rozdział czwarty

92 7 1
                                    

- Mam prośbę, taką małą - powiedział Draco, pokazując między palcem wskazującym a kciukiem małą odległość.

Westchnęłam.

- Do rzeczy, Malfoy - mruknęłam.

Naprawdę nie chciałam spędzić całego wieczoru na wysłuchiwaniu jego proszenia o pomoc w czymś, co nawet nie wiem czym jest.

- Chodzisz na runy, prawda? - zapytał.

- Owszem, ale nie wiem do czego pijesz - odpowiedziałam blondynowi.

- Mogłabyś coś dla mnie przetłumaczyć, proszę? - poprosił Dracon.

- Wow, ty umiesz prosić - zdziwiłam się.

- Najwyraźniej. To jak? Przetłumaczysz?

- Okej, niech będzie - zgodziłam się na pomoc. - Ale pod jednym warunkiem.

Chłopak spojrzał na mnie wyczekująco.

- Wtedy dasz mi już spokój i przestaniesz ciągle za mną łazić.

- A kto za tobą łazi, Blood? - sarkastycznie odparł Malfoy.

- Mam ci pomóc czy nie? - zaczęłam się denerwować.

- Oj dobra, dobra - tleniony blondyn zaczął grzebać w kieszeni swojej szaty, po czym wyjął z niej notes.

Otworzył na jakiejś stronie i pokazał mi ją. Moim oczom ukazały się starannie przerysowane ołówkiem runy.

Przyjrzałam się im.

- To nie ma sensu - wzruszyłam ramionami.

- A przetłumaczysz dokładnie? - poprosił.

Westchnęłam i jeszcze raz spojrzałam na znaki.

- To - pokazałam pierwszą runę - to harmonia. To - pokazałam na drugą - więź. A to - wskazałem trzecią - to cierpienie. Harmonia, więź, cierpienie. Harmonia nectere passus. Dosłownie znaczy to coś w stylu cierpienie doznało harmonii - wytłumaczyłam.

- Harmonia nectere passus - chłopak zapisał to pod runami. - Dzięki, Blood.

I zniknął za skrętem prowadzącym do schodów do lochu.

Sama też skierowałam się w kierunku mojego dormitorium.

Żeby dostać się po pokoju wspólnego Hufflepuff'u musiałam udać się do piwnicy. Uderzyłam w odpowiednią beczkę konkretny rytm i już po chwili znalazłam się w pokoju wspólnym.

Większość osób była jeszcze na kolacji, więc skierowałam się do swojego dormitorium.

***

- No to za nowy rok w Hogwarcie! - krzyknęła Hanna, unosząc kieliszek z ognistą whisky.

Uniosłam swój kieliszek do ust i upiłam spory łyk.

Właśnie w najlepsze trwała impreza w domu borsuka.

- Zagrajmy w nigdy przenigdy! - entuzjastycznie zaproponowała już wstawiona Susan.

Po cichych pomrukach zgody w 15 osób usiedliśmy w kółku na podłodze obok kanapy. Każdy w ręku miał pełną szklankę czystej wódki.

- Nigdy przenigdy nie podobał mi się nikt z Hufflepuff'u - zaczęła Susan.

Ja, Hanna, Ernie, Zachariasz i kilkanaście innych osób napiliśmy się po łyku zimnego alkoholu. Mimowolnie skrzywiłam się czując pieczenie w przełyku.

- Okej, okej, teraz ja - entuzjastycznie wstawiona zaczęłam. - Nigdy nie uprawiałam, seksu z nikim z domu węża.

Na moją wypowiedź kilka osób się zaśmiało, a jeszcze kilkoro innych zarumieniło.

Ze zdziwieniem zarejestrowałam, że co najmniej dwadzieścioro Puchonów podniosło do ust swoje kieliszki.

Nawet Susan.

Mała, słodka Susan miała romans ze Ślizgonem.

- Ej, ej, ej, Susan - zaczęłam pijackim bełkotem. - Dlaczego ja o niczym nie wiem?

- Noo - zaczęła koleżanka, równie mocno wstawiona jak ja. - Wiesz... Pamiętasz Adriana?

- Pucey? Serio? Ajajaj, w sumie dosyć przystojny był, ale czekaj czekaj. On kończył Hogwart dwa lata temu... O Boże - zasłoniłam usta dłonią, ale nawet to nie stłumiło do końca mojego chichotu. - Miałaś czternaście lat, ale jesteś puszczalska - zaśmiałam się.

A za mną większość obecnych na imprezie.

Twarz Susan stała się różowa z zażenowania.

Ale nawet ona po chwili zaśmiała się w niebogłosy. 

- W sumie nic dziwnego, że tyle osób ruchało się ze Ślizgonami, Slytherin to jedna wielka dziwka - mój żart sprawił, że nie było osoby, która się nie zaśmiała.

Możliwe, że owy żart nie był zbyt twórczy czy nawet śmieszny, ale po takiej ilości alkoholu, jaka płynęła w żyłach każdego z osobna tutaj był to najlepszy żart jaki słyszeliśmy w krótkiej historii naszego nastoletniego życia.

sectumsempra - draco malfoyNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ