stubborn boy, stubborn heart

259 37 20
                                    

fall out boy – the last of the real ones

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

fall out boy – the last of the real ones

"I know this whole damn city thinks it needs you
But not as much as I do
As much as I do, yeah"

***

bucky: na pewno w porządku?

steve: przestań mnie o to ciągle pytać

steve: tak, wszystko dobrze 

bucky: po prostu wiem, jak uparty jesteś...

***

Steve był uparty, do czego uparcie się nie przyznawał. 

Wolał takie określenia jak "zawsze dążyć do celu" albo "nigdy się nie poddawać", zamiast porównań do osła. Tej jednej rzeczy Sarah nie musiała go uczyć, przekazując mu w genach silną wolę i motywację do zadań niemożliwych. Owszem, potrafiło doprowadzić go to do stanów niemal autodestrukcyjnych, kiedy stawiał naukę ponad sen, pracę ponad zdrowy posiłek, a teraz imprezy, jakich będzie jeszcze wiele, ponad własne samopoczucie. 

Bo Steve czuł się od samego początku tygodnie zwyczajnie paskudnie, a zatroskana natura Barnesa wcale mu nie pomagała, jedynie przypominała o powodzie do zgryzoty. Zbliżała się pierwsza rocznica śmierci jego mamy. Sądził, że otrząsnął się po stracie i może nawet tak było, ale nadchodzący piętnasty października, dzień, w którym rok temu jego świat roztrzaskał się w drobny mak, przywrócił piekący ból pod gojącą się raną. Starał się zapełnić sobie czas wszelkimi sposobami – dodatkowymi zmianami w pracy, nauką, która przychodziła mu coraz trudniej. Bucky szybko zauważył jego rozkojarzenie przez nieodbieranie telefonu, nieodpisywanie na wiadomości i ciągłe "jestem zajęty". Już przyrzekł, że będzie mu towarzyszył na cmentarzu w najbliższy poniedziałek, sam stęskniony za kobietą, która była mu niczym druga matka. 

Zaoferował również, aby na weekend wyrwali się z miasta. Może do domku letniskowego Barnesów blisko parku narodowego, a może do innej, mniejszej miejscowości, byle tylko wypić kawę w skromnej, lokalnej kawiarnii. Całkiem, jakby obawiał się, że inaczej Steve mógłby zrobić coś głupiego, co było niedorzeczne, bo od głupich pomysłów był James. Przypomniał mu również o sobotniej schadzce w jego domu, jaką wszystkim obiecał. Bucky gotów był z niej zrezygnować, wszystko odwołać i przeprosić zaproszonych, ale Rogers nie czułby się z tym dobrze. Na pewno nie był jedynym, co odnajdował w domu swojego przyjaciele sposób na oderwanie się na chwilę od wszelkich zmartwień. Jak za każdym razem, przekraczając jego próg, znikał świat zewnętrzny, jego problemy i obowiązki, a czas stawał w miejscu.

I on również miał zamiar się dobrze dzisiaj bawić. Dzisiaj śmierć matki była tylko smutną datą, która miała się dopiero wydarzyć, ale poprzedzona szczęśliwymi chwilami. 

best friend's house | stonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz