rozdział szósty

55 7 5
                                    

Czerwone, wysokie szpilki dosyć mocno utrudniały mi sprawne poruszanie się, ale dzięki długiemu doświadczeniu radziłam sobie z nimi chyba całkiem dobrze. Nie można tego było jednak powiedzieć o Hannie, która w drodze do lochów, była bliska wywrotki jakieś pięć razy.

Wraz z blondynką szłyśmy na imprezę tylko we dwie, bo reszta naszych przyjaciół była tam już od dawna.

Tak jak było napisane w zaproszeniu, stanęłyśmy przed wejściem i podałyśmy hasło - swoją drogą było ona bardzo interesujące, bo brzmiało Szlamy dziś nie pobalują. Nie wiem skąd oni je wytrzasnęli, ale chyba nie chcę wiedzieć.

Drzwi się otworzyły, a nam ukazał się pokój wspólny Slytherinu. Nigdy wcześniej tu nie byłam i... wow, naprawdę jest ślicznie. Wbrew moim wszelkim uprzedzeniom do domu węża tu jest naprawdę cudownie. Marmurowe ściany, zielone dodatki i meble, no i ta zielona poświata, którą stworzyło jezioro, widziane przez okna.

Dzisiaj jeszcze oprócz tego było tu mnóstwo ludzi ze wszystkich domów (oczywiście oprócz Gryffindoru) i alkohol w ogromnych ilościach, stojący dokładnie naprzeciw wejścia w otwartym barku.

Nie zdążyłam nawet mrugnąć, a Hanny już nie było. Czyli zostałam sama wśród wkurzających debili, świetnie.

Muszę się napić.

Skierowałam się w stronę baru, ale dojście tam nie było tak łatwe jak myślałam. Po drodze aż czwórka pijanych osób wpadła na mnie.

Szybko przeleciałam wzrokiem po etykietach na butelkach. Kiedy odszukałam Ognistą Whisky, chwyciłam ją w rękę i nalałam do połowy szklanki, która stała obok. Miejmy nadzieję, że była czysta.
Upiłam spory łyk i mimowolnie się skrzywiłam.
Wypiłam szybko do dna, żeby poczuć ten błogi stan upojenia alkoholem. Wiedziałam, że żeby przeżyć całą noc ze Ślizgonami będę musiała być ostro pijana.

***

Cztery szklanki whisky, dwa piwa, kieliszek wódki i chyba z piętnaście tańców z nieznajomymi Ślizgonami później, kołysałam się w rytm początku jakiejś wyjątkowo powolnej piosenki Fatalnych Jędz. Chyba miała być to jakaś ballada, ale właściwie to nie bardzo w tej chwili mnie obchodziło. Teraz liczyłam się tylko ja i ta nieodkorkowana jeszcze butelka tequilii w mojej ręce. Odkręciłam korek i od razu zabrałam się do picia.
Zdążyłam upić zaledwie trzy łyki i odrobinę się skrzywić, gdy ktoś niespodziewane odebrał mi butelkę.

- Co jest? - zabełkotałam pijackim tonem.

Aktualnie widziałam jedynie umięśnioną klatkę piersiową złodzieja alkoholu, więc musiałam unieść głowę, by dowiedzieć się kto jest tym złoczyńcom.

No tak, kto by się spodziewał.

- Malfoy, oddawaj moją tequilę - warknęłam oburzona.

Blondyn uśmiechnął się ironicznie.
Muszę przyznać, że wyglądał dobrze. Najwyraźniej w końcu się wyspał, bo nie widać było worów pod oczami. Jego włosy były niedbale ułożone w ten sposób jak tylko chłopaki potrafią to robić z włosami. Coś pomiędzy dopiero wstałem i nie zdążyłem się uczesać a spędziłem przed lustrem dwie godziny robiąc fryzurę.

- Tak właściwie, Blood, to to jest moja tequila. To ja ją kupiłem - powiedział i przyłożył swoje usta dokładnie w miejscu, gdzie dosłownie chwilę wcześniej znajdowały się moje. Upił kilka łyków, a przy tym jego jabłko Adama poruszało się zachęcająco w górę i w dół. - Dużo pijesz - stwierdził.

Zabrałam mu butelkę z rąk.

- Jestem znana z tego, że umiem dużo wypić - mruknęłam i właśnie w tym momencie wpadłam na głupi pomysł. Bardzo głupi.

sectumsempra - draco malfoyWhere stories live. Discover now