*1*

312 22 10
                                    

W pewnej chwili chcemy to skończyć. Życie nas przygniata. Dusimy się kłamstwami, którymi nas karmią. Draco Malfoy taki moment przeżywa. Właśnie stoi przy lustrze w owianej złą sławą łazience Jęczącej Marty i płacze. Nie czekajcie... On nie płacze. Krzyczy. Rozdzierający duszę wrzask wydostaje się z jego gardła. Ma dość. Jak do cholery zabić Dumbledora? Jak?! Jak nastolatek ma uśmiercić potężnego czarodzieja? Malfoy to nie Potter. On nie jest stworzony do wielkich, widowiskowych czynów. Nie da rady. Nagle drzwi do łazienki uchylają się i wchodzi przez nie drobna postać.
-A ja sądzę, że wcale nie musisz zabijać...

Chłopak wystraszony odskoczył od umywalki i chwycił różdżkę. Dziewczyna (tak stwierdził po wysokim, trochę rozmarzonym głosie) stała w cieniu, więc nie widział jej twarzy.
- Co? - Tak... Brawo Draco. Popisałeś się. Nie ma co. Jakby to twój ojciec widział... Otrząsnął się. Nie myśl o ojcu. I o Czarnym Panu. I o tym cholernym poleceniu beznosego. Stop. Koniec. Dziewczyna. - Kim jesteś?
- Draco to pytanie, na które odpowiedź powinien znać każdy w Hogwarcie. - powiedziała teraz już na pewno dziewczyna wyłaniając się z cienia.
Ah no tak. Lovegood. Ten durny głos pozna rzeczywiście każdy. Stuknięta blondynka w dziwnych okularach i z głową w chmurach. Zamknięta razem z nim w jednej łazience. Genialnie. I jeszcze śmie się do niego odzywać. On tu przeżywa załamanie przecież. Trochę prywatności. Zaraz... Ona wie? Skąd?
- Lovegood. Co powiedziałaś? Skąd to wiesz? To niebezpieczna wiedza. - Bałwanie to zabrzmiało jakbyś się o nią martwił. Nie martwisz się o nikogo. Jesteś potworem i zabijesz Dumbledora. Nie. Nie dasz rady... Dość. Skoncentruj się. Już.
- Zresztą co mnie to obchodzi. Idź stąd wariatko. Chcę być sam.
- Nie musisz zabijać. Chcę...
- Czego chcesz? - Malfoy zaczynał się jej bać. Ten głos jest zbyt nawiedzony nawet jak na Lovegood. - Nie chcę od Ciebie niczego. Wynoś się.
- Draco chcę Ci pomóc.
- Co??? - Ta Luna. Ta dobra i uczciwa Luna chce mu pomóc. Jemu. Przyszłemu mordercy i potworowi bez uczuć.
- Nie musisz słuchać Volde...
- Nie wymawiaj tego imienia.
- ...morta. Jestem tu całkowicie sama. Nikt nie wie o tym co masz zrobić. Chcę ci pomóc.
To dla Draco było za dużo. Od tygodni pozostawiony sam sobie z tak dużym przedsięwzięciem miał dość. Wszystko go bolało, a głowa pulsowała od nadmiaru planowania, myślenia i nieustannego czuwania. Osunął się po kafelkach na podłogę.
- Nie chcę zabijać... - I w tym momencie wszystkie tamy puściły. Draco Malfoy zaczął dosłownie tonąć we łzach. Ten dumny i złośliwy książę Slytherinu płakał i to w towarzystwie zwykłej Krukonki. No nie takiej zwykłej. Lovegood bezsprzecznie była inna. Niezwykła. Może dlatego płakał. Może i dlatego, że wiedział, że ktoś chce mu pomóc. Tak bezinteresownie. Dlatego pozwolił sobie na chwilę słabości. W towarzystwie jedynej osoby, która nie wyśmiewała się z niego i nigdy nim nie wzgardziła.

-

Witam wszystkich. To moje pierwsze opowiadanie na Wattpadzie, więc proszę wybaczcie ewentualne błędy.

Aide inattendue|| Druna [zawieszone]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin