9. Kąpiel pod chmurami, bo gwiazd oczywiście nie ma

Start from the beginning
                                    

        Nawet najnieszczęśliwszy artysta, po tak niebezpiecznym zbliżeniu do szoku termicznego, będzie myślał tylko: kurwa, ale zimno. Za to kocham świat. (Tylko za to.)

        Chamomile normalnie sięgałoby mi do pasa, ale ja chcę się zanurzyć cała, chociaż moje ciało (i prawdopodobnie Aiden, gdyby nie był zjarany) protestuje. Biorę głęboki oddech, który i tak na nic się zdaje, kiedy lodowata woda wypycha go z mojej piersi. Zanurzam też głowę i dopiero wtedy jestem w stanie szczerze się uśmiechnąć.

        Cisza.

        Wszystkie dźwięki są zagłuszone, tak idealnie, że mam ochotę zostać pod wodą już do końca życia. Przecieram twarz dłońmi, przecieram szyję, ramiona, piersi, top. Wszystko, czego dotykał on. Biorę trochę wody do ust, część połykam, z nadzieją, że oczyści mnie też od środka. Chyba w końcu rozumiem ideę chrztu.

        Wychylam się na powietrze i od razu mam ochotę wrócić pod wodę. Znowu to okropne, oceniające spojrzenie, znowu ten okropny, ogłuszający hałas. Włosy przykleiły mi się do twarzy, staram się jakoś je ujarzmić.

        — Jak zachorujesz na zapalenie płuc, będę musiał odwiedzać cię w szpitalu — narzeka Aiden.

        — Nic nie musisz.

        — Nawet ty w to nie wierzysz.

        To prawda, gdybym zachorowała (nie tylko ja, ktokolwiek na tej ziemi) podczas spędzania czasu z Aidenem, prawdopodobnie spędziłby resztę życia, starając się jakoś to wynagrodzić. Tyle pytań ciśnie mi się na usta. Dlaczego on zawsze musi pomagać ludziom? Dlaczego jego oczy tak świecą? Dlaczego mam wrażenie, że potrafią prześwietlić duszę? Dlaczego nigdy nie widziałam, żeby Aiden uśmiechał się do siebie?

        — Skąd bierzesz Black Devile?

        Nawet jeśli zdziwiło go to pytanie, to nie daje po sobie tego poznać.

        — Z domu. — Z wyrazu jego twarzy łatwo mi się domyślić, że nie chodzi mu o Breezy Point. — Odwiedzam go raz w miesiącu. Przyjaźniłem się tam z takim holenderskim rodzeństwem, a oni zawsze mieli ich pełno. Nie wiem, pewnie ciągle latają do Europy i zwożą je stamtąd w ilościach hurtowych. Ja tylko je odkupuję. Wziąć ci kiedyś?

        — Możesz jedną paczkę. — Wzruszam ramionami. — Jedyny minus pływania to, że nie mogę za bardzo palić.

        — Całkiem zdrowy ten minus.

        — Chyba miałeś na myśli „cholernie nudny".

        Aiden się śmieje i sięga do kieszeni spodni.

        — Będziesz bardzo zła, jeśli zapalę na twoich oczach?

        — Potwornie — prycham. — Wyrwę ci tego szluga i zgaszę na oku. Nie ma litości dla takich zbrodniarzy.

        Uśmiecha się lekko, ale i tak odpala papierosa. Czy to nie liczy się jako skłonność do masochizmu? Chyba powinnam to gdzieś zgłosić. Zostawiam tę decyzję na inny dzień, dzisiaj moja głowa nie przyjmie ani jednego zmartwienia więcej.

        Zaczynam się trząść z zimna, więc z powrotem zanurzam się pod wodę. Kładę się na niej płasko, żeby unosić się bez wysiłku. Uwielbiam tak robić, kiedy mamy chwilę odpoczynku na treningu, a teraz jest jeszcze lepiej. Widzę niebo — bez gwiazd, oczywiście, zakrywają je chmury — za to nie słyszę najmniejszego dźwięku, uszy zalewa woda. Czuję absolutną pustkę w głowie, a żadna myśl, ani dobra, ani zła, nie zakłóca mi tego boskiego stanu.

Słodka jak cytrynaWhere stories live. Discover now