Nadzieja zawodzi

108 19 9
                                    

Connor Murphy wyśmienicie pamiętał pierwszy dzień w liceum.

Przerażony dzieciak w za dużych, czarnych ubraniach, zagubiony w tłumie tych wszystkich ludzi, biegających w tę i z powrotem jakby rzeczywiście mieli cel. Nie mieli. A mimo wszystko oni zdawali się tam pasować, śmiali się razem, rozmawiali, zawiązywali nowe przyjaźnie. Connor tak nie umiał. Jakoś udało mu się przetrwać pół dnia z tymi wszystkimi uśmiechniętymi fałszywie i otwartymi nauczycielami, jednak jego prawdziwą zmorą okazała się stołówka. To tam wszystkie pierwotne instynkty przejmowały władzę nad umysłami tych przygłupich nastolatków, a stołówka stawała się czymś na wzór areny pełnej dzikich lwów. Przepychanki, wrzaski, wszystko to, czego Connor nienawidził najbardziej.

Usiadł gdzieś w zacienionym kącie, chowając się przed tymi wszystkimi natrętnymi spojrzeniami, i wtedy właśnie Go zobaczył. Po drugiej stronie pomieszczenia siedział równie zagubiony chłopiec, pyzaty, niski blondyn, grzebiący niezdecydowanie widelcem w talerzu i co chwila podnoszący przerażony wzrok na innych, jakby obawiając się ataku z ich strony. Connor poczuł wówczas silną potrzebę podejścia do tego chłopca, pocieszenia go, wtulenia się w niego tak, jakby na świecie nie liczyło się nic oprócz ich dwójki.

Ale tego nie zrobił.

Nie zrobił też tego nigdy później i każdego dnia gdy wracał do domu płakał z bezsilności w poduszkę żałując, że nic nie zrobił by zbliżyć się do tego Pięknego Chłopca.

W pierwszej klasie mieli razem matematykę i fizykę, w drugiej – matematykę i francuski, w trzeciej tylko angielski. I Connor pamiętał, jak któregoś dnia na trzecim roku nauczyciel wywołał Pięknego Chłopca po nazwisku, żeby ten przeczytał swój esej na forum klasy, a Piękny Chłopiec nie umiał wydusić z siebie ani słowa.

Dasz radę – myślał Connor z ostatniej ławki – pokaż im, że potrafisz, bo wiem, że potrafisz.

Ale nie był telepatą, a chłopiec nie usłyszał jego myśli. Zamiast tego dostał pałę za esej i wiązkę szyderczych spojrzeń ze strony klasy. To wtedy Connor czuł chyba jak nigdy dotąd, że powinien bronić Pięknego Chłopca, powinien stanąć po jego stronie. I znowu to się nie stało.

Zamiast tego wrócił zaraz po angielskim do domu i zaczął rysować. Nigdy wcześniej nie rysował, nigdy wcześniej go to w żaden sposób nie interesowało. Do tamtej pory nie sądził nawet, że umie rysować. Zanim jego rodzice i siostra skończyli pracę i szkołę, on narysował dziesiątki portretów Pięknego Chłopca, po czym ukrył je na dnie najgłębszej szuflady, jaką miał i nie wyjmował ich aż do dnia pierwszego września następnego roku.

Przez resztę semestru modlił się do wszystkich znanych mu bóstw, by Piękny Chłopiec przestał zaprzątać jego myśli. A jednak nie przestał, co więcej, pojawiał się w nich coraz częściej. Za dnia, nocą, w szkole, w domu, pod prysznicem. Piękny Chłopiec cały czas tam był i nic nie zapowiadało tego, żeby kiedykolwiek miał zniknąć. Aż nagle Connorowi zaczęło się wydawać, że może rzeczywiście Chłopiec był częścią jego życia, prawdziwą częścią, a nie tylko tą wyśnioną.

Zaczął odczuwać chorą zazdrość, gdy tylko Chłopiec rozmawiał z kimś innym, choć tak naprawdę on sam nigdy z nim nie rozmawiał. To, co wcześniej było jedynie swojego rodzaju niedużym uzależnieniem stało się nagle dziką obsesją, obsesją, która nigdy się nie spełniała.

W lipcu, między przedostatnią, a ostatnią klasą, odbył się koncert jazzowego zespołu młodszej siostry Connora, Zoe. I Piękny Chłopiec tam był, Connor to wiedział. Po koncercie z resztą udało mu się nawet go zobaczyć, jak podchodził nieśmiało do Zoe i zaraz odskakiwał, jakby coś go od tego odwodziło, a Connor po raz pierwszy w życiu poczuł do siostry szczerą i zupełnie nieuzasadnioną nienawiść. Ona ukradła mu Pięknego Chłopca, to jej wina. Gdy Connor wrócił do domu narysował rysunek przedstawiający jego i Zoe i podarł go w strzępy. A potem narysował Zoe z Pięknym Chłopcem i spalił tą kartkę.

Od koncertu nie odzywał się do siostry przez całe wakacje, większość czasu spędzał w lesie, chodząc między drzewami bez celu. Pewnego dnia spostrzegł, że Piękny Chłopiec też tam jest i już nie chodził bez celu. Chodził tam, gdzie Piękny Chłopiec, kryjąc się w cieniu drzew.

Kiedy w sierpniu Piękny Chłopiec spadł z gałęzi i leżał tak kilkanaście minut bez ruchu, wołając o pomoc, Connor też tam był. Ale nie przyszedł na zawołanie. Nie umiał się do tego zmusić. Gdyby się przemógł, gdyby podszedł i pomógł Chłopcu się podnieść, spytał czy wszystko w porządku, zadzwonił na pogotowie... może wszystko byłoby inaczej. A może nie? Może nic by się nie zmieniło, może Piękny Chłopiec nie pamiętałby już tego zajścia następnego dnia. Connor pragnął, żeby wszystko się zmieniło. Pragnął, żeby Piękny Chłopiec go zauważył, żeby go pokochał. Ale tak nie było. Odszedł z tamtego miejsca, nie słuchając rozpaczliwych wołań Pięknego Chłopca.

I w końcu nadszedł wrzesień, ostatni rok nauki w tym zasranym, patologicznym budynku, prawdopodobnie ostatni rok, który Connor mógł wykorzystać na zagadanie do Pięknego Chłopca. W końcu, po tych kilku latach, przemógł się w sobie i w istocie po raz pierwszy porozmawiał z Pięknym Chłopcem.

Cóż, porozmawiał to chyba za dużo powiedziane.

Raczej nawrzeszczał na niego i pchnął na podłogę.

A zaraz potem udał się do łazienki, gdzie spędził całą godzinę płacząc w milczeniu w rękaw.

Wiadomo, pierwsze wrażenie jest najważniejsze, jak zwykła mówić Zoe zanim stała się podłą suką, kradnącą innym chłopaków (a przynajmniej zdaniem Connora).

Dzień jednak nie skończył się na tym jednym spotkaniu, bo później Connor widział Pięknego Chłopca w pracowni komputerowej. Tym razem postanowił zapanować nad tymi emocjami, które nazbierały się w nim przez poprzednie lata, chciał mieć swoją drugą szansę na normalną rozmowę.

Piękny Chłopiec kończył akurat rozmawiać z kimś przez telefon, z tego co Connor słyszał była to chyba jego matka. Nie chcąc przeszkadzać Chłopcu, Murphy stanął z boku, czekając, aż ten się rozłączy. Gdy jednak rozległo się charakterystyczne „bip” w słuchawce, Piękny Chłopiec zabrał się do pisania czegoś na komputerze i Connor znów czuł, że nie powinien mu przerywać. Zamiast tego wsłuchał się w cichy głos Chłopca, który jednak, mimo swojej przyjemnej barwy, mówił rzeczy, których Connor nie chciałby słyszeć.

To był list, list, w którym zatrważająco często przewijało się imię Zoe, list, przepełniony bólem i goryczą, list, w którym nie było ani słowa o Connorze. A jednak tym razem chłopak nie zaatakował Pięknego Chłopca tak jak poprzednim razem zbyt bardzo nie chciał stracić tej szansy na normalną konwersację.

Krótka, niekomfortowa wymiana zdań, próba nawiązania kontaktu przez Connora, odrzucona przez Pięknego Chłopca. A potem wzrok Murphy'ego natrafił na list i wbrew wszystkiemu, co chciał tamtego dnia osiągnąć Connor wyrwał list z rąk Chłopca i zaczął go czytać. I wówczas fala wściekłości, tłumiona przez cały ten czas, kiedy Piękny Chłopiec odsuwał się od niego jakby był jakąś zaraźliwą chorobą, po prostu wypłynął.

Dalej Connor nie pamiętał już tak wiele. Zabrał ze sobą list i pognał do domu, nie dbając nawet o to, żeby zamknąć za sobą drzwi. Wbiegł na górę po schodach, do swojego pokoju, sięgnął ręką do biurka i niemal wyrwał szufladę z zawiasów, w poszukiwaniu rysunków Pięknego Chłopca. A potem spalił je co do jednego. Z drugiej szuflady wyciągnął czarny spray i udał się do pokoju Zoe, gdzie wielkimi literami wymalował na ścianie słowa: NIENAWIDZĘ CIĘ. I płakał. Płakał przez długie godziny, aż do momentu w którym zrozumiał, że ma już tego dosyć.

Pod łóżkiem leżały schowane na czarną godzinę tabletki wszelkiego rodzaju. Nie obchodziło go, które to które, w tej chwili nie liczyło się już nic.

Padł na podłodze, obok pustych torebek foliowych i opakowań, zużytej puszki sprayu, zwęglonych rysunków i listu, który w kilka godzin później znalazła jego rodzina.

Piękny Chłopiec, który nazywał się Evan Hansen, nigdy później nie podejrzewał, żeby to akurat ten list skłonił Connora do samobójstwa.

Mylił się bardziej niż przypuszczał.






[No więc słowo wyjaśnienia, NIENAWIDZĘ one-shotów i szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czemu napisałam ten konkretny, ale chyba po prostu chciałam wykorzystać ten pomysł, a nie wyszłoby z tego nic więcej. W każdym razie, mam nadzieję że komukolwiek się to podobało i... cóż, właściwie nie wiem czemu to wszystko piszę, proszę o zignorowanie mojego słowotoku i dobranoc c:

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 09, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Hope Fails [Dear Evan Hansen One-shot]Where stories live. Discover now