Na cały korytarz rozległo się echo wystrzału z pistoletu, co nie umknęło słuchowi Kuro, który nadal szukał wyjścia. Zaklął pod nosem nerwowo przeczesując włosy. Stało się to o co się martwił, odkąd postawili stopę w tym miejscu, że on jak i reszta wpadli w niezłe tarapaty. Jak bardzo by nie chciał niestety miał rację i znalezienie drogi ucieczki było prawie, że niemożliwe.... — Cholera jakie to upierdliwe.... Gdzie ta banda baranów chowa wyjście... — Mruknął pod nosem wściekły niebieskowłosy.
— A mówiłem by zostać w domu... To nie... Ratujmy cały świat...
____________________
The Mother uniosła nerwowo wzrok widząc żeńskie Lenistwo i Pana jej brata, a jak w zwolnionym filmie Touma uniósł broń strzelając prosto w nich. Dwójka zniknęła w świetle, ale kobieta była zbyt słaba teraz by się podnieść i ich ostrzec. Czarnowłosy z szerokim uśmiechem patrzył na światło zastanawiając się czy zmiótł ich oboje, a może chociaż chłopaka. Mina mu zrzedła, kiedy światło opadło i Mahiru wisiał z prawej strony w rękach wampirzycy, a Osaka miała przekrzywioną głowę zaś nabój uderzył w ścianę obok jej twarzy.
— Gdzie jest Kuro w takich sytuacjach...
— Nie kazałeś mu czasem szukać wyjścia z tego mówiąc "miłego" przybytku — powiedziała ironicznie kobieta akcentując miły wyraźnie zmęczona i złapała zdziwionego nastolatka za przegub
— musimy stąd uciec, ale nie możemy zostawić mamuśki. Brązowowłosy spojrzał przed siebie dopiero teraz dostrzegając także Tsurugi'ego.
— Proszę cię uratujmy także Tsurugiego!
— Shirota jestem wampirem... Nie Bogiem...
— Raimei Osaka... Cóż za spotkanie po latach — Mężczyzna nie opuszczając dłoni patrzył na kobietę, która za to nie omieszkała puścić nastolatka.
Pan Lenistwa opadł na ziemię uderzając lekko o nią, jednak nerwowo podniósł się na czworaka patrząc na stojących naprzeciw siebie postaci
— czym zawdzięczam tobie tę wizytę w moim oddziale...? Czyżbyś przyszła po Black Rose?
— Możliwe — Wampirzyca stanęła w rozkroku uderzając pięścią o otwartą rękę
— ale widzę, że więzisz nie tylko moje rodzeństwo, ale i osoby z którymi robię interesy.
— Nie macie podpisanego kontraktu. Jesteś pewna, że chcesz ze mną walczyć?
— Brązowowłosy drgnął słysząc przesycony jadem głos Toumy i zadrżał
— ostatnim razem ledwo uszłaś z życiem.
— Cóż... Tamtym razem miałam mniejsze doświadczenie w walce.
— To wy możecie podpisywać pakty?!
— Naprawdę pytasz mnie o coś takiego w takiej sytuacji...? — Wampirzyca westchnęła zrezygnowana
— jestem ostatnią z drugiej generacji, która nie ma swojego Pana. Nie czuje takiej potrze... Nie dokończyła, bo walnęła ściana z prawej strony naruszając już i tak lekko trzymający się sufit, z którego niebezpiecznie zaczęły spadać kawałki tynku. Minęła chwila ciszy i znowu było słychać ten sam rumor.
— Te... Taichi wy tu nie trzymacie bazyliszków, prawda...? Mężczyzna nie odpowiedział, bo trzecie uderzenie rozwaliło ścianę i Shirota musiał parę razy pomrugać by zobaczyć, kto stoi za rozbitą ścianą. Otworzył szerzej oczy, gdy zamiast jak myślał widzieć wielkie niebezpieczne stworzenie to stała mała czarnowłosa dziewczynka z włosami związanymi na dwie kitki. Może i by nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w dłoni trzymała wielki młot mający może trzy metry.
— TY! — Pokazała palcem wskazującym w stronę Osaki Nim Shirota się odezwał poczuł szarpnięcie i dopiero po chwili zorientował się, że jest niesiony na plecach przez żeńskie Lenistwo, która z piskiem skręcała już w inną alejkę, a z pod butów kobiety wyzwalały się iskry. Pewnie, gdyby nie fakt, że jest tego świadkiem pomyślał by o szalonym rajdzie w wyścigówce.
— Mam nadzieję, że ją zgubimy i co lepsze znajdziemy Inabę! — krzyknęła Osaka.
— Co tam się stało?! Dlaczego zostawiliśmy the Mother i Tsurugi'ego z Toumą?! — Nastolatek zbladł, kiedy wampirzyca przeskoczyła przez jakieś wywalone biurko wcale się nie przejmując tym, że za nimi rozwalił się kawałek ściany.
— Nic im nie będzie! Wierz mi, że Mamika o to zadba
— Chłopak mógłby przysiąc, że Raimei wspominając imię tamtej dziewczynki lekko zadrżała.
— Kim ona jest...?
— To... mmm... Pani Black Rose... znaczy Melancholii... Z jednej mógłby się ucieszyć na wiadomość pojawienia się kolejnej Eve, ale mina niebieskowłosej wspominającej o Mamiko Matsuoka, a tym bardziej szybka ucieczka żeńskiego Lenistwa nie napawała go zbytnim optymizmem. Nawet już nie nadążał, co mijają, bo kobieta naprawdę pędziła niczym samolocik nie zatrzymując się na chwilę.
— Rai może zwolnisz, bo wreszcie się potkniesz i... — Wampiry się nie potyka...
— Gadanie brązowowłosego tak rozkojarzyło Osakę, że nie zauważyła kawałka mebla leżącego na ziemi i potknęła się o niego. Jak w zwolnionym filmie puściła Mahiru i chciała jakoś zamortyzować swój upadek, jednak coś jej nie wyszło. Przeturlała się wpadając na kogoś i we dwójkę runęli na pobliską ścianę by na koniec spadł na nich jeszcze o dziwo trzymający się na ostatnim kablu alarm.
— Co jest do cholery...? — Kuro pocierając obolałą głowę zdjął z niej alarm widząc na nim lekko czerwonawy kolor rozumiejąc, że właśnie rozbił sobie o niego łeb. Z przedmiotu popatrzył przed siebie widząc podnoszącego się swojego Pana, który już biegł w jego stronę wyraźnie patrząc mu na nogi. Wreszcie sam spojrzał w dół widząc Raimei leżącą jak długą próbującą zatamować lejącą się krew z nosa, która pojawiła się po przeturlaniu.
— Nienawidzę poniedziałków....
— Raimei! Kuro! Wszystko dobrze...?
— Nawet jak na wampira wyglądało to dość poważnie, zwłaszcza że kobieta szybko biegła.
— Pierdole... Powiedzcie Lizzy, Yuki i innym, że umarłam — Kobieta zamieniła się w białego kotka dalej siedząc na nogach wampira
— a najlepiej wypuście mnie, gdzieś, poza tym budynkiem i będę udawać biednego zagłodzonego kotka...
— Już ją lubię.
— Jaja sobie ze mnie robicie?! Jeden wampir Lenistwa to problem. Ale dwóch w czym jeden jest jeszcze do tego nerwowy to dopiero gehenna.
CZYTASZ
To be or not To be
FanfictionIstnieje siedmioro Servampów plus tajemniczy ósmy zwany "Nie proszonym" z którym reszta rodziny musi się zmierzyć. Lawless, który dalej wierzy w krótką egzystencje ludzką w raz ze swoim Panem pojawia się w Tokio zwabiony koncertem. Jednak nie spodz...