45

317 21 2
                                    

Lady-o

Wczesne lata: Turniej w Gorlanie[The Early Years: The Tournament at Gorlan]

,,-Miałem nadzieję, że nowa odpowiedzialna rola położy kres tym dziwnym skrzekom, które wychodzą spomiędzy twoich warg.
Crowley odpowiedział uśmiechem. W ten piękny dzień czuł się w harmonii ze światem. Co znaczyło, że nie miał nic przeciwko, by podrażnić się z Haltem.
-To taka żwawa piosenka.
-Co jest w niej żwawego?-spytał Halt, robiąc groźną minę. Crowley niepewnie machnął ręką.
-To chyba kwestia tematyki-odparł w końcu.-Piosenka jest bardzo radosna. Jeśli chcesz, to ci zaśpiewam.
-N...-zaczął Halt. Za późno, Crowley już zaczął śpiewać. Dysponował bardzo przyjemnym tenorem i piosenka w jego wykonaniu brzmiała naprawdę dobrze. Ale w uszach Halta-równie atrakcyjnie jak skrzypiące wrota od stodoły.
-Pewien kowal z Palladio prześliczną spotkał lady-o
-Prrr!-zawołał Halt. Abelard posłusznie się zatrzymał, ale Halt ścisnął jego boki łydkami.-Nie ty. On-powiedział, wskazując na Crowleya. Na przyszłość postaraj się wyrażać precyzyjniej, zdawało się mówić spojrzenie Aberalda. Jestem koniem, nie jasnowidzem. Halt zignorował te uwagi. Crowley patrzył prosto na niego, pytająco unosząc brwi.
-,,Spotkał lady-o"?-powtórzył sarkastycznie Halt.-Kto to ma niby być, ta lady-o?
-Lady-wyjaśnił cierpliwie Crowley.
-To dlaczego ten wers nie brzmi ,,prześliczną spotkał lady"?
Crowley zmarszczył brwi, tak jakby odpowiedź była oczywista.
-Ponieważ kowal pochodzi z Palladio, jak wyraźnie mówi tekst piosenki. To miasto na kontynencie, w południowej części Toskanii.
-I na mieszkankę Palladio mówi się lady-o?-zapytał Halt.
-Nie.Lady, tak jak wszędzie. Tylko że ,,lady" nie rymuje się z ,,Palladio" prawda? Nie mogę przecież śpiewać ,,Pewien kowal z Palladio prześliczną spotkał lady".
-Brzmiałoby znacznie bardziej sensownie-stwierdził Halt.
-Ale by się nie rymowało.
-A to takie ważne?
-Tak! Piosenka musi mieć rymy, inaczej nie jest prawdziwą piosenką. Lady-o zostaje. To się nazywa licencja poetycka.
-I ta licencja pozwala tworzyć nieistniejące słowa,które, nawiasem mówiąc, brzmią bezgranicznie głupio i bezsensownie?-zapytał Halt. Crowley potrząsnął głową.
-Nie. Licencja pozwala tworzyć wiersz w taki sposób, żeby się rymował.
Halt myślał intensywnie, mocno ściągając brwi. Nagle doznał olśnienia.
-Dlaczego nie zaśpiewasz na przykład: ,,Pewien kowal z Palladio prześliczną spotkał lady, o coś tam, coś tam".
-Coś tam,coś tam?-powtórzył Crowley, nieco zaskoczony tym podejściem do tworzenia rymów. Halt niepewnie machnął ręką, czekając na dalsze natchnienie. W końcu odpowiedział:
-No na przykład: ,,o rękę poprosił wybrankę i dał jej jagnięcą łopatkę".
-Jagnięcą łopatkę? A po co jej jagnięca łopatka?-drążył Crowley. Halt wzruszył ramionami.
-Może zgłodniała.
-Tak czy inaczej-stwierdził Crowley, coraz bardziej pirytowany-,,wybrankę" i ,,łopatkę się nie rymują.
-To anosans- wtrącił Berrigan, który przysłuchiwał się ich rozmowie z zainteresowaniem.-Słowa, które brzmią podobnie. Taki rym dość często stosuje się w piosenkach. Berrigan jako muzyk mógł uchodzić za swego rodzaju autorytet w tej dziedzinie. Crowley, czując, że został przyparty do muru, spojrzał na niego i powiedział:
-Nawet jeśli to aspirant...
-Anosans. Termin brzmi ,,anosans"- wcale nie kryjąc, że próbuje ukryć uśmiech.
-Nieważne! Nawet jeśli... to czemu kowal miałby jej dawać jej jagnięcą łopatkę? Jest kowalem nie rzeźnikiem.
-Może-zaproponował Leander- dał jej gustowną klamkę. Rymuje się z ,,wybrankę". ,,O rękę poprosił wybrankę i dał jej gustowną klamkę".Pasuje- stwierdził, zerkając na Berrigana.
-Mnie pasuje,owszem-mruknął Berrigan.
-Gustowną klamkę? Ale po co miałby jej dawać klamkę?- Crowley widział raz, jak trzy psy myśliwskie z trzech stron jednocześnie zaatakowały niedźwiedzia. Zaczynał czuć do biednego zwierza wielką sympatię. Leander nie dał się jednak speszyć.
-Ponieważ jest kowalem, prawda? A kowale robią takie przedmioty jak na przykład klamki i go poprosiła, no to jej zrobił.
-To idiotyczne!-warknął Crowley. Leander tylko wzruszył ramionami.
-Nie bardziej niż nazywanie jej ,,lady-o". W końcu żaden z nas nie mówi o sobie ,,zwiadowca-o".
-I nie jeździ na zwierzęciu zwanym ,,koń-o"-wtrącił Halt, ponownie włączając się do dyskusji, z niemałą przyjemnością. Nieczęsto miał okazję pokonać Crowleya w słownej potyczce. Crowley był niesamowicie bystry i wygadany. Rzadka chwila triumfu dostarczyła Haltowi prawdziwej rozkoszy. Crowley wstrzymał Croppera i powiódł morderczym wzrokiem po szeroko uśmiechniętych twarzach towarzyszy, którzy bawili się stanowczo za dobrze.
-Bardzo ładnie-powiedział groźnie-pamiętajcie, że wczoraj wybraliście mnie na swojego przywódcę?- Urwał. Wszyscy pokiwali głowami.-Wspomniałeś- tu surowo popatrzył na Halta- że może nadejść taki moment, kiedy nie będziemy mogli osiągnąć w jakiejś sprawie porozumienia i ja, jako dowódca, będę musiał podjąć wiążącą decyzję?
Halt przytaknął. Może niedokładnie tak to ujął, ale prawie.
-W takim razie-podjął Crowley-jestem zmuszony powołać się na swój autorytet. Jako wasz dowódca wydaje orzeczenie następującej treści: kowal nie dał jej jagnięcej łopatki ani gustownej klamki, ani nawet pysznej kaszanki...
-O, niezłe- wtrącił Berrigan, ale morderczy wzrok Crowleya kazał mu natychmiast zamilknąć.
-I jako dowódca tej grupy, oznajmiam również, że była to lady-o. Jasne? Pozostali wymienili spojrzenia. Mieli nadzieję jeszcze to przeciągnąć. Crowley powiedział podniesionym głosem:
-Pytam, czy to jasne?
Halt, Berrigan i Leander pokiwali głowami.
-A więc oficjalnie uznaję dyskusję za zamkniętą. Ogłaszam to jako wybrany przez was dowódca. Którego macie słuchać! Jakieś zastrzeżenia?
-nie,nie- zapewnili zgodnie, spuszczając wzrok jak skarceni uczniacy. Ale ramiona drżały im z rozbawienia. Crowley wziął głęboki wdech, szykując się na kolejną reprymenadę, ale przeszkodził mu Egon. Podjechał do grupki stojącej pośrodku drogi i powiedział z lekkim wyrzutem:
-Żaden nie zauważył, że ktoś tam jest?

Zwiadowcy i humor czyli zwiadowcze talksy!Where stories live. Discover now