IV

52 3 5
                                    

Kim stał już kolejną minutę przed szafą, wręcz się nie ruszając i analizując kolejne pary jeansów, rurek i dresów które miał w szafie. Te zbyt wyzywające, te zbyt luźne, te były za drogie, a kolejne nie miały odpowiedniego koloru.

W końcu zdecydował się na najzwyklejsze, czarne jeansy i jeszcze zwyklejszą białą bluzę, która sięgała mu aż do połowy ud.

Na koniec zmierzwił swoje włosy, przeglądając się w lustrze wmontowanym w ścianie.

- Czemu tak się staram? - zapytał sam siebie głośno, patrząc w swoje oczy. Zerknął na siebie jeszcze raz, choć zrobił to już tysiąc razy. Obłęd, czemu tak przykładał wagę do swojego ubioru, skoro Chan i tak nic dla niego już nie znaczy? Po co miałby dla niego się starać? Po co w ogóle zgodził się na to spotkanie? Co będą tam robić, rozmawiać o starych, dobrych czasach?

Jakby Chan nigdy go nie obraził? Jakby nigdy go nie zranił?  Woojin wiedział, że  znów może zrobić sobie niepotrzebnej nadziei. Po co robić sobie na przekór i utrudniać sobie życie. Jeden sms i nie musi tam iść.

Już wyjął telefon żeby odwołać spotkanie, ale przypominało mu się że przecież sam to zaczął. Poszedł do pokoju Chana, tego na dziesiątym piętrze, w ostatnich drzwiach. Wszedł tam tak po prostu, bez żadnego obranego celu, po prostu żeby go zobaczyć i upewnić się czy to na pewno prawda. Teraz sam już nie wiedział czego chce.

Po krótkiej bitwie we własnych myślach postanowił jednak pójść. To tylko spotkanie, po prostu spotkanie. Ono nic nie znaczy. Zresztą, zamówił już sobie taksówkę.

Wychodząc z domu zobaczył że kierowca już czeka. Wsiadł szybko i przepraszając za spóźnienie , powiedział adres do którego chce jechać. Usadowiając się wygodnie na tylnym siedzeniu, obserwował ludzi których mijał pojazd. Niektórzy byli szczęśliwi, było parę wyglądających na złych i smutnych, ale większość miała obojętny wyraz twarzy.

Oparł głowę o szybę. Kojarzył kawiarnię do której zaprosił go Chan. Była bardzo ładnie urządzona i zawsze pachniało w niej cynamonem, gęstą słodką śmietaną i gorącą czekoladą. Woojin zapewnie chodziłby tam często, ale była o wiele za daleko. Wzniósł oczy i popatrzył w niebo, które zasłoniły siwe chmury.

- Oby nie padało - odezwał się taksówkarz, patrząc w lusterko.

Kim przytaknął.

Facet szybko spojrzał na pasażera w odbiciu.

- Jeśli idziesz na randkę, to w tym ubraniu ci to nie wyjdzie.

Woojin zaczął gorąco zaprzeczać.

- To nie randka, umm to raczej spotkanie.

- A w jakim celu te umm spotkanie?

- Sam chciałbym to wiedzieć.

Taksówkarz parsknął śmiechem.

- Czyli randka - powiedział i zmienił bieg.

Kim wywrócił oczami.

- To  n i e  jest randka.

Mężczyzna nic nie odpowiedział. W sumie Woojin nigdy nie był na randce, nigdy nawet nic do nikogo nie czuł. Dla niego miłość to miłość, czekał na tą jedyną osobę, tą która zaakceptuje go takim jakim jest. I nie zwraca uwagi na kolor skóry, wyznanie,pochodzenie. Człowiek to człowiek.

Z zamyślenia wyrwał go głos taksówkarza, który zatrzymał się przed kawiarnią i oczekiwał zapłaty. Rozkojarzony Kim po prostu rzucił jakiś banknot na przedni fotel,podziękował i wyszedł. Stał na chodniku przed wejściem i znów zaczął się wahać. Był nawet trochę spóźniony, co tylko spotęgowało jego stres. Stał tak przed dłuższą chwilę, patrząc się bez celu w jeden punkt. jego telefon zawibrował.

destiny [ᥕooᥴhᥲᥒ]Where stories live. Discover now