third letter

105 15 0
                                    

simon pov

Wstaję w gorszym humorze niż zazwyczaj, nawet nie wiem czemu jestem taki zirytowany

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wstaję w gorszym humorze niż zazwyczaj, nawet nie wiem czemu jestem taki zirytowany. Wczoraj wszystko było w porządku, list przyszedł, zostawił mnie jedynie z totalną pustką w głowie.

Najdroższy,

nie wyobrażasz sobie jak bardzo zdesperowany jestem, skoro piszę te wszystkie listy miłosne do Ciebie. Wcześniej udawałem, że alb ktoś inny mi się podoba, albo nikt. Po prostu zakrywałem moje zauroczenie nienawiścią. Jednakże to siebie nienawidzę za te wszystkie drobnostki o Tobie w moim umyśle.
Może gdybym na początku podał Ci pomocną dłoń zamiast wyzwisk, może wtedy mógłby nazywać Cię moim? Określenie przyjaciel lun chociaż kolega by mi wystarczyło. Tak bardzo mi zależy na dobrych stosunkach z Tobą, Snow. Czasami sam w to co prawda nie dowierzam .
Śmieszne i żałosne jednocześnie jest to, że nawet jeśli marzę o naszym związku (co swoją drogą jest samo w sobie głupie, przecież nie mam szans u Ciebie) to i tak wzajemnie sobie dogryzamy. Chyba taka już nasza droga, prawda? Do końca będziemy sobie dogryzać, niezależnie od statusu naszej relacji.
Uświadomiło mi to też jak bardzo nie radzę sobie w sprawach uczuciowych i, że chyba już jest za późno na zmienienie tego, przepraszam.
<3

Od pierwszego listu podpisuje się on tylko serduszkiem, bez niczego innego. Wstałem z łóżka i wziąłem kolejną kopertę. Zdecydowałem się opuścić śniadanie i przeczytać zawartość kartki w pokoju.

Kochany,
wiesz co? Czasami żałuję, że Cię pokochałem. Jesteś poza moją ligą. Przysporzyłeś mi tyle bólu nie patrząc na mnie w ten sam sposób co ja na Ciebie, że głowa mała. Oczywiście, nie winię Cię. Dzisiaj jednak sobie uświadomiłem jedną kwestię. Simonie Snow, jak ja Cię pokochałem? Przecież to idiotyczne. Kim byłbym bez mojej miłości do Ciebie? Marną wersją siebie samego czy może spełnionym życiowo człowiekiem?
Niczym.
Dosłownie i w przenośni. W najgorszych chwilach to właśnie Ty trzymałeś mnie przy życiu. Widziałem oczami wyobraźni Twoje oczy, włosy, usta. Tylko dzięki temu jakoś wytrzymałem i dotarłem aż do teraz.
Więc, Snow, dziękuję za ten ból, był on tego warty.
<3

Stwierdzam, że w tym pomieszczeniu nie będę w stanie się skupić na treści, ubieram się i biorę kąpielówki, a po tym idę do lasu. Powoli przesuwam się pomiędzy ludźmi, zaspanymi, ale dążącymi na śniadanie. Omijam Penny ze zmartwiony wzrokiem, pokazując jej mimiką, że nic mi nie będzie i nie ma się o co martwić. Wchodzę na ścieżkę otoczoną drzewami, rozmyślając czy opuszczenie śniadania to na pewno dobry pomysł. Burczy mi w brzuchu i nie do końca czuję się na nogach.

Widzę wodę, jestem już wręcz gotowy do opuszczenia pomostku, jednak przed tym muszę zostawić kopertę i przebrać się w dostosowane do tego ubrania. Wskakuję do jeziora, czuję jak napięcie zaczyna opuszczać moje mięśnie. Umysł staje się trochę jaśniejszy, wystarczająco bym mógł skupić myśli na właściwych torach.

Staram się ułożyć w głowie listę rzeczy, które zaprzątają moją głowę. Pierwsze co mi przychodzi to moje zauroczenie w Bazie (dokładniej moja chęć pocałowania go zamiast wyzywania), listy i dziwne zachowanie Baza.

Nurkuję głębiej, czując się jakby ta czynność została mi przypisana jako moja specjalność. Postanawiam już nie odpowiedzieć na żaden z listów, jedynie je czytać. Nurtuje mnie to kim jest ten chłopak, ale skoro mam już kogoś na oku to i tak nic z tego nie będzie.

Dziwne zachowanie mojego współlokatora: omija mnie, nie dogryza, daje się przyłapać na obserwowaniu mnie, uśmiecha się częściej niż zazwyczaj. Może w końcu kogoś sobie znalazł? Pewnie tak, tym bardziej, że podoba się mnóstwu osobom. W tym mi.

Moje uczucia co do niego: ostatnio nie potrafię nie myśleć o jego ustach. Przed snem wyobrażam sobie, że to on zapisał te wszystkie kartki i mi je wysłał, a my kończymy jako szczęśliwa para z gromadą kotów i psów. Jednak naszym przeznaczeniem jest wojna. Stoimy po przeciwnych stronach, celując sobie różdki w gardło. Pewnie ja go poślę w płomienie, albo on mnie. Dla nas po prostu nie ma szczęśliwego zakończenia.

W mojej głowie zaświeciła się lampka. Wątpię, żeby poszło to po mojej myśli, ale warto ryzykować.

Zamierzam wyznać mu dzisiaj uczucia.

Szybko wychodzę z wody, zakładam ubrania i biegnę do budynku. W końcu zrobię to, niezależnie od skutków. Znalazłem w sobie odwagę, nie zamierzam tego marnować. Prawię się wywalam na zakręcie, lecz to mnie nie powstrzymuje.

Otwieram drzwi, czuję jak mi serce bije. Rozkładam mokre ciuchy w łazience, a po tym chodzę zestresowany po pokoju, nawet nie słyszę otwieranych drzwi.

- Snow, co ty - Baz się odzywa, ale nie daję mu dokończyć. Łapię go z obu stron twarzy, patrzę w oczy i po prostu całuję. Miałem mu powiedzieć, że mi się podoba, ale nie dam rady. Zacząłby się ze mną drażnić i nie dałby mi się wysłowić. Więc zamiast tego załatwiam sprawę swoimi wargami.

Nasze usta za agresywnie o siebie uderzają, żebym mógł stwierdzić, czy to udany pocałunek. Wszystko dzieje się za szybko. On wbrew temu co myślałem, odwzajemnia całowanie. Jego ręce lądują na moich plecach, moje palce w jego włosach, nasze nosy co jakiś czas zderzające się. Chłopak wygląda (nie patrzę na niego, jestem po prostu w stanie wyczuć) na dosyć zdezorientowanego tym co się dzieje, ale nie przestaje odgrywać swoją rolę w tym tańcu. Ja też jestem nie ogarnięty, ale staram się skupić na osobie przede mną, a nie innych sprawach.

Tracę oddech, muszę się odsunąć. Robię to niechętnie, ale z leniwym uśmiechem na ustach.

- Na crowleya, niezłe przywitanie. Mógłbym częściej być tak witany - Baz też się uśmiecha.

- Nie zamierzam cię rozczarować.

Znowu się całujemy. Tym razem jednak powoli i spokojnie. Czuję mnóstwo emocji, których nie jestem w stanie wytłumaczyć. Zamiast rozmyślać nad tym, co się dzieje, daję się ponieść chwili i jego dłonią prowadzących nas na jego łóżko.

Kładziemy się na nim, delikatnie ocierając swoje wargi. Uśmiecham się delikatnie, kiedy dochodzi do mnie co się stało. Całuję Baza. Mojego wroga. Współlokatora. Moją miłość. Wampira, którego powinien nienawidzić, tak samo jak on mnie.

A zamiast tego wymieniamy się pocałunkami i trzymamy się za ręce. Wszystko jest jak w bajce, brakuje tylko zwierząt śpiewających o młodzieńczych zauroczeniach. Mam nadzieję tylko, że to nie jest sen i gdy rano się obudzę on będzie obok.

Zasypiam w jego ramionach, przytulając się do jego klatki piersiowej. Wiem, że oboje się uśmiechamy podczas usypiania, nawet nie potrzebuję patrzeć, żeby mieć tego świadomość.

***

Obudziłem się, a jego nie było. Co za koszmarny poranek, a dopiero otworzyłem oczy.

love letters   |snowbaz|Where stories live. Discover now