Rozdział 25

4.1K 278 79
                                    

Molly Weasley czuła się bardzo niepewnie, widząc zebrane wokół osoby. Nerwowym ruchem poprawiła ciemnozieloną sukienkę. Nie pamiętała, nawet kiedy ostatni raz miała okazję nosić coś tak pięknego i delikatnego. Przy tak dużej ilości dzieci i fakcie, że praktycznie na nią spadły wszystkie obowiązki, nie miała prawie czasu dla siebie. Później przyszła wojna i trzeba było martwić się o przeżycie, a nie o to, co ma się w szafie. Ale dziś pierwszy raz od dawna mogła zająć się sobą. Ułożyła włosy, zrobiła lekki makijaż i poszła kupić sukienkę. W końcu miała okazję. Jej dzieci były dorosłe i część z nich dziś przysięgła przed magią wierność wybranym partnerom.

Teraz stali wokół niej, plotkując i zachowując się, jakby ostatni rok nie miał dla nich miejsca, ale Molly wiedziała lepiej. Skrzywdziła ich wszystkich, nawet swojego męża. Była przekonana, że działa dla ich dobra, a tak naprawdę rozrywała tę rodzinę. Wspierała bezwzględnie Dumbledore'a, wierząc, że dzięki temu uda się przynieść zwycięstwo Jasnej stronie. Popychała też swoich synów do bardziej wpływowych prac, chcąc, aby oni także mieli udział w działaniach wojennych. Nie zauważyła, że najstarsza piątka przez to praktycznie cały czas była nieobecna. Nawet Fred i George, gdy wracali na wakacje do domu, zwykle unikali jej, zamykając się w swoich pokojach. Starsi wymawiali się pracą i przybywali tylko na większe uroczystości. Nigdy dobrowolnie nie wpadli na kawę lub po prostu porozmawiać. A ona była ta bardzo ślepa na to wszystko.

Dopiero po spowiedzi Dumbledore'a, uświadomiła to sobie. Jak bardzo ten przeklęty starzec mydlił jej oczy i był w stanie nią manipulować. Kilka dni trwało pogodzenie się z nową rzeczywistością, ale miała ciszę i czas do przemyśleń. W więzieniu ministerstwa mało co zakłóca spokój. Została oskarżona o zbrodnie wojenne i miała zostać przesłuchana pod Veritaserum. Została uniewinniona, po tym, jak wyszło na jaw, że nie wiedziała o większości działań. Pierwszym, co zrobiła po odzyskaniu wolności to przeproszenie zarówno swojego męża, jak i dzieci. Zaprosiła ich wszystkich i nie przejmując się etykietą, podała mocniejszy alkohol. Było wiele płaczu i wrzasków, ale wybaczyli jej. Mgliście pamięta, jak pod koniec siedziała na kanapie, śpiewając z Fredem i Georgem jakąś sprośną piosenkę, przytulona do Artura. Od tego czasu kontakt się poprawił, a dziś stała tutaj, ciesząc się razem ze swoją rodziną.

Jej stosunek do par tej samej płci nadal pozostawał lekko negatywny - nie była w stanie zmienić przekonań, które niosła przez całe życie w tak krótkim czasie. Ale nawet ona musiała przyznać, że jej synowie są szczęśliwi. Oczywiście, ubolewała lekko, że to znacznie ograniczy jej liczbę dostępnych do rozpieszczania wnuków, ale mogła to przeboleć. Pozostało jej już tylko przyzwyczaić się do partnerów jej synów, co niestety mogło przynieść jej trochę trudności.

Ale dla swoich dzieci się postara.

- Ktoś widział Freda i Draco? - Zapytał niespodziewanie Percy, wyrywając nieświadomie swoją mamę z zamyślenia.

I rzeczywiście, wspomniana para była nieobecna. Przy takiej liczbie osób wokół, najwyraźniej musieli przeoczyć ich zniknięcie. Charlie stał najbliżej Molly. Przez prawie całą imprezę pozostawał przytulony do swojego męża. Podobno przez bitwę sądził, że stracił go. Z tego powodu musiał mieć go cały czas w zasięgu wzroku. Co dziwne, Severus pozwalał na to. Ten surowy mężczyzna, po prostu stał rozluźniony, opierając się o Charliego, gdy ten obejmował go od tyłu. Obok nich Bill pozostawał w podobnej pozycji, obejmując swoją żonę, której dziś ślubował. Blondynka niemal świeciła z radości i patrzyła z uśmiechem na swojego męża, który od czasu do czasu kradł jej pocałunki. Dalej Percy, który może nie był aż tak wylewny w uczuciach, ale ilekroć Oliver tego chciał, pozwalał ciągnąć się na parkiet i nie krępował się przytulić. George stał lekko z boku grupy, przy stole z przekąskami. Rozmawiał z Pansy Parkinson i sądząc po rumieńcu, rodzina Weasley prawdopodobnie powiększy się jeszcze bardziej. Ron z kolei był zbyt nieśmiały i wolał zostać przy stole Blaisem. Ślizgonowi najwyraźniej to nie przeszkadzało i obaj po prostu rozmawiali ze sobą, czasem trzymając się za ręce pod stołem. Po usłyszeniu pytania grupa po prostu się zaśmiała, a niektórzy mieli wymowne uśmiechy.

W uścisku węża - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz