Rozdział 1 - W malinach

95 13 6
                                    


Ulica była długa i wąska, czułem się trochę, jakbym był we Włoszech. Ale tutaj zamiast śpiewu i muzyki słychać było tylko krzyki i rozmowy starszych osób. Wpatrywałem się w  zdjęcie Tomasza. Już niedługo go spotkam, już tylko dwa dni. Mijałem stare kamieniczki w rytm piosenki "Eyes, Nose, Lips" Taeyanga. Chciałbym kiedyś być taki jak on, ale cóż musiałbym chyba zrobić sobie operację plastyczną, bo wyglądam jak jakaś kluska rosołowa. 
Z bocznej uliczki wyszedł jakiś chłopak. Prawie go minąłem, ale zaraz, coś mi w nim nie pasowało. 
— Hej ty! — krzyknąłem. — Kim jesteś? 
Młodzieniec odwrócił się w moją stronę - wyglądał praktycznie tak samo jak ja. 
— Jimin? —zapytał niemal równie zdziwiony jak ja.
— Ja? 
— Nazywam się Chimin i jestem twoim największym fanem — przedstawił się, a w jego oczach igrały dzikie ogniki.
O boże o kurwa! Znowu fani, mam dość. 
Zacząłem uciekać na wprost, krzycząc, żeby mnie zostawił w spokoju. Napastnik nie dawał za wygraną i ścigał mnie aż na sam rynek. Zupełnie zgłupiałem. 
— Stój Jimin jesteś moim ideałem! — wykrzykiwał łamanym koreańskim.
Zatrzymałem się i obróciłem na pięcie. Moja dłoń powędrowała na czoło i przeczesała spocone włosy.
— Dobra. Czego chcesz? 
— Nie wiem, czy wiesz, ale występujemy razem na tym koncercie. Mam nadzieję, że się cieszysz tak samo jak ja. Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że cię w końcu spotykam, Kim Ji-min.
— Mnie za to wcale nie jest do śmiechu. Wyglądasz tak samo jak ja, to chore!
— Wszyscy powinni wyglądać jak ty, jesteś doskonały!
Miałem tego wszystkiego serdecznie dość.
— Nie mam najmniejszego zamiaru występować z kimś takim jak ty! Przy Tomaszu Karolaku to możesz co najwyżej grać prosionka szorstkiego napalony śmieciu! — powiedziałem i uciekłem do losowego budynku w okolicy. 
Okazał się to być kościół. 
— Szczęść boże — przywitał mnie Mateusz Żmigrodzki.
— Dobry. Wiesz może, jak szybko zmienić wygląd? — zapytałem z nadzieją.
Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie.
— Spokojnie coś się wymyśli. Chodź. — Zaprosił mnie skinieniem głowy do zakrystii. 
Otworzył szafę i wyciągnął z niej czarną sutannę. 
— Zrobimy tak: ty przebierzesz się za księdza, a twoje ubrania schowamy do szafy i jak będziesz chciał znowu wyglądać jak Jimin, to przyjdziesz tu i się znowu przebierzesz. Co ty na to? —zapytał, wyjmując zestaw do charakteryzacji. 
— Chyba nie mam innego wyboru. 
Usiadłem na krześle, a ksiądz zaczął robić mi makijaż. Trwało to wszystko może godzinę, po czym pokazał mi lustro.
— Ej! Może bez przesady, teraz wyglądam jak Keanu Reeves —zaśmiałem się. 
— Co ty? Tak wyglądają polscy księża mój koreański przyjacielu — uświadomił mi. 
— Ty tak nie wyglądasz — zauważyłem.
— Bo ja nie jestem polskim księdzem, przyjechałem tu z misji na Białorusi dwa lata temu —odparł z dobrotliwym uśmiechem. 
— Dzięki Mate-usi-josang — powiedziałem zadowolony i opuściłem świątynię w przebraniu polskiego księdza. 

Amongst the Wild Berries |Tomasz Karolak x Jimin x Jimin|Where stories live. Discover now