Rozdział II

39 5 0
                                    

Nagły napad gniewu Harry'ego


Harry Potter, po deportowaniu się uciekinierów, natychmiast wrócił do domu. Znalazł Ginny i dwóch synów w jednym z pokoi. Ginny magicznie przeniosła różne przedmioty, tworząc barykadę od środka, więc mężczyzna musiał chwilę poczekać aż jego żona sprzątnie przejście. Trwało to mniej więcej minutę, po której zabrał rodzinę do kuchnio-jadalni, gdzie wszyscy usiedli przy stole. Ginny próbowała jakoś dojść do Harry'ego i pytała, co zaszło. On jednak słyszał ją jak przez mgłę. Emocje w mężczyźnie buzowały. Nie! One wręcz kipiały, co chwila wymieniając się. Po chwili zrezygnowania i bezsilności przyszedł gniew, jakiego jeszcze nigdy nie czuł.

„-Że też nie zdążyłem! To wszystko przez moją nieuwagę i głupie roztargnienie! Gdybym wziął różdżkę od razu i nie musiał się po nią wracać, na pewno bym zdążył na czas. A teraz porywacze mają moją ukochaną córkę! JEDYNĄ córkę! Moje oczko w głowie!"- Harry poczuł, że lekko przesadził. Otrząsnął się z transu napadu gniewu i spostrzegł, że tak naprawdę, zamiast to wszystko powiedzieć sobie w myślach, wykrzyczał na głos. Jego teraz już jasno patrzącym oczom ukazał się widok pobojowiska. Już drugiego, jakie widzi tego dnia. Okazało się, że całe pomieszczenie dosłownie stanęło na głowie. Wszystkie meble i urządzenia (włącznie z dopiero co kupionym expressem do kawy) były porozrzucane. Jego rodzina zaś... (A przynajmniej jej niepełna część) była chroniona przez magiczną barierę, którą najprawdopodobniej wytworzyła Ginny, gdyż w ręku trzymała różdżkę emanującą jasnoniebieskim kolorem. Jego żona patrzyła się na mężczyznę jak na obłąkanego, a synowie wyglądali na bardzo przestraszonych tym nagłym napadem gniewu. Jeszcze przecież nie powiedział im, co się stało! Odkąd wrócił z pokoju córki, milczał. Odezwał się tylko do nich jakimś oszczędnym, krótkim „chodźcie", kiedy wracał z pokoju córki. To musiał być dla jego ukochanych osób niezły wstrząs. Harry naprawdę wstydził się tego nagłego, niekontrolowanego wybuchu:

„-Dlaczego on nastąpił? Przecież moja samokontrola jest na wysokim poziomie, od czasów pokonania Voldemorta nigdy mi się coś takiego nie zdarzało..."- teraz był pewien, że akurat to wypowiedział w myślach.

Kiedy Ginny zobaczyła, że Harry powraca do normalności i napad minął, powoli opuściła różdżkę i bariera otaczająca ją i dzieci powoli zniknęła. Po chwili wypełnionej niezręczną ciszą mężczyzna odezwał się łamiącym głosem, w którym można było wyczuć wstyd i małe niedowierzanie:

-J.... Ja... Prze... praszam. Idę zawiadomić Shacklebolta- to ostatnie zdanie wypowiedział ledwo słyszalnym szeptem i od razu rzucił się w stronę korytarza, w którym mieli telefon stacjonarny używany tylko w nagłych przypadkach.

-Harry! Poczek...- nie dokończyła Ginny, bo Harry nie zatrzymał się. Tak naprawdę, to jej słowa w ogóle do niego nie dotarły. Mężczyzna był pogrążony we własnych smutkach i przemyśleniach...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Z góry przepraszam za wszelkie błędy, jeśli takowe się pojawią. Możecie dać mi znać, co ew. zmienić i oczywiście te błędy również wytknąć- będę wdzięczny. Rozdział krótki i niosący za sobą mało treści, natomiast tak mnie jakoś tknęło na krótkie rozdziały.

Słów: 424

Powrót Dolores UmbridgeWhere stories live. Discover now