Rozdział 2

7.8K 430 480
                                    

- No i widzisz, nie było tragicznie. - Powiedział Draco do Liliana, gdy opuszczali klasę eliksirów.

Ślizgoni wychodzili stamtąd w dobrych humorach gotowi na kolejną lekcję. Za to gryfoni w większości byli apatyczni lub źli z powodu traktowania, jakie otrzymali przed chwilą od swojego profesora. Stracili oni prawie sto punktów, ponieważ w ich grupie, aż pięć osób wysadziło swoje mikstury. Część dostała też szlaban, w którego trakcie będą najpewniej musieli usuwać to, co dzisiaj uwarzyli.

- Udało mi się doprowadzić do wybuchu mikstury panny Wiem-To-Wszystko. - Kontynuował swoją tyradę blondyn. - Bez jej pomocy rudzielec wysadził swój własny kociołek. Z Longbottomem nie trzeba nic robić, bo sam w wystarczającym stopniu niszczy wszystkie swoje dzieła. Chociaż rzadko się zdarza, aby wybuch był na tyle wielki, aby zniszczyć też kociołki innych. Mina Irlandczyka i tej Brown była bezcenna. Profesor Snape wyglądał, jakby chciał zamordować tego idiotę na miejscu. Mógł w sumie to zrobić. Longbottom stanowi zagrożenie nie tylko dla siebie, ale też dla swojego otoczenia. Bez niego świat byłby bezpieczniejszy.

Zabini tylko spojrzał na niego kpiąco.

- Każdy gryfon stanowi zagrożenie dla otoczenia.

Grupa zaśmiała się na ten komentarz.

- Może ma pan rację panie Zabini.

Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w stronę głosu. Przed klasą eliksirów stał profesor Snape i patrzył na nich ze swoją zwykłą, obojętną maską na twarzy. Choć ktoś spostrzegawczy mógł zauważyć, że jeden z kącików jego ust jest uniesiony odrobinę wyżej niż zazwyczaj. W jego ręce tkwił stos pergaminów, najpewniej prac domowych zadanych przed wakacjami.

- Choć chyba nie powinien wyrażać pan głośno swoich opinii w miejscu, gdzie prawie każdy może cię usłyszeć. A wszyscy tu obecni powinni się chyba lekko pośpieszyć. Kolejna lekcja zaczyna się za chwilę i nie byłoby dobrze, gdyby uczniowie Slytherinu spóźnili się, ponieważ zapomnieli spojrzeć na zegarek.

Ślizgoni popatrzeli po sobie spanikowani. Jeden z nich, krzyknął dziękujemy profesorze i ruszyli szybkim krokiem w stronę klasy, gdzie mieli mieć teraz Obronę Przed Czarną Magią. Zanim jednak bardziej się oddalili, Lilian zdążył ukradkiem odwrócić się do ojca i posłać mu promienny uśmiech. W zamian zobaczył, jak strzeżona maska Mistrza Eliksirów na chwilę ustąpiła miejsca o wiele delikatniejszemu wyrazowi twarzy. Dalej droga odbyła się bez niespodzianek. Dotarli pod drzwi, gdzie czekali już inni uczniowie. Na razie nigdzie nie było widać ich nowego profesora.

- Jedna rzecz mi tutaj nie pasuje. - Odezwał się niespodziewanie Nott. - Snape mówiłeś, że nie przepadasz za Eliksirami, a na lekcji wydawałeś zadowolony z tego, że warzysz.

- Właśnie! - wtrącił Draco - I podobno jesteś w nich beznadziejny, a zrobiłeś jedną z najlepszych mikstur.

Lilian spojrzał na blondyna z dziwnym grymasem na twarzy.

- Przecież przy śniadaniu mówiłem, że nie lubię Eliksirów, a nie, że mam z nimi jakiś problem. Poza tym jestem w Slytherinie i jestem synem najmłodszego Mistrza Eliksirów w Europie. Oba te fakty wręcz narzucają mi to, że powinienem być dobry z tego przedmiotu. Po prostu odrzuca mnie fakt, że uczy mnie własny ojciec. To nie jest do końca miłe uczucie. I też nie wiąże z miksturami przyszłości. Aktualnie to dla mnie zakuć, zdać i zapomnieć.

- Więc co chciałbyś robić? - Zapytała Pansy z ciekawością.

Do tej pory nowy wąż cały czas ich zaskakiwał. Szybko osiedlił się w Hogwarcie, wiedział jakich ludzi unikać i dobrze wpasował się też do ich grupy. To tak jakby znali go przez całe życie, mimo że nic o nim nie wiedzieli. Nie dało się od niego wyciągnąć żadnych informacji, a każdą osobę zbywał w taki sposób, że ta nie czuła się tym dotknięta lub udawało mu się uniknąć odpowiedzi  z powodu okoliczności.

W uścisku węża - Harry PotterWhere stories live. Discover now