Let

56 6 0
                                    

12 stycznia


Kolejny koszmar. Kolejna nieprzespana noc. Obudziłem się oblany potem, a przed oczami widziałem Twoją drobną twarz. Uśmiechałaś się do mnie, a ja miałem ochotę podnieść się z łóżka i zamknąć Cię w swoim ramionach. Lecz po kilku sekundach poczułem nieprzyjemne dreszcze i wtedy dotarło do mnie, że przecież Cię już nie ma i nigdy nie wrócisz. Opuściłaś mnie tak nagle, siejąc spustoszenie w moim umyśle. Pozostawiłaś po sobie cudowne wspomnienia, które, pomimo swojego piękna, kruszyły moje serce na kawałki.

Normalny człowiek starałby się zapomnieć i żyć dalej, ale nie ja. Nie, że nie chciałem. Ja po prostu nie potrafiłem...

Inni nazwaliby to darem, błogosławieństwem, ale ja określałem swoją pamięć inaczej, ukazując jej prawdziwe oblicze. Przekleństwem.

Ten dwunasty dzień stycznia nie wyróżniałby się niczym od poprzednich, gdyby nie fakt, że dzisiaj są moje urodziny. Po raz pierwszy spędzę je sam w moich czterech ścianach, które kiedyś nazywałem domem. Bez Ciebie to po prostu umeblowany budynek, w którym spędzam większość swojego czasu – moje prywatne więzienie.

Pamiętam, jak jeszcze rok temu weszłaś po cichu do naszej sypialni i, nachylając się nade mną, pocałowałaś mnie czule. Twoje miękkie usta sprawiły, że leniwie uchyliłem powieki i spojrzałem na Ciebie. Promienie słońca, które dostały się do pokoju przez odsłonięte okno, okalały Twoją twarz, sprawiając, że wyglądałaś jak anioł.

– Wstawaj, śpiochu – szepnęłaś prosto do mego ucha, a ciepło Twojego głosu rozlało się po moim ciele.

Podreptałem za Tobą do kuchni i usiadłem przy stoliku, nawet na moment nie spuszczając z Ciebie spojrzenia, podczas gdy Ty wesołym krokiem podeszłaś do lady, skutecznie zasłaniając swoją niespodziankę przede mną. Nuciłaś pod nosem jedną z moich piosenek, kołysząc się do jej rytmu. Twoja biała sukienka ruszała się razem z Tobą, szeleszcząc delikatnie. Wyglądałaś cudownie, jakbyś opuściła niebo dla mnie...

– Wszystkiego najlepszego, Soo! – krzyknęłaś wesoło i podałaś mi przygotowane wcześniej naleśniki z syropem truskawkowym i niebieską świeczką na środku. Nawet teraz, siedząc na łóżku, jestem w stanie poczuć ich nieziemski zapach...

Wpatrywałaś się we mnie przez dłuższą chwilę, a ja rozpływałem się pod Twoim spojrzeniem. Podniosłem więc swoje czekoladowe oczy na Ciebie i odparłem z wdzięcznością:

– Dziękuję.

Poczochrałaś delikatnie moje włosy, które już i tak były w ogromnym nieładzie, i zajęłaś miejsce koło mnie. Słodki zapach naleśników wymieszał się z Twoimi lawendowymi perfumami i, dotarłszy do moich nozdrzy, zadziałał jak najmocniejszy narkotyk. Uzależniłem się do tego stopnia, że nawet gdy Cię już nie ma, koło mnie na łóżku leży Twój ulubiony wełniany sweterek. Swoim lawendowym aromatem pomaga mi zasnąć, bo jest namiastką Ciebie.

– Nie zapomnij o życzeniu! – zagruchałaś, widząc, jak nabieram powietrze w usta, gotowy zdmuchnąć świeczkę. Zatrzymałem się więc i zastanowiłem przez moment. Bo przecież co może chcieć chłopak, który dzięki Tobie ma wszystko? Nie potrzebowałem pieniędzy czy sławy. Potrzebowałem tylko Ciebie... Wtedy też mnie olśniło.

Chciałbym, żebyś już na zawsze była moja, najdroższa – pomyślałem i wypuściłem powietrze z ust, sprawiając, że blady płomień świecy nagle zgasł. Zgasł tak nagle, jak Ty zniknęłaś z mojego życia. Lecz świecę mogłem zapalić ponownie, a Ciebie utraciłem bezpowrotnie...


Jak mizerne stało się moje życie, gdy tak piękne wspomnienia, z Tobą w roli głównej, sprawiają mi tyle bólu i cierpienia...

Błagam, pozwól mi zapomnieć...

Let Me ForgetWhere stories live. Discover now