XLV

242 12 5
                                    

Calum Hood przemierzał właśnie kolejne przecznice, by znaleźć się pod hotelem Four Seasons, który ulokowany był w zdominowanej przez wieżowce części miasta. Rzadko tam bywał, w sumie częściej przejazdem niż z własnej woli. Denerwował go też fakt, że Luke wcisnął mu swoje auto, tłumacząc, że jest lepsze do prowadzenia i ogólnie ładniejsze. Równie dobrze mógłby przyjechać po Naomi swoim samochodem. Jego mazda nie należała do najpiękniejszych aut na świecie, miała już kilka lat i w sumie częściej stała pod blokiem niż faktycznie była użytkowana. Najbardziej w tym wszystkim Calumowi przeszkadzał hamulec ręczny w postaci guzika, a nie dźwigni. Przy tym drugim rodzaju musiał się bardziej napracować, ale teraz ostentacyjnie szukał tej głupiej dźwigni, gdy zatrzymywał samochód na parkingu przy hotelu.

Chłopak odpiął pasy i wyszedł z auta. Budynek, przed którym się znajdował był ogromny. Nie był pewny czy musi opłacić postój w biletomacie, bo przecież znajdował się w strefie parkowania na ulicy, a nie na parkingu dla gości. Zaczął szukać Naomi wzrokiem. Napisała, że będzie przed hotelem, to gdzie niby jest? A może to on pomylił adresy?

Sama myśl o zjebaniu sprawy przez niewłaściwe wklepanie nazwy ulicy do telefonowej nawigacji, napawała go niepokojem. Czuł, jak jasna koszula w małe kropki zaczyna przywierać mu do pleców. Czy na dworze faktycznie było tak potwornie gorąco? Przecież była już jesień, niedługo miała zacząć się zima; niemożliwe, żeby było tu tak ciepło tym bardziej, iż powoli na zewnątrz robiło się ciemno. Poczuł, że zaraz zejdzie na zawał z nadmiaru stresu albo zemdleje, ale poczuł klepnięcie w ramię. Odwrócił się z nadzieją, iż nie jest to jakiś strażnik parkingów ulicznych, który chciałby wlepić mu mandat.

— Hej — powiedziała Naomi, uśmiechając się szeroko.

Calum nie odpowiedział, lecz objął dziewczynę i przyciągnął do siebie. Nie pamiętał, żeby kiedyś zwykły przytulas był w stanie go tak bardzo uspokoić. Była tylko jedna rzecz, która naprawdę szybko go wyciszała, ale nie mógł sobie zaprzątać nią głowy. Nie dzisiaj, kiedy miał być z nią. Próbował zapamiętać jak najwięcej szczegółów takich jak jej zapach, lekkie poklepanie go po plecach.

— Hej — szepnął Calum, bawiąc się końcówkami jej czarnych włosów. Po chwili odsunął się i odchrząknął. — Jedziemy? — zapytał, na co Naomi skinęła głową. Udała się za nim do samochodu.

Otworzył jej drzwi od strony pasażera jak prawdziwy dżentelmen, co wywołało uśmiech na twarzy dziewczyny. Calum uśmiechał się cały czas. Kiedy przekręcił kluczyk w statyjce, spojrzał na Naomi. Dopiero teraz zauważył, że są ubrani podobnie. Dziewczyna miała na sobie spodnie w małe kropki i czarny top, u niego kolory zamieniły się miejscami.

— Ubraliśmy się jak bliźniacy, a nie jak... — próbował znaleźć odpowiednie określenie. Nie byli parą, to chyba nawet nie była randka. Miał ją za kogoś więcej niż zwykłą koleżankę. Przyjaciele? Można było to tak nazwać, ale przyjaciele nie kłamią, więc sprawa była bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać. — Ja pierdolę, gdzie my jesteśmy? — zapytał Calum, żeby tylko zmienić temat. Dobrze wiedział, gdzie powinien jechać, lecz na chwilę poczuł się niekomfortowo, więc zaczął improwizować. Skręcił w Liverpool Street zamiast jechać jeszcze kawałek do Goulburn Street.

— Poczekaj, wpiszę adres w nawigacji — zaproponowała Naomi, wyciągając telefon z małej torebki, którą miała przewieszoną przez ramię.

— Chyba już wiem gdzie jesteśmy — mruknął chłopak, ciągnąc za gałkę z zamiarem zmienienia biegu. Wszystko w tym samochodzie działało opornie i bardzo go to wkurzało. Ciekawe czy gdyby był zwykły ręczny też chodziłby jakby miał kija w dupie. — Jak podoba ci się w Sydney?

Woke up in Japan • c.hWhere stories live. Discover now