nie wiesz, co przyniesie noc – rzuciła tajemniczym głosem i uniosła kieliszek z winem do góry na znak toastu. Nie czekała na moją reakcję i wypiła do końca biały trunek znajdujący się w szklanym naczyniu.

Spojrzałam na siebie jeszcze raz w lustrze. Miałam na sobie obszerne jeansy z dziurami na obu nogawkach, czarny top na ramiączkach, który lekko odsłaniał mi brzuch oraz skórzaną kurtkę. Mój strój nie różnił się dużo od tego, który ubrałabym również do pracy lub na zwykłe wyjście na kawę, Stella jednak, już lekko pijana, nigdy nie szczędziła komplementów w moją stronę.

-Dobra, laski! – usłyszałyśmy głos Kianny dobiegający z dołu. – Dawać, chciałabym się stąd w końcu ruszyć.

Razem z blondynką złapałyśmy za swoje małe torebki i zeszłyśmy na dół. Mój pokój znajdował się na poddaszu budynku, przez co musiałam pokonać dwie konstrukcje drewnianych, skrzypiących schodów.

Dźwięk sandałów na obcasie, które miała na sobie Stella roznosił się na cały budynek. Dziewczyna jak zwykle wyglądała najseksowniej z nas. Oprócz odkrytych butów miała na sobie krótką, czarną spódniczkę i koszulę w serek ze sporym dekoltem. Pomalowane na bordowo usta i duże, złote kolczyki tylko dodawały jej seksapilu.

Kiedy już byłyśmy przy wyjściu wsunęłam na stopy czarne vansy i ostatni raz upewniłam się, że mam w torebce wszystkie potrzebne rzeczy.

-Już! – Ki klepnęła mnie w tyłek dając mi znać, że mam opuścić mieszkanie jak najszybciej, bo chce zamknąć za nami drzwi.

Wzięłam głęboki wdech świeżego powietrza, tylko po to, żeby za sekundę poczuć zapach papierosa, którego Stella już zdążyła odpalić przed domem. Również wyciągnęłam jednego z paczki, którą miałam w torebce i ruszyłam wraz z przyjaciółkami w stronę centrum miasta.

Kiedy weszłyśmy do lokalu, grupka naszych znajomych już tam siedziała. Mitch pomachał w naszą stronę dając znać, że zajął nam trzy miejsca. Podeszłyśmy do baru, przy którym stał Lucas, kolega Mitchella ze studiów oraz nieznajomy chłopak. Opierał się o blat i czekał, aż barman poda mu drinka. Przywitałam się z Lucasem i wyciągnęłam rękę w stronę wysokiego bruneta, aby mu się przedstawić. Dopiero wtedy zauważył, że w ogóle ktoś do nich podszedł.

-Zara – powiedziałam i nasze spojrzenia się spotkały.

-Chase – odparł ściskając moją dłoń. Następnie odwrócił się do barmana, aby zapłacić za już gotowe whisky z colą.

Ciężko jest mi stwierdzić, co dokładnie poczułam w tamtym momencie. Chłopak był przystojny, nawet bardzo. Ale tu nie chodziło tylko o to. Kojarzyłam go ze zdjęć pozostałych znajomych, jednak na żywo wyglądał dużo inaczej, niż go sobie wyobrażałam. Był wysoki, miał około metra dziewięćdziesięciu wzrostu, ciemne, niemal czarne tęczówki i zarazem bardzo przeszywający wzrok. Nie wiem, czy tak właśnie wygląda zauroczenie od pierwszego wejrzenia. Nie wiem, bo nigdy nie należałam do osób, które po jednym kontakcie wzrokowym czuły do kogoś przyciąganie. Stwierdzenie, że ktoś jest przystojny było proste. Często zero jedynkowe. W tamtym momencie nie umiałam jednak pozbierać myśli, miałam wrażenie, że trzęsie mi się ręka, której on właśnie dotknął.

WonderlandWhere stories live. Discover now