Rozdział I

122 10 5
                                    

Porwanie

Wybiła północ. W domu numer 12 przy ulicy Grimmauld Place było ciemno. Żadne światło z nielicznych latarni ulicznych tu nie docierało. Harry Potter leżał w sypialni na pierwszym piętrze i próbował zasnąć już od godziny, jednak w ogóle mu się to nie udawało. Po wielokrotnym przewracaniu się z boku na bok stwierdził, że nie ma to większego sensu, ponieważ spać nie chciało mu się wcale. Nie lubił siedzieć bezczynnie, więc podjął decyzję, że zejdzie na dół do kuchni aby coś przekąsić. Usiadł na łóżku i wyszukał stopami kapci. Następnie wstał, ubrał szlafrok i podążył w stronę drzwi. Zamykając je przystanął na chwilę aby popatrzeć się na swoją wspaniałą żonę. Jak on ją kocha, ile razem już przeżyli... Byli, są i będą ze sobą na dobre i na złe.

Po podsumowaniu swoich krótkich przemyśleń zamknął drzwi i ruszył na dół. Myślał chwilę nad zajrzeniem do dzieci, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu, ponieważ już dawno prosiły go o ty, by przestał do nich zaglądać w nocy, bo są już „dorosłe". Postanowił więc dać im trochę prywatności i powstrzymał się przed zajrzeniem do ich pokoi.

Dotarłszy do kuchni, postanowił zrobić sobie kawę. Ostatnio Ginny kupiła nowy express, a on go jeszcze nie wypróbował. Zaparzył więc swój ulubiony napój i rozpalił w kominku, ponieważ zrobiło mu się trochę zimno. Wydało się to dziwne, ponieważ był przecież środek lata. Dotychczas noce były przecież ciepłe... Po chwili uznał to jednak za krótkotrwałe załamanie pogody.

Było już kilkanaście minut po północy i Harry postanowił sprawdzić pocztę w poszukiwaniu Proroka Codziennego. Nowa gazeta była zazwyczaj u prenumerujących już kilka chwil po rozpoczęciu nowej doby, od kiedy redakcja zastąpiła sowy latającymi listami z gazetą. Byłoby to z pewnością niedopuszczalne, gdyby listy były widoczne dla mugoli, ale zostały zaczarowane nowo odkrytym zaklęciem. Harry osobiście szanował nowy sposób dostawy Proroka Codziennego za szybkość, jednak uważał, że sowy były lepsze. Miał po prostu do nich sentyment.

Mężczyzna nie mylił się. Przed drzwiami wyjściowymi na wycieraczce znalazł wieczorny egzemplarz gazety. Wziął go, wrócił do kuchni, zajął najbliższy fotel koło kominka i zagłębił się w lekturę.

Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to duże zdjęcie Ministra Magii- Kingsleya Shacklebolta, a pod nim zaś trzy zdjęcia osób, które doskonale znał. Popatrzył na nie z odrazą i zaczął czytać:

"Ucieczka trzech więźniów, starych popleczników Voldemorta

Dn. 11 sierpnia tj. czwartek o godzinie 22:00 z więzienia dla czarodziejów Azkaban uciekła trójka więźniów, starych popleczników czarnoksiężnika zwanego Lordem Voldemortem. Minister uspokaja i zapewnia, że zostały wszczęte poszukiwania, jednak mimo tego apeluje o ostrożność:

-Ministerstwo Magii poinformowało już Biuro Aurorów z Szefem Biura na czele..."

I tutaj Harry się zatrzymał. Przecież on był Szefem Biura Aurorów i nie dostał żadnej informacji. Dopiero przed sekundą dowiedział się o tym całym zdarzeniu! Wydało mu się to dziwne, ponieważ znał dobrze Kingsleya, można nawet powiedzieć, że byli starymi przyjaciółmi. Minister zawsze mówił mu o ważnych sprawach OD RAZU, nie zważając na porę dnia czy nocy. Opanował jednak zbierającą w nim złość. Wiedział, że to do niczego dobrego nie doprowadzi. Przed zadzwonieniem do Kingsleya postanowił jeszcze szybko dokończyć artykuł. Skoro Minister nie kwapił się poinformować go o tak ważnych informacjach to minuta czy dwie nie powinny go przejąć. Wrócił więc do czytania:

Powrót Dolores UmbridgeWhere stories live. Discover now