4

413 5 0
                                    

Myślałam, że zaraz zrobię coś temu budzikowi. Nie wyspałam się , no w sumie dzień jak co dzień. Dużo czasu spędzam w szpitalu przez co wracam czasem późnym wieczorem i takie są najczęściej skutki.

Dziś postanowiłam ubrać się w czarne spodnie z wysokim stanem i w białą hiszpankę. Jakby ktoś był ciekawy to w schronisku oczywiście się przebieram w stare dresy i koszulki. Wolontariat w schronisku to nie tylko siedzenie i patrzenie na zwierzęta i nie chcę niezniechęcać ale czasem naprawdę jak pies się wita to potrafi całą mnie ubrudzić.

Wzięłam kota do samochodu i pojechałam. Na miejscu byłam szybko, schronisko nie jest daleko, bo mam nie całe piętnaście minut spacerkiem ale wolę zyskać na czasie.

- Hej, wczoraj błąkał się kot pod moimi drzwiami i postanowiłam go tu przyprowadzić - powiedziałam do jednej z pracownic, Diany.

- Blanka, mamy problem i obawiam się, że będziesz musiała kotka na razie zatrzymać u siebie- powiedziała zmartwiona Diana.

- Co się stało?

- Otóż dzisiaj przetransportują nam z 40 kotów i kilkanaście psów, ktoś bawił się w nielegalną hodowlę i dziś jakaś Pani nam to zgłosiła - widziałam po niej, że nie podoba jej się ta sytuacja i w sumie komu by się spodobała.

- Dobra, nie ma sprawy. Na razie mogę go zatrzymać może ktoś się w miare szybko zgłosi po tego kota.

- Super zanieś go do Madzi i niech obejrzy czy jest zdrowy, a potem wróć tu bo będziesz mi potrzebna- uśmiechnęłam się do niej oraz pokiwałam głową na znak, że rozumiem.

Kiedy wróciłam do Diany poprosiła mnie o pomoc w przetransportowaniu zwierząt. Zgodziłam się bez wahania tym bardziej, że nie wszyscy w schronisku mają prawo jazdy, a jednak ja je posiadam.

Kiedy dojechałyśmy na miejsce od razu poczułam nie za fajny zapach. Czuć było mocz ba kiloment lecz nie ma co płakać, ważne by zwierzęta były żywe i zdrowe. Diana zapukała do drzwi jednak odpowiedziała nam cisza, może ten ktoś się spodziewał, że wpadniemy z wizytą. Jednak jak to my, nie poddajemy się. Pukamy jeszcze raz tyle, że tym razem trochę głośniej i natarczywiej. Odpowiedziała nam cisza.

-Dobra, poczekaj tu, a ja się rozjerze po ogrodzie- zaproponowała Diana.

-Wiesz, że nie mamy nakazu? Jak zadzowni na policję to możemy mieć kłopoty- odpowiedziałam.

-Powiem brzydko ale weź nie pierdol. Przecież ten ktoś będzie miał bardziej przerąbane od nas za nielegalną hodowle- ruszyła od razu nie czekając na moją odpowiedź.

Stałam tak jak mi powiedziała, ustałam tak aby mieć oko na wejście do ogrodu. Nie minęły dwie minuty, a Diana wróciła. Złapała mnie za rękę i zaprowadziła do ogrodu. Siedziała tam kobieta, chyba po prostu na nas czekała. Widziałam w jej oczach poddanie.

- Sama się zgłosiłam, dotarło do mnie, ze tylko krzywdze te biedne zwierzątka - spusciła głowę i pokazała nam palcem drogę, która pewnie prowadzi do zwierząt.

Cofnełam się z Diana po transporterki i udałyśmy się po pupile. Były to psy rasy york oraz koty persy. Prawie godzinę meczyłyśmy się , aby wszystkie "zapakować" do transporterków i po wszystkich wróciłyśmy do schroniska. Pracy było sporo więc postanowiłam zostać dłużej i odpuścić sobie dziś odwiedziny w szpitalu, może dobrze mi to zrobi.

Po ogarnięciu wszystkiego wzięłam kota i wróciłam do domu. Po drodze zajrzałam jeszcze do spożywczego po karmę dla kota oraz coś dla mnie na kolację.

Pakt z diabłemWhere stories live. Discover now