gold earrings, gold nights

Beginne am Anfang
                                    

— Tak — odparł szybko, zaciskając dłoń na kartonowej rączce ośmiopaku piwa. — Gdzie jesteś?

— Kuchnia. 

Ostatni raz obrzucił się krytycznym spojrzeniem, uznając, że nic lepszego już nie zdziała, i ruszył w stronę wskazanego pomieszczenia. Nie wiedział jeszcze czy kiedykolwiek mu się to przyda, ale cieszył się z przewagi, jaką posiadał, znając dom Barnesa jak własny. Bez problemu odnalazł przyjaciela, aczkolwiek z niewielkim kłopotem analizował sytuację, w której go zastał. 

Bucky siedział ze swoją dziewczyną po przeciwległych stronach stołu na wprost siebie. Na blacie stała buteleczka wypełniona krwistoczerwonym lakierem, natomiast zakrętkę razem z pędzelkiem trzymał James. Ujmował również lewą dłoń Natashy, z chirurgiczną precyzją malując jej długie, przypiłowane szpiczasto paznokcie. Skupił się na swoim zadaniu tak bardzo, że Steve mógł dostrzec koniuszek jego języka w kąciku ust. 

— Hej, Steve — Natasha przywitała się z nim tak przyjaźnie jak ostatnio, podnosząc wzrok znad telefonu, na którym przeglądała manicure'owe trendy z Instagrama. Wtedy, jakby przypomniała sobie, że powierzyła Bucky'emu bardzo poważne zadanie, bo zerknęła na jego pracę, doglądając wszelkich niedoskonałości. 

— Hej. — Uśmiechnął się do niej równie miło i podszedł do nich. — Gdybyś mi powiedział, przyniósłbym swój — poskarżył się żartobliwie zajętemu chłopakowi. 

— Robię to tylko dla ludzi, których całuje — odrzekł dumny z bycia pantoflem Natashy Romanoff. 

— Ale ja ci mogę pomalować — zaproponowała dziewczyna z taką swobodą i naturalnością, że nie sądził, aby był to żart. 

Już miał się ze wszystkiego wycofywać, zarządzając taktyczny odwrót w swoim umyśle, kiedy ich wszystkich doszły krzyki z zewnątrz domu. 

— Mówiłem lewo, Barton. 

— Nie powiedziałeś czyje. 

— To to samo lewo, deklu. 

Bucky z przyzwyczajenia chciał zareagować jako strażnik tego miejsca – nawyk wyniesiony w trosce o dobra rodowe rodziców, które nie jeden raz stanęły w obliczu zagłady – lecz w porę przypomniał sobie, w jakim położeniu się znajdował. Zerknął na Natashę, a ona bez miłosierdzia pokręciła głową. 

— Jak wyschnie, to nie poprawisz — stwierdziła bezdusznie. — Niech Steve ich uspokoi. 

— Kogo...

— Mógłbyś? — James spojrzał na niego prosząco. — Przypilnuj tylko, żeby się nie pozabijali, bo nie umiem wyprawiać styp, okej?

Nie mając nic na swoją obronę, przytaknął i rozejrzał się za odpowiednim kierunkiem, aż Barnes nie podpowiedział mu, żeby wyjrzał na taras. Gdy to zrobił, pierwsze, co spostrzegł, to zapadający wieczór. Niebo przybrało kolor ciemnej purpury i, im wyżej wzrokiem sięgał, tym bardziej jaśniało aż do delikatnego różu, trochę jak słodki, truskawkowy koktail. Za to snujące się chmury na myśl przywodziły mu watę cukrową. Skojarzenie rozproszyło go. Podobno rozpraszał się zbyt często. Przyjaciele przyłapywali go na zagapieniu się w jeden punkt albo gubieniu wątku rozmowy, gdy wybudzali chłopaka machnięciem ręki przed oczami. 

— Clint, nie ruszaj się przez pięć sekund. — Ten sam głos znów skarcił blondyna, a Steve ocknął się.

Rogers obrócił głowę, zauważając na drugim końcu podestu tarasu dwie postaci. W jednej rozpoznał wspomnianego Clinta. Niewiele różnił się od ostatniego razu, kiedy się widzieli. Jedyne, co się zmieniło, to wciągnięta czapka na włosy, ukrywająca aparaty słuchowe wraz z ptasim gniazdem na czubku głowy zamiast wystylizowanej fryzury. 

best friend's house | stonyWo Geschichten leben. Entdecke jetzt