Rozdział 2

8 0 0
                                    

Zasłona oddziela świat żywych od umarłych. Wszystko co w nas złe karmi świat demonów.

FILARY ŻYCIA: KSIĘGA 10, WERSET 2

KELLY

Kelly przybyła do pałacu trzy dni temu, jednak od tamtego momentu nie miała ani chwili na rozmowę z księciem Kilianem. Unikał jej jak ognia zawsze wychodził chwile przed jej pojawieniem się w jakiejś komnacie, nie mogła trafić na niego na błoniach, polach treningowych ani podczas wieczornych uczt. Czuła się osamotniona, jej ascetyczny ubiór i pochodzenie nie wzbudzało zainteresowania tonącego w kolorach dworu i innych gości turnieju. Zgodnie z poleceniem Callana z przyjemnością eksplorowała wszystkie dozwolone zakątki pałacu i znalazła nawet idealne miejsce na medytacje, w którym nikomu nie przeszkadzała a przede wszystkim gdzie nikt nie przeszkadzał jej.

Dwa piętra nad jej pokojem znajdował się korytarz, którego okna wychodziły na dach. Dach był na tyle płaski, że mogła się p nim swobodnie poruszać, stamtąd przechodziła na szczyt jednej z wież, do której nie było dostępu inną drogą. Z góry miała widok na błonie i powstający teren turniejów, oglądała spokojnie toczące się życie czasem medytując a czasem rozmyślając. Wciąż nie wiedziała co robi na dworze królowej Celeste, czuła się zagubiona.

Chociaż jej pielgrzymka trwała już cztery lata to dopiero teraz poczuła prawdziwy dotyk samotności i braku osoby, do której mogłaby zwrócić się z prośbą o wsparcie. Kilka razy napotkała w bibliotece młodego porucznika był miły, jednak w jego spojrzeniu było coś co sprawiało, że wolała zachować dystans, trafiła też na Callana, jednak niepokojące wrzenie krwi i zawroty głowy jakie wywoływała jego bliskość a które nie miały nic wspólnego z emocjami przerażały ją i na ten moment wolała nie wiedzieć dlaczego książę przyprawia jej ciało a tak żywiołową reakcję.

Siedziała właśnie podziwiając musztrę, która odbywała się na placu, żołnierzami dyrygował Callan, zdawał się być stworzony do roli generała kurtka opinała się ciasno na jego umięśnionych ramionach, broda wysoko zadarta i pełen pewności siebie głos rzucający komendy. Wtedy go poczuła, wybuchową mieszankę uczuć niepewność, radość, spokój i lęk, wszystko na raz w jednej osobie, zaraz po tym usłyszała jego lekkie kroki. Dopiero wtedy się odwróciła i mimowolnie na jej twarzy pojawił się uśmiech.

Roben stał pewnie na dachu pomiędzy nią a oknem. Jego przydługie ciemne włosy rozwiewał wiatr w ostrym słońcu widziała miedziane przebłyski niektórych kosmyków, na ustach zagościł blady uśmiech gdy złapał jej spojrzenie, jednak natychmiast zniknął jak słońce zasłonięte przez chmurę. Poruszył się o jeszcze kilka kroków i ze zręcznością kota wskoczył na dach wieżyczki.

– Więc tak korzystasz z uroków pałacu, moja droga?- zapytał gdy stanął naprzeciwko niej, musiała zadrzeć głowę do góry by przyjrzeć się jego twarzy. W oczach pobłyskiwała ciekawość, uśmiechnęła się do niego, czując jednocześnie jak lęk opuszcza jego myśli. Odsunęła się od niego i zmierzyła wzrokiem jego postać.

– Cóż, nie mogłam liczyć na twoje towarzystwo.

– No tak- mruknął wbijając wzrok w podłogę- Miałem pilne sprawy do załatwienia, wolałem cię w nie wciągać w sprawy Craig Moore. Cieszę się jednak, że nie odjechałaś, dzisiaj wielka noc, moja droga.

– Jaka?

– Urodziny księcia Callana, fajerwerki i początek świętowania- oznajmił wciąż jeszcze przypatrując się swoim butom.

– Wspaniale, czyli po dzisiejszym wieczorze, będę mogła ruszyć w dalszą drogę- odpowiedziała Kelly z wyraźną ulgą w głosie, naprawdę miała już dosyć pałacu, brakowało jej manier i znajomości etykiety, wzbudzała zainteresowanie,w końcu była pierwszą od 30 lat strażniczką jaka bawiła w tych murach, jednak zainteresowanie, parę pytań i ciekawskie spojrzenia były wszystkim co mogła tu znaleźć, nie było nikogo kto potrzebowałby jej pomocy. Nikogo, oprócz Robena. Czuła to, jak czuje się wiszącą w powietrzu burzę, jednak nie do końca rozumiała jeszcze jakiej pomocy potrzebuje pierworodny królowej.

Krew BogówWhere stories live. Discover now