Mekkior: Skoro to mamy załatwione...

Spojrzał w moim kierunku na co odwróciłam wzrok i ponownie schowałam się za Izariego.

Mekkior: Della.. Nie zachowuj się jak dziecko, to tylko pobranie krwi...

Pokręciłam głową na nie. Nie ma nawet takiej opcji.

Mekkior: Della...

Ponownie pokręciłam głową.

Mekkior: Chyba nie mam wyboru...

Powiedział przecierając ręką twarz a następnie spojrzał na Izariego.

Mekkior: Izari... Weź ją złap...

Izari: Ja...

Della: Jak spróbujesz to się na ciebie pogniewam...

Spojrzał na mnie z politowaniem.

Izari: Proszę cię Della... Nie każ mi być w tak trudnej sytuacji...

Mama cicho się zaśmiała z tej sytuacji.

Kathari: Mekkior... Nie stawiaj ich w takiej sytuacji... Są swoimi Dasate...

Ciocia zwróciła na siebie uwagę. To moja szansa aby stąd zwiać! Powoli zaczęłam się wycofywać gdy tata kłócił się z ciocią.

Mekkior: A masz inny sposób żeby jakoś ją zmusić do te.... Della?

Izari: Gdzie ona?

Wszyscy zaczęli się rozglądać. Na moje nieszczęście drzwi do sali tronowej są dosyć głośne. Wszyscy spojrzeli w tym kierunku na co ja się odwróciłam z wyraźnym zniesmaczeniem na twarzy.

Della: Kurwa mać...

Lorren: Mówiłam, że zwieje...

Gdy mama to powiedziała wybiegłam za drzwi. Wszyscy wybiegli za mną a ja biegłam ile sił w nogach. Wiem. Nie raz to powtarzałam. Ale moje szczęście naprawdę mnie kocha. Potknęłam się o własne nogi i zaliczyłam glebę.

Izari: Della?!

Podbiegł do mnie i pomógł wstać.

Izari: Chyba nie mam wyboru...

Izari przerzucił mnie przez ramię i zaczął iść spowrotem do sali tronowej. Ja oczywiście jak to ja musiałam być buntownicza i zaczęłam się wyrywać.

Kathari: Della się na nas wszystkich pogniewa, prawda?

Lorren: Oj tak...

Tata na słowa mamy westchnął a ja nie przestałam machać nogami w próbach wyrwania się Izariemu. Jednak ten skurczybyk ma więcej siły niż by się wydawało.

Izari: Della, przestać drapać i się wyrywać... Nie jesteś Katzem...

Powiedział gdy przez przypadek udrapłam go w szyję. Przestałam się wiercić i oparłam się łokciem o jego ramię naburmuszona. Wszyscy weszliśmy spowrotem do sali tronowej po czym poszliśmy do drzwi które były za jedną z kolumn znajdującą się niedaleko tronu. Zaczęliśmy wchodzić po długich kręconych schodach. Pierwszy szedł tata a za nim Izari który nadal mnie niósł bo prawdopodobnie wiedział, że znowu spróbuję uciec. Następnie szła moja mama a obok niej ciocia. Ostatni szedł wujek. Miałam wyraźnie naburmuszoną minę bo mama przyglądała mi się z przepraszającymi oczami.

Kathari: Bardzo się gniewasz za taki rozwój sytuacji?

Della: Nie odzywam się do was... Hupmf!

Odwróciłam głowę żeby na nich nie patrzeć. Ciocia cicho westchnęła.

Izari: Della... Nic ci to nie da, że się obrazisz na cały świat...

Della: ...

Zaczęłam go ignorować.

Izari: Della... Zamierzasz mnie ignorować?

Uderzyłam go w głowę na co ten cicho jęknął.

Izari: A to za co?

Della: Sam żeś powiedział, że wolisz żebym ci przywaliła niż ignorowała...

Izari: Ale w życiu bym nie pomyślał, że weźmiesz to na serio....

Mama się zaśmiała.

Lorren: Kłócicie się jak stare małżeństwo...

Della: Wypluj te słowa...

Spojrzałam na nią wzrokiem zabójcy na co ta przełknęła ślinę. Po chwili Izari się zatrzymał i usłyszałam otwieranie drzwi. Próbowałam się odwrócić ale nie mogłam. Weszliśmy do pokoju w którym wszystko było poprzykrywane białymi obrusami. Dlaczego mam wrażenie, że to się za moment zmieni w pracownie doktora Frankensteina? I po jakie licho ja to musiałam wykrakać? Izari który nadal mnie trzymał czekał aż pozostali członkowie mojej rodziny pozdejmują te wszystkie obrusy. Dostał rozkaz od taty, że ma mnie pilnować bez względu na wszystko. Podejrzewam, że pretekst z tym, że muszę skorzystać z toalety nie przejdzie, prawda?

Mekkior: Izari... Posadź proszę Dellę na tym krześle...

Kiwnął głową po czym ruszył w jego kierunku. Posadził mnie na krześle po czym spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Pewnie dlatego, że w końcu zobaczył, że byłam na niego wkurzona. Założyłam nogę na nogę, skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej po czym odwróciłam wzrok w innym kierunku. Westchnął po czym spróbował jakoś rozplątać moje ręce ale nie dawałam mu tego zrobić tak łatwo.

Izari: Della... Twój ojciec to Król... Nie mam prawa aby mu się sprzeciwić... Zrozum to, proszę... Nie zrobiłem tego bo chciałem...

Spojrzałam na niego kątem oka. Miał minę zbitego psa. Jak ja mam się na niego gniewać kiedy on robi taką minę? Nie! Bądź silna... Znowu odwróciłam wzrok.

Izari: Della...

Ponownie na niego spojrzałam. Przestań robić te maślane oczy! Za moment nie wytrzymam! Cholera! Przytuliłam go. Wzdrygnął się na mój ruch po czym cicho się zaśmiał.

Della: Przepraszam jeśli wbiję ci paznokcie w skórę...

Izari: Czy to znaczy, że oddasz krew do badań?

Leyon: Dasz sobie pobrać tą krew czy...

Wyciągnęłam do niego prawą rękę.

Della: Pobieraj dopóki nie zmieniłam jeszcze zdania...

Po chwili założył mi na rękę opaskę uciskową po czym wbił igłę. NIENAWIDZĘ IGIEŁ! Po chwili poczułam jak ktoś mnie głaszcze po plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam mamę.

Lorren: No już, już... Byłaś odważna...

Della: Nie traktuj mnie jak dziecko...

Lorren: To przestań się tak zachowywać...

Leyon: Della?

Spojrzałam na niego. Był wyraźnie zaniepokojony.

Leyon: Zawsze twoja krew była czerwono-fioletowa?

Rozpoczynamy codziennie dawkę demonicznych rozdziałów!!

Królestwo ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz