Prolog:Kres dotychczasowej drogi

42 1 0
                                    

Jak zwykle po południu włóczę się po opuszczonej bazie wojsk radzieckich, z Szprotawy w której mam nieprzyjemności mieszkać jest to godzina spacerkiem. Opuszczone hangary, niegdyś domy dla myśliwców z pulku PGWAR dziś miejsce libacji i imprez okolicznej młodzieży, pas startowy kiedyś miejsce startów MIGiów dziś podzielony na strefy przemysłowe i powoli zagospodarowywany. Podziwiam ostatnie szczegóły pięknego otwartego krajobrazu, żałując jego powolnego znikania i pochłaniania przez przemysł...pochłaniania mojej ostatniej ostoi.Kierując sie do byłego sektora budynków administracji oraz koszar rozmyślam o kolejnym dniu w szkole, o kolejnych straconych 8 godzinach totalnie bezproduktywnych i bezsensownych przynoszącym jedynie znużenie... po co ja się pchałem do tego LO, trzeba było pójść gdzie nogi poniosą, jako wagabunda byłbym o wiele szczęśliwszy przynajmniej nie musiał bym znosić tego domowego piekła dzień w dzień ale niee trzeba było sobie wmawiać że; „jakoś dasz rade, „ to tylko krotki epizod w twoim życiu", ' wykształcenie jest ważne, bez studiów nic nie osiągniesz', jakoś nie biorąc w tych rozważaniach analiz mówiących że do większości zawodów nie potrzeba studiów, no i mam za swoje . Już od szkoły podstawowej oduczyłem się przesiadywania w kółkach wzajemnej adoracji, wiec cały czas w gimnazjum spędziłem sam ze sobą cierpieć za każdym razem coraz bardziej. Z czasem ( jak zwykle u osób długotrwało samotnych) pojawiła się arogancja tylko po to aby w niezauważalnym mgnieniu oka przeistoczyć się w pogardę do wszystkich innych ludzi. Nastała szkoła srednia ...nowy start jak mówią inni... takiego wała jak i polska cała, żebym choć był zainteresowany innymi ludźmi..żebym mógł choć zdobyć się na pogardę do nich, jednak nawet gardzić nimi już nie potrafiłem, owładnęła mną totalna obojętność... do tych ludzi, na ich problemy, radości..zawsze uważałem że tylko ten kto nie ma swoich problemów może brać na barki problemy innych gdyż w przeciwnym razie skończy jako ochlap czegoś co kiedy było człowiekiem.Całe przerwy z słuchawkami na uszach żeby przynajmniej trochę zagłuszyć ten cały gwar i obelgi pod moim adresem w stylu : "co za oszołom" "po co on żyje" i mój faworyt " zobacz to ten pedał " ten ostatni przydomek wziął się chyba z tego że moja ignorancja obejmowała również dziewczyny, nie to żebym nie czuł pociągu do kobiet ale nie interesują mnie (przeważnie) rozchwiane emocjonalnie dziewczynki które co miesiąc zmieniają facetów a ich życiowym problemem jest w co się ubiorą na kolejną imprezę. Wzdrygam się na samą myśl ze mógłbym być z kimś takim. Dzwonek kończący ostatnią lekcję oznacza tylko tyle że jedną mękę muszę zamienić na drugą wracając do "domu" gdzie czekają na mnie chyba jeszcze gorsze problemy, kłótnie każdego z każdym i wieczne wrzaski. Ehh po co ja o tym wszystkim mylę, puki jestem tu w moim azylu nie muszę się niczym przejmować...choć nie wiem czemu słowo "azyl" kojarzy mi się z miejscami które tylko wydają się ziemią obiecaną a w istocie są więzieniem, dochodzi do mnie że tak naprawdę to miejsce jest takim więzieniem, lecz nie mam nic przeciwko takiej odsiadce, przynajmniej nie muszę oglądać innych ludzi a dla mnie to dużo. Mijam byłą wieżę kontroli lotów, kierując się na północ przecinam drogę dojazdową dla pojazdów technicznych i ruszam na przełaj przez las, odruchowo spoglądając pod nogi, mimo że trasą tą poruszam się tak często że znałem ją na pamięć wolałem nie ryzykować utkniecia w studzience, kto wie czy nie na zawsze. Unikalność terenu wabiła sporą rzeszę poszukiwaczy zarówno pamiątek historycznych jak i złomu, niestety te dwie grupy łączyła szczególna zasadność do zostawiania swoich wykopów w stanie surowym, jak by do ciężkiej kurwy nędzy tak trudno było przynajmniej choć trochę zasypać tę dziury. Naszczescie przychodzi kryska na matyska i nie raz widziałem jak wpadali do otworów które sami wykopali, w kilku przypadkach zakończyło się to złamaniami, jakoś mi ich nie żal. Idąc przez sektory changarów mimowolnie przypominają się wszystkie chwile które przez tyle lat dane było mi tu przeżyć, wycieram łzy które napłyneły do oczu, ale nie są to łzy smutku czy żalu tylko nienawiści, nie jakoś ukierunkowanej tylko do całego świata, ponieważ mam nieodparte wrażenie że to świat mnie nie lubi i za nic nie chce abym był szczęśliwy.

Przemieszczam się przez gęsty las w którym zachowały się jeszcze budynki administracyjne, zastanawiam się jak to miejsce musiało wyglądać w czasach swojej świetności; setki żołnierzy pędzących w swoich sprawach, ich wrzaski,tupot butów,zapachy z miejscowej kuchni, dziś to opsmarowane bezsensownymi bohamozami rudere które służą miejscowym dzieciakom za spoty do picia i zabaw. Wnętrza wypełnione gruzem i śmieciami, elewacja praktycznie nie istnieje a kratki od studzienek dawno skradzione. Nigdy tu nie przesiaduje, nie mam ochoty spotkać jednej z tych podpitych grup dzieciaków, bluzgających tak głośno że słychać ich z kilometra. Niestety dziś bydło postanowiło zachowywać się trochę ciszej, a ja zatracony w własnych myślach nie usłyszałem ich w porę.

Świat mnie nie lubiWhere stories live. Discover now