10 koniec

182 11 5
                                    

Chłopak wyszedł i więcej nie było go widać. Minął tydzień, dwa tygodnie, minęły dwa miesiące, a Gusa jak nie było tak nie ma. Love już dawno zdążyła wyjść ze szpitala, co nie oznaczało jej psychika wróciła do normy. Wręcz przeciwnie. Było z nią tylko gorzej. Matka i ojciec Anderson robili wszystko by córka poczuła się lepiej. Love nie była nawet w stanie iść na pogrzeb Claire bo miała wrażenie, że tam spotkałaby Marcusa, a wtedy sama by sobie podcięła żyły, więc rodzice wyręczyli nastolatkę. Co do prób samobójczych było ich naprawdę dużo, jednak za każdym razem któryś z rodziców ją znajdował. Odkąd Åhr wyszedł ze szpitala Love nie myślała o niczym innym jak kiedy ten miałby wrócić do jej życia. Była pewna, że gdyby to zrobił wiele by się zmieniło.

Po raz tysięczny w dni przeglądała ich wspólne zdjęcia kiedy do jej pokoju ktoś zapukał. Jako że Love od dwóch miesięcy nie wychodziła z pokoju i była w nim zakluczona, to psychiatra sam musiał przychodzić do dziewczyny. Nienawidziła go. Nie chciała go tu. Rodzice zaś wmawiali jej, że on jej pomoże. Tak naprawdę po masowych gwałtach jedynie kogo potrafiła nadal kochać z rasy męskiej był Gustav. W pewnym sensie czuła do niego jednak jakieś obrzydzenie, jednak z dnia na dzień z jego zaginięciem one mijało. Uśmiechnęła się do telefonu i gdy Pan Smith wszedł do środka odłożyła go na nocną szafkę.

— Dzień dobry! — wręcz krzyknął, na co ta zmarszczyła brwi. Nienawidziła gdy było głośno. Czuła się wtedy zagrożona. — Jak humorek? Wszystko z Panią w porządku? — ustał na środku jej pokoju z tym swoim wielkim, przerażającym uśmiechem. Chciała powiedzieć mu coś w stylu wyjdź z mojego pokoju. Wypierdalaj, ale nie mogła. Właściwie to bardzo rzadko kiedy w ogóle miała odwagę odezwać się. Marcus zrobił z niej wrak człowieka i całą sobą nienawidziła go za to.

Ponadto brunetka nie wiedziała czy on nadal żyje i czy przypadkiem nie obserwuje jej przez okno gdy śpi. Ta myśl totalnie zbijała ją z tropu i totalnie niepokoiła. Czuła się osaczana. Nie była już tą samą Love co kiedyś i zdawała sobie sprawę z tego, że już nie będzie. Uśmiechnęła się smutno i żałośnie w stronę Pana Smitha.

— Pan jest tylko moim urojeniem. Pan za chwile zniknie — odezwała się, patrząc na niego swoimi podkrążonymi, przerażającymi oczami. Nadal przypominała żywego trupa. W dodatku Love nie chciała jeść, przez co ma objawy anoreksji. Lekarz zaś stanął jak wryty i otworzył szeroko usta, a oczy mało co mu nie wyleciały z orbit.

— W-wow.. Powiedziałaś więcej niż jedno słowo od jakiegoś.. Miesiąca? — wyliczył na palcach. Był dumny i naprawdę myślał, że to jego zasługa. Nic bardziej mylnego. Psychicznie jedynie co jej pomagało to myśl, że Gustav gdzieś tam jest. Żyje i jest szczęśliwy. Spojrzała na niego z pogardą i wpadła w jakiś szał. Zaczęła krzyczeć, a w między czasie rzuciła w niego lampką nocną bo tylko to miała pod ręką. Telefon był zbyt cenny, nie przez cenę, a przez jego zawartość. Kazała mu się wynosić. Do pokoju wpadli jej rodzice. Love zaczęła głośno łkać. Ojciec wyprosił psychiatrę, a matka rzuciła się do córki by mocno ją przytulić.

— Mamo ja nie chce tak żyć.. Ja nie mogę — mówiła zachrypniętym głosem, a jej matka starała się ją uspokoić poprzez głaskanie ją po włoskach. Dłoń Love zaciskała się na jej ręku. Nagle dostała przebłysku z przeszłości. Gustav trzymał ją tak samo, gdy ta wróciła naga do domu dzień po strasznych przejściach. To zabolało ją tylko bardziej. Zacisnęła zęby na swetrze mamy i zaczęła krzyczeć w jej serce co wyciszyło to znacznie, kryjąc się w jej objęciach czuła jak robi się jej gorąco. Po jej policzkach spływały słone łzy, a ona sama była świecie przekonana, że to właśnie dziś musi podjąć ostatnią próbę. Była pewna, że jest gotowa i że więcej tego nie wytrzyma.

Po tym gdy rodzice uspokoili trochę córkę zeszli na dół by jak zwykle porozmawiać o tym co dalej. Wychudzona dziecina wstała i powędrowała do szafki gdzie trzymała swój nóż który zawsze miała w torbie na wszelki wypadek. Spojrzała na niego ze załzawionymi oczami. Była już pewna, że Gustav nie żyje. Tak sobie wmówiła. Nie wiedziała, że tak naprawdę Åhr całe dwa miesiące szukał Marcusa którego po ludzku chciał po prostu zabić z zimną krwią i wiecie co? Udało mu się. Cholernie mu się udało i był z siebie bardzo dumny. Zadowolony z siebie wbiegł do domu Anderson. Rodzice stanęli jak wryci. — Gustav? Ty żyjesz? — zaśmiał się głośno i potwierdził to kiwając głową na tak. Matka rzuciła mu się na szyje.

— Gdzie Love? Gdzie moja Love? — pytał, a jego serce biło i biło coraz to mocniej. Nie mógł się doczekać, aż ujrzy ukochaną. Będzie mógł przeprosić, przytulić, pocałować. Wbiegł po schodach na górę i z impetem otworzył drzwi, zauważył ją. Stającą w świetle księżyca. Była przerażająca. Dźgała się bez przerwy w brzuch. Robiła to do czasu gdy nie dźgnęła się w serce i wtedy właśnie ujrzała zszokowanego Gustava w drzwiach. Szczęka jej opadła i zaczęła głośniej łkać. Jej upadanie wyglądało jak w jakimś slowmo. Gustav nie miał szans by ją od tego powstrzymać. Choćby dobiegł i tak oddała by to jedno dźgnięcie w serce. Chłopakowi zrobiło się gorąco, a po chwili szoku zaczął się drzeć. Wyglądało to tak, jakby trwało naprawdę długo, jednak cała sytuacja zadziała się w nie mniej niż dziesięć sekund. Podbiegł do niej na tyle szybko by jeszcze w locie ją złapać. Upadł z nią na podłogę.

— Love.. Love! Love do cholery, nie rob mi tego. Nie zostawiaj mnie. Ja cie błagam. Zostań ze mną, nie zamykaj oczu. Cholera, nie zamykaj oczu! — jej głowa spoczęła na jego kolanie, a jego dłoń na jej sercu. Myślał, że coś zrobi. Że ją uratuje. Zaczął łkać, nawet nie wiedział kiedy, ale po prostu zaczął. Siedział z nią w kałuży krwi modląc się, by jednak cel okazał się być nietrafny.

— Gus, kurwa. Przepraszam — ledwo co wyjąkała. To były jej ostatnie słowa. Siedział z nią tam jeszcze długi czas dopóki do pokoju nie wbiegli jej rodzice. Darł się i krzyczał w niebogłosy gdy ojciec próbował go od niej odciągnąć. Przeklinał jak szewc. Przytulał jej głowę do swojej klatki piersiowej i za nic w świecie nie chciał puścić.

Po dwóch dniach odbył się pogrzeb Love na którym Gus był jakiś dziwnie wyprany z emocji. Nie chciał z nikim rozmawiać, nie chciał na nikogo patrzeć. Patrzył tylko na zwłoki swojej ukochanej w trumnie. Przyszedł tu tylko dla niej. Jego kariera znacznie ucichła. Przestał się odzywać gdziekolwiek i wstrzymał trasę na rzecz Love. Przyszła i pora na jego przemowę pożegnalną. Ustał więc na przeciw grobu i uśmiechnął się smutno do trumny.

— Czułem, że byłaś tą jedyną — wziął głęboki wdech, a do jego oczu napłynęły łzy. — Na początku chciałbym cie bardzo przeprosić. Byłem koszmarnym chłopakiem — zaśmiał się żałośnie sam z siebie. Gus nie czytał z żadnej kartki. Wszystko mówił prosto z serca. — Zostawiłem cie samą na wiele długich miesięcy wliczając w to śpiączkę. Zostawiłem cie dla twojego oprawcy który swoją drogą słono zapłacił za to co ci zrobił. Doskonale wiesz jak — nikt nie znał tak dobrze Gustava jak sama Love. — Przepraszam, że nie byłem z tobą w tych ciężkich dla ciebie miesiącach. Że nie byłem w stanie cie ochronić, a gdy się już pojawiłem to właśnie ty.. To ty odeszłaś.. — zaczął zalewać się łzami. — Jest mi cholernie przykro, że już więcej cie nie zobaczę. Byłaś i nadal jesteś najpiękniejszą i najmądrzejszą dziewczyną jaką miałem szanse poznać. Dziękuje ci za to ile dobra do mojego życia udało ci się wprowadzić. Dziękuje ci za twoją miłość i zaangażowanie. Dziękuje ci za to, że byłaś na dobre i na złe. Dziękuje ci za to, że pokazałaś mi jak naprawdę kochać. Nigdy nie znajdę takiej drugiej Love, bo na świecie nie ma drugiego ideału. Zawsze był tylko jeden — przełknął głośno ślinę. — Żegnaj Love. Do zobaczenia, Love..

opposites attract ┊ lil peep 🔒 Where stories live. Discover now