fourth letter

134 13 10
                                    

baz pov.

Budzę się obok Snowa, a dokładniej trzymając go szczelnie w uśncisku

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Budzę się obok Snowa, a dokładniej trzymając go szczelnie w uśncisku. Patrząc na niego, uświadamiam sobie, że Simon podczas snu to mój ulubiony Simon. Jest w końcu rozluźniony, a co najważniejsze: niczego nie niszczy. Składam delikatny pocałunek na jego wargach. 

Przypominam sobie co się wczoraj stało. Czy to był sen? Nie wiem. Ale na Crowleya, nawet jeśli tak, to jaki niesamowity. Nie mam ochoty na żadną interakcję z nim (bardziej się boję tego, że mnie odrzuci i stwierdzi, że to była wielka pomyłka), więc jak najciszej wstaję z łóżka, ubieram się i wychodzę. Dziś nie zostawiam listu. 

Początkowo planowałem iść do Dev'a i Niall'a, ale zrezygnowałem z tego pomysłu, pamiętając o tym, iż tamta dwójka postanowiła się do mnie nie odzywać dopóki nie postawię jasno spraw z moim współlokatorem. Przysięgam, bardziej ich obchodzi moje życie prywatne niż cokolwiek innego. Kieruję się w stronę jadalni, zabieram kanapkę i idę do katakumb. Poluję na kilka szczurów, szybko je wysuszam, po czym odrzucam gdzieś w kąt. Nienawidzę tego miejsca z całego serca. Najczęściej przebywam akurat tutaj, bo nikogo tu nie znajdę (Prawie nikogo. Snow czasami postanawia tutaj wejść, zrobić mi wyrzuty oraz wyjść zirytowany), ale sama myśl o tym mnie przyprawia o dreszcze. Kojarzy mi się ono z tym, że nigdy się nie uwolnię od samego siebie. Już zawsze będę wampirem, którego matka by znienawidziła. Spaliła samą siebie, kiedy jeden z nich ją ugryzł. Gdyby jeszcze żyła to by się mnie brzydziła. 

Słyszę kroki niedaleko. Wycieram usta, w razie jakby zostałaby tam jeszcze jakaś krew. Mam nadzieję, że ta osoba sobie pójdzie, omijając wejście, ale nic takiego się nie dzieje. Stukot nóg zbliża się do mnie, z każdą sekundą będąc coraz bliżej. Zza zakrętu wychodzi Snow, jeszcze zaspany i w źle zapiętym mundurku. Próbuję coś powiedzieć, ale mi przerywa. 

- Nie gadaj, tylko chodź ze mną. Później wszystko sobie wyjaśnimy - łapie mnie za rękę, wyprowadza z podziemi. Nie protestuję. Nie dlatego, że kłótnie z nim nie mają sensu (chociaż to też prawda). Po prostu chce wiedzieć co on ma do powiedzenia. 

Idziemy, a wręcz biegniemy do lasu. No chyba coś go boli, jeśli myśli, że znowu tam wejdę. Po tym jak zaatakowała nas Chmiera, nie mam miłych wspomnień z Watfordzkimi drzewami. 

- Snow, próbujesz mnie uprowadzić? - mówię z uśmiechem, nawet nie próbując wyrwać swojej dłoni z tej jego. On może mnie nawet porwać, a ja nie będę miał nic naprzeciwko.

- Nie tym razem. Ten okres naszej znajomości się zakończył. A przynajmniej mam taką nadzieję - jestem ucieszony, bo chłopak wygląda na szczęśliwego. Może nie będzie tak źle?

Wchodzimy na polanę. Pięknie tutaj jest, muszę przyznać. Nie mam nawet czasu dłużej się zastanawiać nad urokiem natury, ponieważ Simon zaczyna swój monolog. 

love letters   |snowbaz|Where stories live. Discover now