Prolog

278 21 7
                                    

Czasem żyjemy jak gdyby nigdy nic: śpiewamy, tańczymy, mamy przyjaciół. To wszystko może prysnąć jak bańka mydlana w ułamku sekundy. Zniknąć niby zjawa nawiedzająca w nocy najciemniejsze zakamarki twojego mieszkania. Ani się spostrzeżesz, a już jesteś kim innym, prowadzić inne życie, otaczasz się innymi ludźmi i nikt nie wie, kim tak naprawdę jesteś.

Akurat wracaliśmy z trasy koncertowej po Europie. Ostatnim przystankiem była Polska - mieliśmy dać koncert w jakimś Sandomierzu. Ludzie potrafili rzucać się na maskę naszego busa, a Nam-joon stał na dachu i krzyczał do nich losowe słowa po koreańsku. Śmieszna sprawa generalnie, że chodzą na nasze koncerty, a nie wiedzą, o czym śpiewamy. W pewnym momencie zacząłem mieć serdecznie dość tych wrzasków napalonych dwunastolatek i pożyczyłem słuchawki od kierowcy. Słuchanie swoich piosenek to żadna frajda, ale przynajmniej nie przeszkadzał mi już hałas. Babcia zawsze mi mówiła, że jak będę tyle siedział w słuchawkach, to ogłuchnę. Czasem myślę, że gdybym był robotem, to czułbym się lepiej niż teraz, mógłbym się po prostu wyłączyć i nie słyszeć tego hałasu, nie nudzić się w ciasnym autobusie ani nic. 
Na miejsce dotarliśmy w końcu po około ośmiu godzinach. Byłem wymięty jak papierek po gumie do żucia wsadzony do kieszeni i zmęczony podróżą. Kiedy Nam-joon, Jeong-guk i Yoon-gi poszli zwiedzać miasto, ja zostałem w pokoju hotelowym. Manager załatwił nam najlepszą noclegownię w okolicy, niejaki Hotel Mały Rzym. Położyłem się na łóżku, było miękkie i puszyste, nic tylko spać. 
Obudziły mnie promienie słońca przedzierające się pomiędzy grubymi kotarami i głos Yoon-gi.
— Ej! Wstawaj Park Jiminnie, wczoraj z Jeong-gukiem poznaliśmy zajebistego zioma! — Jego słowa jeszcze nie do końca do mnie docierały, dopiero po chwili zauważyłem brodatego mężczyznę obok mojego przyjaciela.
Przetarłem oczy ze zdziwieniem.
— Znaczy kogo?
— Mówi, że nazywa się... cholera, nie umiem tego wymówić!
— Mateusz Żmigrodzki, prowadzę tutejszą parafię — przedstawił się jegomość. 
Już nawet w sypialni nie mam spokoju od fanek. 
— No to super. O co chodzi? — zapytałem lekko skonsternowany zaistniałą sytuacją.
Ksiądz i Yoon-gi skrzywili się prawie synchronicznie.
— Gdy spałeś, Tae-hyung zginął. Policja go szuka już od trzech godzin.
— Co? Kiedy? Jak? — krzyknąłem zdziwiony.
— Nieźle cię zmęczyła ta podróż, spałeś prawie dobę. 
Westchnąłem. Zawsze w trasie muszą się dziać jakieś nieprzyjemne rzeczy. 
— Co na to Nam-joon?
— Obwinia się. Tae zginął, kiedy razem z Seok-jinem zwiedzali katedrę. Tam właśnie poznali Maty-usia. 
— Mateusza — poprawił go mężczyzna. 
— tong tong tong tong  — zaczął go przedrzeźniać. — W każdym razie Mate-usi zajmuje się przestępstwami i według tutejszej policji jest najbardziej kompetentny w okolicy. Obiecał, że postara się go znaleźć.
— Spoko, ale po co mi o tym wszystkim mówisz?
— Bo to z tobą najczęściej gada o swoich problemach.
Przesłuchanie trwało może pół godziny i poszedł. 
Wyszedłem z hotelu, żeby się przewietrzyć. Poprzednio nie miałem okazji, żeby pozwiedzać miasteczko.  Szedłem sobie ulicą, mijając stare budynki, sklepy, domy. Wszystko było obwieszone plakatami z naszym zespołem. Wtedy zobaczyłem go. Jego uśmiechnięta twarz spoglądała na mnie z plakatu. Białe zęby z uroczą diastemą od razu poprawiły mi humor. Szybko zrobiłem zdjęcie plakatu i wrzuciłem do tłumacza Google. 
— Dwudziestego czwartego lipca razem z koreańskim zespołem BTS na scenie wystąpi znany aktor i wokalista - Tomasz Karolak.
Boże ten człowiek to ideał!

Amongst the Wild Berries |Tomasz Karolak x Jimin x Jimin|Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang