Prolog

15.3K 520 854
                                    

Po całym dniu wśród wrzasków i lamentów umarłych cisza, która panowała w tym ustronnym miejscu, działała prawie jak lekarstwo. Mimo że wykonywał swoje obowiązki od niepamiętnych czasów, nawet jego momentami dopadały melancholia i znużenie. Na szczęście w jego małej oazie zawsze znajdował chwilę ukojenia. Było to jego miejsce stworzone trochę na wzór tego, co miał wokół siebie w doczesnym życiu. Można to porównać do saloniku, który został wyrwany z wnętrza domu. Dwie ściany stanowiły biblioteczki z góry na dół wypełnione książkami, które przeczytał lub, których wiedzę pragnął posiąść. Pozostałych ścian ani sufitu nie było. Za podłogę robiła skała, której powierzchnia była idealnie gładka. Dla przyjemności, na środku tego, co można nazwać pół-pomieszczeniem leżał puszysty, w miarę duży, zielony dywan. Na nim stał szary fotel, a obok niego niewielki stolik w kolorze ciemnego dębu. Na nim najczęściej leżały przybory w tej chwili potrzebne jego właścicielowi. Tak właśnie wyglądało to małe schronienie. Znajdowało się ono obok krawędzi ciemności tam, gdzie dusze zmarłych się nie zapuszczały, a biblioteczka idealnie zasłaniała najokropniejsze widoki tego królestwa. I to miejsce było doskonałe na tę chwilę. Z powodu wojen panujących na świecie w ostatnim czasie miał masę pracy.

Śmierć

Tym był. Istotą, w której istnienie nie wierzyła większość ludzi. Oczywiście wiedzieli, że umrą, ale myśleli, że zostaną odebrani przez boga, czasem przez demony, anioły, czy inne stworzenia, którym oddawali cześć za życia. Gdy dowiadywali się prawdy, większość dusz zawodziła, inne się sprzeciwiały. Tylko nieliczni ze spokojem przyjmowali swój los i pozwalali się prowadzić do celu. A każdego czekała inna droga. Nawet Śmierć nie znała wszystkich. Była tylko przewodnikiem po bezkresnej krainie umarłych. Na początku istota zaprzeczała sama sobie, ale po eonach* spędzonych w tym świecie, dokładniej od siedmiu cykli*, nie miała już na to sił. Wiedział, że nic nie zmieni. Mimo ogromu swojej mocy niektóre rzeczy nadal istniały poza jego zasięgiem. Pogodził się z tą egzystencją i nawet nauczył się znajdować okruchy dumy, a może i zadowolenia w swoim zadaniu. Szukał zabłąkanych dusz, które zgubiły się w drodze do krainy umarłych i dzięki temu chronił je od wiecznej, potępieńczej tułaczki. Kontrolował coś niepojętego dla większości.

Ale teraz miał swoją chwilę przerwy. Bez jego obecności w świecie doczesnym najpewniej wydarzy się coś okropnego, ale nauczył się obojętności. Po tak długim czasie znieczulił się całkowicie na nieszczęścia ludzi, poza tym oni i tak wcześniej czy później umrą. Nawet on przez to przeszedł i nie było mu tak źle. Może tęsknił za niektórymi aspektami śmiertelnego życia, ale tu miał to, czego potrzebował. Jego kościsty palec przejechał po grzbietach skórzanych książek. Wszystkie były na swój sposób fascynujące, prawdziwy zbiór pereł ludzkiego świata. Posortowane i odpowiednio ułożone stanowiły niemal ozdobę w tej prowizorycznej przestrzeni. Wyglądały niemal identycznie w brązowych lub czarnych oprawach z widocznym srebrnym, lub złotym grawerem. Dlatego niemal natychmiast wzrok przyciągała jedna książeczka schowana na najniższych półkach tak, aby, jak najmniej niszczyła estetykę tego ładu. Była ona o połowę mniejsza od reszty zebranych tomów, oprawiona - zamiast w skórę - w zielony puszysty materiał. Tytuł został zbudowany z kolorowych liter, każdej w innym stylu niczym mugolskie magnesy na lodówkę do nauki czytania dla dzieci. Wyglądało to okropnie i nie raz Śmierć zastanawiała się, czy nie wyrzucić tej książki do otchłani, ale zawsze w ostatniej chwili się powstrzymywała.

To był prezent. Dokładniej prezent od Losu. A te nigdy nie były przypadkowe. Istota westchnęła poirytowana własnym wahaniem. Niemal cykl książka ta tkwi na tej półce, wywołując sprzeczne emocje samym widokiem. Mając w końcu dość, Śmierć wyciągnęła ją spomiędzy tomów. Dla wygody zajęła miejsce w wygodnym fotelu i spojrzała na tytuł.

W uścisku węża - Harry PotterWhere stories live. Discover now