Rozdział 38 | Wiem kto jest mordercą

Začať od začiatku
                                    

– Czyżby Kain już wyklinał głupotę swojego syna? – Belzebub prychnął, uśmiechając się zadowolony. – Jego jedyny dziedzic dający się zaplątać w mroczne zaklęcie, jak ironicznie, nie sądzisz.

– Nie. Nie doszły mnie słuchy, żeby pierwszy morderca mówił cokolwiek o swoim dziedzicu. Po prostu miałam przeczucie, że tego dokonałeś, nie zawsze jesteś aż tak dumny z siebie.

Jej ojciec podszedł do łoża, a następnie przysiadł na jego krawędzi.

– Prędzej czy później usłyszymy jego gniewny krzyk. Zastawiłem pułapkę na ciele tej wampirzycy, kto pierwszy ją odnajdzie, tego spowije moja magia, a następnie pożre – rzekł z dumą.

– Co zrobiłeś? – Madeline aż zerwała się z miejsca. – Ojcze, a co jeśli ktoś niepowołany odnajdzie jej ciało? Ona miała męża, śmiertelnika, który nie miał nic wspólnego z naszym światem.

– Martwisz się o niego? Z tego, co wiem, nawet go nie znałaś. – Uśmiech zniknął z twarzy demona.

– Nie, ale matka nigdy nie wybaczyłaby ci, gdybyś zabił niewinnego śmiertelnika.

– Śmiesz teraz bezcześcić jej imię? – syknął, mrużąc wściekle oczy. Temat jego ukochanej żony był nazbyt wrażliwy. – Moja kochana nie wybaczyłaby mi też, gdybym cię nie pomścił.

– Wiem, ale nie takim kosztem, ojcze. Musisz to odkręcić, zanim będzie za późno. – Madeline była bliska płaczu, nie lubiła, gdy cierpieli niewinni.

– Cóż, teraz i tak za późno, nie mam już dość mocy, by znów przekroczyć bramy piekieł bez zostania zauważonym przez Szatana. – Diabeł wstał, był bardziej niż zdenerwowany słowami swojej córki.

– Ojcze... co żeś uczynił?

***

Lawrence szedł ulicą, kierując się w stronę swojego domu. Powiedział wszystko, co wiedział o sprawie Jasmine, o jej prawdopodobnych wrogach, gdzie ostatnimi czasy spędzała noce, ale był praktycznie pewien, że nigdy nie znajdą jej mordercy. W końcu ludzie nie wiedzą, że piekło istnieje naprawdę, a co dopiero, że jeden z demonów nielegalnie je opuścił, by dopuścić się na nim swojej zemsty. Oczywiście Lawrence mógłby i o tym powiedzieć, lecz czy ktokolwiek by mu uwierzył? On sam na ich miejscu by nie wierzył.

– Ciekawe, czy Matthew Roosevelt już nie żyje? – spojrzał w niebo. Słońce raziło go w oczy, ale nie płonął. To zawsze był tylko mit, że wampiry płoną w środku dnia, mit, który wymyśliły same wampiry, by łatwiej im było polować, w końcu gdy myślisz, że jesteś bezpieczny, jesteś też mniej ostrożny. – Czy może Caitlyn Sprenger uratowałaś mu dzień? Ha... – Przeczesał czarne kosmyki, które opadły mu na oczy, dłonią, a następnie przeciągnął się. – Ile ludzi musi zginąć, byś zrozumiała, że nie masz szans ze mną wygrać?

– Wiem, że znowu pachnę jak ona, ale nie jestem nią, dziecię nocy. – Peter spojrzał spode łba na wampira, który wyglądał na co najmniej zaskoczonego jego wizytą. – Syn Kaina chcący wywołać wojnę, by móc ukończyć własną krucjatę, interesujące. – Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi.

– Skoro nie jesteś nią, to kim? – Lawrence był zdezorientowany, ale nie wystraszony. Nigdy się nie bał. Nawet w chwili, gdy zamordowała go jego własna matka.

– Kimś, kto nie pozwoli zrównać ci tego świata z ruiną.

– A, już pamiętam! – Lawrence klasnął w dłonie, kompletnie ignorując fakt, że mężczyzna chwilę temu mu groził. – Spotkaliśmy się raz, gdy kłóciłeś się z tamtym kolesiem! To był twój były chłopak czy coś w tym rodzaju? – Mężczyzna uśmiechnął się, dumny z siebie, że połączył fakty.

Pamiętaj o śmierciWhere stories live. Discover now