Prolog

25 2 0
                                    

       Z prędkością światła wyminęłam drzewo, które pojawiło się nagle na mojej drodze. 

-Skup się! - skarciła mnie moja wewnętrzna wilczyca.

Potrząsnęłam łbem i przeskoczyłam przez kałużę. 

Pogoda była piękna. W sam raz na nocny trening. Chwilę po deszczu zapach lasu wydawał się niezwykły. Tak, jakby on sam dodawał ci sił i zachęcał do działania. Zapraszał, nawoływał. To właśnie to tak mnie rozproszyło, a musiałam się skupić na utrzymaniu wilczej postaci. 

Prawda jest taka, że jeszcze nie panuje całkowicie nad przemianą. Pod wpływem emocji mogłam łatwo im ulec i dać się pociągnąć mojej naturze, czego nie pochwalali członkowie watahy. Jestem córką najsilniejszego Alfy w historii naszej watahy i pomimo, że mam już prawie 18 lat, to nie do końca jeszcze potrafię panować nad swoimi mocami. Często mam przez to kłopoty. Czasem boję się, że własny wilk mnie pochłonie i zatracę się w jego dzikiej naturze, zapominając, kim tak naprawdę jestem. To właśnie w ludzkiej postaci spędzam najwięcej czasu i tak pragnę, by pozostało.

Nagle usłyszałam wycie, a moja wilczyca natychmiast nas zatrzymała.

-Ktoś jest na naszym terenie - poinformowała mnie i zerwała nas w stronę, z której ono dochodziło.

-Ej! Powinnyśmy wezwać pomoc, a nie same pchać się na śmierć - zaprotestowałam i próbowałam zapanować nad moją wilczycą, lecz ona nie chciała się mnie słuchać. W rezultacie zaczęłyśmy wić się po trawie ganiąc jedna drugą.

Nie pozwolę jej, by robiła wszystko, czego chce. To ja byłam panią.

Po chwili się uspokoiła i dała za wygraną, przeklinając na mnie.

-Dobra, niech ci będzie. Możemy pójść po Jasona i Tana, ale tylko po nich! Nie mogę znieść już tego, że jesteś taka słaba i wszystkiego się boisz.

Na jej słowa ukuło mnie w serce, aczkolwiek wiedziałam, że to tylko jej kolejna gra i takim zagraniem nie wpłynie na mnie, bym się zgodziła i zabiła nas dwie. Moja wilczyca była dosyć porywcza, a ja za to za bardzo się bałam dosłownie wszystkiego, żeby pobiec samej walczyć z intruzem. Byłam za młoda i za mało doświadczona.

Zaczęłam rozglądać się po lesie w poszukiwaniu kierunku, z którego przybiegłyśmy. A ku mojemu niezaskoczeniu, wilczyca zabrała nas prawie na koniec terytorium. Sama się tu nigdy nie zapuszczałam, było to niebezpieczne miejsce w szczególności dla młodego wilka. Dużo tu intruzów od czasu, kiedy Jason wdał się w konflikty z kilkoma pobliskimi watahami. Jedną z nich była wataha wygnańców - najokrutniejszych wilkołaków. Nie obchodziło ich zupełnie nic, oprócz własnego interesu. Bóg jeden wie, ile przestępstw i naruszeń już popełnili! Najgorszy z nich miał wiele zabójstw na swoich rękach. Rzadko kto nawet znał jego imię, albo wiedział, jak wygląda, ponieważ ci, którzy go raz zobaczyli, nie ujżeli potem już nic innego w swoim życiu. Był jak kosiarz, który skracał niewinne życia i czerpał z tego przyjemność. 

Nie chcąc ryzykować spotkania z jednym z wygnańców, w końcu wywęszyłam drogę powrotną do domu i zaczęłam biec w jej kierunku, jednak ktoś szybko przeszkodził mi, rzucając mi się prosto do karku. Niewiele myśląc, dałam się ponieść mojej wilczycy. Ona szybko uchroniła nas przed atakiem, odskakując. Niestety, trafiłyśmy przy tym z wielką siłą o drzewo.

Kiedy po kilku sekundach ocknęłam się z bólu, który przeszywał cały mój kręgosłup, zauważyłam złoto-czarne oczy, wyłaniające się z ciemności. Zaczęłam modlić się w duchu, by nie były ostatnią rzeczą, jaką zobaczę w moim krótkim życiu.

Ostatni OddechWhere stories live. Discover now