Rozdział 3

330 14 0
                                    

Byłam tak bardzo wkurzona na chłopaka z dredami, że zamknęłam się w pokoju już do następnego dnia. Noc minęła mi na szczęście na śnie, bo w końcu emocje mi opadły, więc było o wiele lepiej. Następnego dnia obudziłam się o ósmej, dlatego wiedząc, że trwa już śniadanie ubrałam się w strój sportowy a następnie zeszłam na dół do jadalni. Wszyscy spojrzeli na mnie na co ja kiwnęłam do nich głową oczywiście omijając wzrokiem Judea i Caleba. Usiadłam znowu koło Marka a obok mnie usiadł również lekko spóźniony Byron, który położył głowę na swojej ręce i patrzył na mnie. Speszona zjadłam swój posiłek. Było to naprawdę dziwne jeść w takiej ciszy. Zazwyczaj wszyscy wesoło gawędzili ale tym razem po wczorajszej niemiłej sytuacji nikt nie chciał się odezwać i wcale im się nie dziwie. Co prawda sama nie zachowałam się dojrzale, ale oni byli jeszcze gorsi!

- Nie dziwię się, że tak na Ciebie patrzą. - usłyszałam nagle głos po swojej lewej więc tam spojrzałam. Byron, bo tak się nazywa chłopak poznany wczoraj wpatrywał się we mnie jakbym była jakimś kołem fortuny. - Jesteś naprawdę ładna, masz niezwykłą urodę.

- Uhm, dziękuję. - kiwnęłam do niego głową w podziękowaniu po czym posłałam do niego uśmiech i odniosłam tackę już z pustymi naczyniami. Czy naprawdę inni się tak na mnie patrzą? Raczej nie, powinnam wyczuć ich spojrzenie... Wiedząc, że Mark raczej nie chce nic mówić, wyszłam z jadalni i skierowałam swoje kroki do swojego pokoju, w którym spędzę raczej cały dzień. Jutro jest w końcu mecz ale sama nie jestem pewna czy powinnam trenować, w końcu jest bardzo mała szansa, że wyjdę na murawę. Mark jest ode mnie o wiele lepszy.

- Poczekaj! - usłyszałam za sobą głos dlatego odwróciłam się i dostrzegłam chłopaka o ładnych włosach koloru akwamaryny. Tylko jak on się nazywał.. - Ah, nie przedstawiłem się. Nathan Swift, bardzo mi miło! - podał mi rękę na co ja kiwnęłam głową wiedząc, że mnie zna. Przecież trener Travis nie tak dawno mnie przedstawił. Uścisnęłam jego dłoń z małym uśmiechem widząc jaki jest dla mnie miły. - Bardzo cię przepraszam za tamtych, z Calebem trudno się dogadać, jednak nie wiem co się stało z Judem.

- Nie powinieneś mnie Ty przepraszać tylko tamci dwaj, ale jestem raczej pewna, że tego nie zrobią. Nie przepraszaj mnie za coś, czego nie zrobiłeś, ale to bardzo miłe, Nathan! - odpowiedziałam mu przyglądając mu się z uśmiechem. Był tylko troszeczkę wyższy ode mnie.

- Chciałem ci tylko trochę poprawić humor, dobrze wiem, że niektórzy mogą dać nieźle w kość. - odparł idąc od razu obok mnie. No tak, pewnie też szedł do swojego pokoju. - Jak się czujesz w czasie tego aresztu?

- W sumie jest w porządku, mogło być o wiele gorzej. Mam czas by przeczytać książkę, czegoś posłuchać... ale z treningiem nie wiem jak będzie. Nie zrozum mnie źle, kocham piłkę jednak wiem, że na murawę wejdzie Mark, ja nie mam takich ogromnych umiejętności jak on.

- Co ty bredzisz?! - uniósł się na co ja spojrzałam zdziwiona na niego. Przez ten tydzień nie słyszałam by Nathan uniósł głos, czyli on też potrafi nieźle krzyknąć... - Przecież jesteś niesamowita! Co prawda nie widziałem jeszcze jak bronisz tak samo jak inni, ale skoro dostałaś powołanie do reprezentacji to musisz mieć umiejętności na zadowalającym poziomie! - odparł próbując bym choć trochę uwierzyła w swoje umiejętności.Podziękowałam mu tylko skinieniem głowy a następnie ruszyliśmy dalej zerkając co jakiś czas na siebie. Odprowadził mnie do pokoju, pożegnaliśmy się tylko żółwikiem i rozeszliśmy się. W moim pokoju było na szczęście chłodno. Wiedziałam dobrze, że słońce o tej porze będzie ze strony mojego okna dlatego zasłoniłam je by pokój mi się nie nagrzał. Położyłam się na łóżku nie mając ani krzty motywacji by trenować. Trener Travis wiedział, że Mark jest naprawdę silny, dlatego z pewnością go wybierze na ten jak i na następne mecze. Poza tym jest jeszcze Darren. Ah, Kamiira, skończ się przejmować i porób coś ciekawego! Szkoda tylko, że nie można wychodzić, gdyby można było to może odwiedziłabym swojego dziadka, który mieszkał niedaleko mnie i babci. Chciałabym znowu z nim pojeździć na rowerze, pośmiać się podczas opalania..Szkoda, że już nie żyje.Westchnęłam jakby mając kamień na sercu i sprawdziłam swój telefon. Jak na razie brak powiadomień, dlatego wyłączyłam ekran.Wtem, rozległo się ciche pukanie do drzwi pokoju dlatego na początku milczałam. Kogo niby mogło nieść po śniadaniu? Nasłuchiwałam dźwięków jednak nic nie usłyszałam. Myślałam, że chłopak lub co najwyżej jedna z menedżerek odeszła, jednak gdy usłyszałam kolejne pukanie szybko o tym zapomniałam i patrzyłam na drzwi. Jeżeli jest ktoś bez kultury to je otworzy, jeżeli ma chodź trochę kultury to zapuka jeszcze raz. I tak się stało, kolejny stukot dlatego tylko cicho powiedziałam "proszę".Widok mnie trochę zdziwił. A w sumie, po co mam się okłamywać? Bardzo mnie zdziwił, w końcu w progu stał Jude. Wywróciłam oczami a on widząc to od razu jakby się spiął.

- Nie wiedziałam, że to Ty. - odparłam nie patrząc na chłopaka. Nie miałam nawet zamiaru z nim rozmawiać. - Dlatego miej trochę kultury osobistej i wyjdź.

- Kamiira, nie zachowuj się jak dzieciak. - odparł dosyć poważnie i chłodno na co ja od razu podniosłam się z łóżka i spojrzałam na niego w złości. Na początku myślałam, że jest naprawdę w porządku, jednak teraz przegiął!

- To ja się zachowuję jak dziecko?! - krzyknęłam podchodząc do niego po czym bez wahania popchnęłam go za drzwi. - Wiesz co? Czasami myśl, jak coś powiesz! - czerwona ze złości zamknęłam drzwi i prychnęłam podchodząc do okna. Cholerny okularnik! Ze złości kopnęłam w krzesło. Musiałam gdzieś wyjść ale gdyby trener się o tym dowiedział to miałabym przechlapane.Usłyszałam kolejny stukot do drzwi dlatego naprawdę zła otworzyłam drzwi i miałam nakrzyczeć na Judea, który zbyt na mnie naciskał. Miło się jednak zaskoczyłam, gdyż przede mną stał Nathan, który miał dwa lody w kubeczkach wraz z białymi, mini łyżeczkami.

- Nathan, ratujesz mój dobry humor. - odparłam z uśmiechem wpuszczając go do środka.

- Żołądek pewnie też! - zaśmiał się siadając na jednym z krzeseł. Od razu usiadłam naprzeciw niego i odebrałam loda o smaku truskawkowo-śmietankowym. - Wybacz, nie było tych takich typowych lodów jeszcze z czekoladowym smakiem.

- Ah, nie ma żadnego problemu, nie przepadam za czekoladowymi lodami, więc dla mnie lepiej! - wzruszyłam ramionami od razu otwierając pojemniczek. Złożyłam łyżeczkę w jedną całość po czym od razu spróbowałam loda. - Tak właściwie skąd go wziąłeś?

- Wymknąłem się by pobiegać, nic wielkiego. - wzruszył ramionami. - Nie, że ci nie ufam! Po prostu bez biegania dziwnie się czuję.

- Nie przejmuj się. - kiwnęłam do niego głową jedząc w dalszym ciągu lody. Jutro czeka nas ciężki orzech do zgryzienia. 

Honey, I'm Good! | Inazuma ElevenWhere stories live. Discover now