Rozdział 4 | Wolałabym szukać mordercy niż kraść zwłoki

1.8K 221 115
                                    

Matthew spoglądał niepewnie na dwa raporty z sekcji zwłok. W obu przypadkach nie dało się określić, co dokładnie było przyczyną śmierci. Patologom wyszły sprzeczne ze sobą dane, nawzajem się wykluczające. Jeden z lekarzy, który badał oba ciała, nawet stwierdził, że ofiary topiły się oraz płonęły równocześnie.

- Jest aż tak źle? - wymamrotała Cassandra, podchodząc do biurka swojego partnera.

- Yhym - odpowiedział jej Matt, nie odrywając wzroku znad dokumentów. Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. - Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jest nawet gorzej. Nie wiemy, czego chce morderca, kim jest, ani kim są ofiary. Nie wiemy nawet, jak dokładnie zginęły.

Kobieta westchnęła, spoglądając czule na swojego towarzysza. Była od niego o osiemnaście lat starsza, miała męża oraz odchowane dwie córeczki. Matthew za to był dopiero po trzydziestce, miał całe życie przed sobą, mimo że dwa lata temu dopiero co wziął ślub, już zbliżał się do rozwodu. Cassandra nie mogła powstrzymać się przed traktowaniem go jak młodszego brata. Strasznie przejmowała się jego losem, zwłaszcza tym, że ostatnio zaczynał popadać w alkoholizm. Martwiła się o niego, lecz nigdy nie powiedziała o tym wprost, gdyż Matt nienawidził, kiedy ktoś się nad nim rozczulał. Zwłaszcza, gdy chodziło o ludzi z pracy. Mimo młodego wieku chciał uchodzić za profesjonalistę, a nie młodzika, któremu dopiero co dano do ręki broń.

- Drugą ofiarą również był nastolatek, prawda? - Westchnęła, opierając się o blat biurka. Było ono strasznie zabałaganione, wszędzie walały się papiery, zgniecione butelki, czy też resztki jedzenia, dlatego kobieta nie miała zbyt dużo miejsca, by położyć ręce. Musiała odsunąć parę kubków po kawie, do śmieci się nie zmieściłyby, ponieważ kosz przy stole był zapełniony aż po brzegi. - Miejmy nadzieję, że nie będzie więcej ofiar. Serce mi się kraja, gdy myślę o tym, co muszą przeżywać rodzice tych dzieci.

- Nadal nikt się do nas nie zgłosił w celu identyfikacji zwłok. Nie wiemy nawet, czy mają rodziców - odparł zimno mężczyzna. Mimo że Cassandra praktycznie wisiała nad nim, nie podniósł wzroku. Za bardzo pochłonięty był raportem z sekcji i chęcią połączenia jakoś obu spraw.

- No tak, ale każde dziecko ma rodzica - mruknęła, robiąc nadąsaną minę. Wyglądało to kuriozalnie, ponieważ Cass była już lekko podstarzałą kobietą, na jej jasnej twarzy łatwo dostrzegało się zmarszczki, które usilnie próbowała zakryć makijażem, a stroiła miny jak kilkuletnia dziewczynka. Zupełnie inaczej wyglądał Matthew, który robił wszystko aby wyglądać chociaż trochę starzej. Zapuszczał nawet brodę, by móc ukryć swoją nastoletnią twarz. Wiele osób pozazdrościłoby mu tego wyglądu, dużo kobiet mówiło mu nawet, że bez problemu mógłby zostać aktorem lub modelem, lecz jemu on bardzo przeszkadzał, w końcu przez to nie był brany w pracy na poważnie.

- Nie wszystkie, w sierocińcach nie mają - powiedział, notując coś w swoim notesie. Co ciekawe jego notatki wyglądały na bardziej zabałaganione od biurka, chociaż mężczyzna miał naprawdę ładny charakter pisma.

Kobieta wywróciła oczami.

- Ale ktoś musiał je spłodzić i urodzić, prawda? Żaden człowiek nie pojawia się sam z siebie na świecie.

- Szkoda, że niektórych rodziców przerasta wychowanie swoich własnych dzieci. - Westchnął, przypominając sobie swoją ostatnią kłótnie z żoną. Mężczyzna naprawdę nie chciał mieć potomstwa, nie był na to gotowy, lecz jego wybranka serca nie rozumiała tego.

Zapanowała między nimi niezręczna cisza.

- Jak myślisz te dzieciaki były z sierocińca? - odezwała się w końcu Cassandra. Chciała jakoś pomóc Mattowi w sprawie.

Pamiętaj o śmierciWhere stories live. Discover now