Let

18 4 0
                                    

16 kwietnia


Kolejny dzień, który zaczął się tak samo, jak poprzednie. Obudziłem się gwałtownie i usiadłem na łóżku. Jak to możliwe, że koszmar, który znam już na pamięć, ciągle przeraża mnie tak samo? Nie pamiętam nocy bez niego, zupełnie jakby mój umysł chciał mi przypomnieć, że nie ma Cię już ze mną i nie wrócisz. Najgorsze jednak było to, że zbliżał się TEN dzień, a ja zupełnie nie wiedziałam, czy dam radę go przeżyć...

Przetarłem niedbale swoją twarz, czując, jak moja skóra stała się chropowata, i spojrzałem w kierunku regału z książkami. Ku mojemu zaskoczeniu nie zobaczyłem tam Twojej postaci. Stałaś natomiast przy komodzie, znajdującej się niedaleko drzwi, i przyglądałaś się zdjęciom w ramkach, które na niej ustawiliśmy. Po chwili odwróciłaś się do mnie i z uśmiechem na ustach zniknęłaś.

Długo wahałem się, czy powinienem zobaczyć te fotografie z bliska, wiedząc ile bólu i cierpienia mi przyniosą, ale ciekawość okazała się silniejsza. Podszedłem powoli do komody, a każdy krok sprawiał mi ogromną trudność. Ledwo stojąc na nogach, schyliłem się, by lepiej przyjrzeć się pamiątkom naszego wspólnego życia. Wysiliłem się na uśmiech, gdy spojrzałem na zdjęcie przedstawiające mnie z moimi najbliższymi przyjaciółmi. Byliśmy tacy szczęśliwi i beztroscy, wspieraliśmy się w trudnych chwilach. Jestem pewien, że teraz również bylibyście przy mnie, ale to ja Wam nie pozwoliłem. Odciąłem się od Was, chociaż wiem, że nie powinienem. Widziałem Wasze wiadomości, połączenia, słyszałem, jak pukaliście do drzwi, ale ani razu nie zebrałem się na odwagę, by Wam odpowiedzieć. Jeśli zapytalibyście o przyczynę mojego irracjonalnego zachowania, nie odpowiedziałbym, ponieważ sam nie znam odpowiedzi. Byłem słaby i głupi. Chociaż nie, dalej taki jestem.

Otarłem spływającą po moim policzku łzę i wziąłem głęboki oddech, bijąc się z własnymi myślami. Dlaczego zdecydowałem się podejść do tej komody, chociaż wiedziałem, z czym będę musiał się zmierzyć? Przeniosłem swój wzrok na kolejną fotografię i uśmiechnąłem się mimowolnie. Siedziałaś na huśtawce w naszym ogrodzie, trzymając na kolanach śnieżnobiałą chmurkę. Jeszcze nigdy nie widziałem tak szerokiego uśmiechu na Twojej twarzy. Radość wypełniająca Twoje ciało była odczuwalna nawet przez zdjęcie. A wszystko to było zasługą tej niewielkiej kuleczki o imieniu Vivi.

Pamiętam, jak tego pięknego kwietniowego poranka usłyszałem głośne pukanie do drzwi.

– Kto tam? – krzyknąłem, ale jak mogłem się spodziewać, nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Spojrzałaś na mnie pytająco, ponieważ tak jak ja nie spodziewałaś się żadnych gości. Podniosłem się więc z kanapy i ruszyłem korytarzem ku wejściu. Gdy tylko otworzyłem drzwi, moim oczom ukazał się Sehun trzymający na rękach swojego psa. Vivi zaszczekał wesoło, rozpoznając mnie, i próbował wyrwać się z uścisku swojego właściciela. Brunet uspokoił swojego futrzanego towarzysza i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

– Muszę pilnie wyjechać, a nie mam z kim zostawić Vivi. Zaopiekujesz się nim?

– No jasne, że tak! – odpowiedziałaś za mnie, kładąc swoją ciepłą dłoń na moim ramieniu. Sehun uśmiechnął się wdzięcznie do Ciebie, po czym podał Ci pieska na ręce, podziękował szybko i już po chwili zniknął za kierownicą swojego samochodu.

Jeszcze nigdy nie widziałem Cię tak szczęśliwej. Przez moment miałem nawet wrażenie, że zupełnie zapomniałaś o mojej obecności. Bawiłaś się z Vivim cały dzień, klaskałaś radośnie w dłonie za każdym razem, gdy pies wykonał Twoje polecenie. Ochrzciłaś go wtedy „Słodką Chmurką", ponieważ jeszcze nigdy nie widziałaś tak uroczego stworzenia. Widząc Twoją ekscytację i przepełnione miłością spojrzenie, zaczynałem się obawiać, czy Vivi w ogóle wróci do swojego właściciela. Na szczęście zachowałaś się niezwykle profesjonalnie i bez żadnego problemu zwróciłaś psa Sehunowi, żegnając się z nim przez kilka długich minut. A gdy tylko czworonóg opuścił nasz dom, w każdym możliwym momencie w trakcie naszej rozmowy, wspominałaś, że powinniśmy również sprawić sobie tak uroczą istotę. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale widząc, ile radości sprawiła Ci opieka nad Vivim, zmieniłem zdanie. Mieliśmy pojechać do hodowli w dzień naszej rocznicy i wspólnie wybrać nowego członka rodziny, ale tego dnia już Cię nie było...

Przetarłem niedbale swoje mokre od płaczu policzki i odsunąłem się od komody. Zostało mi jeszcze jedno zdjęcie, jedna fotografia, ale nie byłem w stanie na nią spojrzeć. Nie dzisiaj, nie jutro i na pewno nie pojutrze. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie, ponieważ to, co się na niej znajduje, boli najbardziej. To pamiątka z dnia, gdy powiedziałaś „tak". Jednym swoim słowem uczyniłaś ze mnie najszczęśliwszego człowieka pod słońcem. Wraz z Twoim odejściem wszystko zniknęło, zostało tylko moje ciało, ponieważ dusza podążyła za Tobą...


Jak mizerne stało się moje życie, gdy tak piękne wspomnienia, z Tobą w roli głównej, sprawiają mi tyle bólu i cierpienia...

Błagam, pozwól mi zapomnieć...

Let Me ForgetWhere stories live. Discover now