Rozdział 1

26 0 5
                                    

W cichości serca szukaj odpowiedzi. W tłumie zanika łączność z duszą.

FILARY ŻYCIA: KSIĘGA 12, WERSET 54

KELLY

Strażniczka pokoju z Zakonu Samary, siedziała wśród zielonych traw południowych stepów. Jej krótkie włosy kołysały się na wietrze podążając za łodygami chylącymi się wraz z każdą zmianą kierunku wiatru. Jej oczy były zamknięte a twarz wystawiona na słońce. Oddychała powoli zanurzona w medytacyjnym transie, widziała przed sobą błękitną spokojną wodę, zatokę, dzieci bawiące się na złocistym piasku i czuła ciepły wiatr kołyszący zielenią. Tchnięta przeczuciem i rozejrzała się dookoła, wysokie trawy falowały niczym zielone morze i podobnie jak morze, ciągnęły się po horyzont. Podróżowała tak już drugi dzień, za towarzysza mając jedynie własne milczenie i dębową laskę, którą podpierała swój krok.

Na niebie szybował sokół, który co chwila zanurzał się w trawy z głośnym krzykiem polowania. Dobrze znała jego głos, nie mogąc nic złowić powracał by krążyć nad jej głową. Kelly Var Mohrer uśmiechnęła się do siebie i podniosła swój bagaż z ziemi, była w drodze już od kilku lat i jeszcze przez długi czas nie miała zakończyć swojej podróży. Zgodnie z prawem zakonu, jako strażniczka pokoju nim zostanie pasowana na rycerza, musi odbyć 10 letnią pielgrzymkę udzielając pomocy każdemu kogo spotka na swojej drodze. Pomagała każdemu, kto przyjmował jej pomoc, czasem za darmo, czasem za drobną opłatą, lecz najczęściej w zamian za nocleg i wyżywienie. Dopiero po odbyciu tej podróży ma prawo awansować na kolejny poziom, chociaż nie zawsze jest to możliwe. Kelly zdawała sobie sprawę, że 10 lat może wydać się wiecznością, starała się nie liczyć upływających dni, tylko wypełniać swoją misję. Czas raz przyspieszał innym razem spowalniał gdy zimą zatrzymywały ja śniegi i krótkie dni, wieczory spędzane samotnie lub w gospodach wydawały jej się czasem niemalże nie do zniesienia, jednak w takie dni jak ten, kiedy wiosna otulała ja laską i ciepłem, czuła, że żaden dzień spędzony w drodze nie był stracony.

Dzisiejsze medytacje nie szyły tak jak tego chciała, w jej myśli wkradał się dziwny cień, chociaż ziemia po której stąpała przesiąknięta była spokojem. Zanim ruszyła jednak w dalsza drogę jeszcze raz usiadła na dywanie usłanym z kładącej się pod jej ciężarem trawy. Zamknęła oczy i zanurzyła się w medytacji mając nadzieje, że tym razem uda jej się osiągnąć harmonię i zobaczy ducha stworzenia.

Rycerze Pokoju dzięki medytacjom mogli przybliżyć się do tajemnicy życia, jedni odkrywali ją dzięki darowi uzdrawiania, inni widzieli przebłyski przyszłości a jeszcze inni tak jak Kelly, potrafili wyczuć emocje i bóle innych ludzi. Jednak każdy ze strażników i rycerzy zakonu miał swojego patrona, który jak wierzyli był uosobieniem ducha stworzenia, istoty nieosiągalnej obejmującej swoją miłością cały świat i wszystkie istoty. Jej patronem była biała sowa, kiedy udawało jej się osiągnąć harmonię przylatywała znikąd i siadała kilka metrów od niej i przyglądała się jej z zaciekawieniem a czasem prowadziła ją po ścieżkach do kolejnej misji jaką stawiała przed nią jej służba.

Od jakiegoś czasu brakowało jej tej więzi, nie mogła odnaleźć tego połączenia i dawno jej nie widziała. Czuła się opuszczona, ale wiedziała, że musi pracować nad sobą, bo wciąż jej medytacje nie są pozbawione myśli o sobie samej i swoich codziennych sprawach. Dlatego właśnie zdecydowała się na samotną podróż po stepach. Tym razem zanurzyła się w medytacji wyjątkowo głęboko, w ciszy czuła trawę i życie małych zwierząt zamieszkujących stepy, jednak wciąż nie widziała sowy, którą nazywała Baha, co oznaczało ptaka nocy w wymarłym już języku ojców.

– Przyjdź do mnie- szeptała w myślach czując, że jej prośba przybiera błagalny ton nie wiedziała ile czasu upłynęło, jej umysł unosił się pod czystym niebem pośród traw. Wtedy poczuła czyjąś obecność, otworzyła oczy i spostrzegła, że w polu kilkanaście metrów od niej stał mężczyzna. Przyglądał się jej zdumiony. Kelly nie ruszyła się z miejsca, ale przestraszyła się, tak mocno skupiła się na tym by osiągnąć harmonię, że przestała wyczuwać to co wokół niej i nie wyczuła zbliżającego się mężczyzny. Jej dłoń delikatnie przesunęła się w stronę rękojeści miecza.

Krew BogówOù les histoires vivent. Découvrez maintenant