T2 Rozdział 13

1.1K 23 5
                                    

Uwaga rozdział zawiera sceny drastyczne!

Kyle

Wchodzimy wraz z Agnes do mieszkania. Dziewczyna nadal kurczowo trzyma moją dłoń, a dopiero po zamknięciu drzwi luzuje uścisk. Posyłam jej krzepiący uśmiech i siadam na kanapie w salonie. Dziewczyna nadal na mnie patrzy, a ja wiem, że czeka na wytłumaczenie wszystkiego.

- To cięższe niż myślisz aniołku. - mówię i drapie się po karku. - Olivia odkąd ją poznałem, chciała zrujnować moje życie doszczętnie. Ale zapewniam się, że to nie jest moje dziecko! Jego biologiczny ojciec zgłosił się do mnie i Arthura, a na rozprawie był zaszokowany, że ujrzał swoją dziewczynę na sali. - patrzę w jej błękitne oczy, które nadal delikatnie się szklą w blasku lampy.

- Dlaczego więc to robi? - pyta i siada obok mnie, jednak w bezpiecznej dla niej odległości. Ciężko wzdycham, nie chcąc rozmawiać o tym wszystkim. Olivia od zawsze była dla mnie ciężkim tematem do rozmowy, ilekroć wspominał o niej mój "ojciec" czy też Arthur w moich ustach pojawiała się gula, którą nie sposób było przełknąć. Spoglądam na dziewczynę, która łączy nogi w kostkach i zaczyna skubać rąbek swojego swetra.

- Skarbie skąd mogę to wiedzieć? Pewnie jest zazdrosna o to, że nie może być na twoim miejscu.

- To niedorzeczne Kyle! Ja jej nic nie zrobiłam, a ona za każdym razem pojawia się w naszym życiu. Zawsze kiedy coś się wali, ona musi jeszcze bardziej to dobić. - kwili żałośnie Agnes, a mój żołądek robi fikołka na ten dźwięk.

- Kochanie wszystko się ułoży, musisz tylko dać temu wszystkiemu czas.

- Kyle... Ja wiem że tak nie będzie, ludzie się mnie boją! Boją się tego. - mówiąc to, rozkłada dłoń, w której pojawia się mały płomyk.

- Nie obchodzi mnie to, ja to w tobie kocham. - kwituję i wstaję z kanapy. Opieram jedną nogę na kanapie i całuję Agnes w czoło. - Muszę wyjść i dokończyć to, czego nie skończyłem parę godzin temu. Jeżeli chcesz to idź się połóż, wrócę jak najszybciej.

- Będę czekać. - mówi i posyła mi słaby uśmiech. Agnes nie na widzi, gdy wspominam o tym co dzieje się na torturach, obecnie skazaliśmy już pięć osób za knucie i intrygi wraz z moim "ojcem". Staruch myślał, że będzie wstanie wywołać bunt wewnątrz członków stada. Prostuje się i ostatni raz składam czuły pocałunek na czole Agnes, po czym wychodzę z mieszkania. Kieruje się w stronę lochów, gdzie czeka na mnie dwójka skazańców. Schodzę ociążale po kamiennych schodach, słyszę stłumione jęki. To jest jedną z ciemniejszych stron naszej watahy, każdy osadzony o zdradę czy knucie trafia tutaj. Słyszę błagalne krzyki kobiet, gdy idę długim korytarzem.

- Panie wybacz mi proszę! - wydziera się kobieta w średnim wieku. Upada błagalnie na kolana i wystawia ręce za kraty. Jej twarz jest podpuchnięta od płaczu, patrzę na nią przez chwilę, po czym ruszam dalej. Nie będzie żadnej litości do zdrajców. Docieram do drzwi, przed którymi stoi strażnik. Kiwam mu znacząco głową, a ten tylko posłusznie się posuwa i otwiera na oścież drzwi. Do pionowo postawionych stołów przykuci są skazańcy. Evans posyła mi krzywy uśmiech, a sala zanosi się jego śmiechem.

- Czy to nie jest żałosne, że chcesz zrobić ze mną to czego nauczyłem cię za dzieciaka? Stajesz się takim samym władcą, jak ja. Dam sobie rękę uciąć, że za dwa tygodnie będziesz mordować, jak niegdyś ja w twoim wieku. - kpi pewny siebie, a do mojej głowy wpada pewien okropny pomysł.

- Zrób to. - nakazuje Arthurowi, a ten patrzy na mnie z satysfakcją.

- Mówisz poważnie? - upewnia się, a ja potwierdzająco kiwam głową. Miną mojego ojczyma jest bezcenna, gdy widzi podchodzącego do niego betę.

- Żartujesz?! Kurwa musisz żartować! - wydziera się mężczyzna, a Arthur przykłada trochę ponad jego nadgarstek ostrze piły. Evans wydziera się w niebo głosy, gdy ostrze przecina jego skóre i mięśnie. Z przeciętych żył leje się krew, która brudzi ubrania bety i posadzkę szkarłatem.

- Zapłacicie mi za to do diabła! - wije się z bólu mój ojczym, a ja patrzę z furią w jego przerażone oczy. Zabawa dopiero się zaczyna, gdy widzę, jak Arthur męczy się z przecięciem kości mężczyzny.

- Pozwolisz? - pytam, a beta bez zastanowienia oddaje mi kontrolę i odsuwa się w kąt pomieszczenia. - A więc jak to było?! Pierw pobiłeś, a potem zraniłeś moją mate chcąc się jej pozbyć?!

Wydzieram się na całe gardło, ale nie uzyskuję odpowiedzi. W furii wbijam ostrze piły w pół kości i odsuwam się, patrząc na fale bólu, która zalewa Evan'sa. Zostawiam go chwilowo samego sobie i zbliżam się do roztrzęsionego ojca Olivii. Kucam przed nim i uśmiecham się jak nienormalny. Mężczyzna próbuje coś krzyczeć, ale knebel w ustach mu na to nie pozwala. Chwytam jego żuchwę w rękę i zaciskam boleśnie na niej palca, przez co staruszek się szarpie.

- A ty mi w tym wszystkim pomogłeś! Mimo to że sam masz córkę, której nie dałbyś skrzywdzić! - czuję do niego okropną odrazę, gdy wyobrażam sobie jak zadaje rany kute mojej mate. - Jesteś nic nie wartym ścierwem, jak twoją puszczalską córka! Ale nie martw się, lada dzień a dołączy do ciebie w piekle. I wiesz co? Kurwa zadbam, żeby umierała powoli w agonii! - puszczam jego szczękę i zadaje silny cios w brzuch. Mężczyzna mimo przykucia do stołu próbuje się skulić z bólu. Podchodzę bez chwili namysłu do stołu, na którym leżą różne narzędzia do tortur. Chwytam srebrne ostrza i podchodzę do duetu.

- A więc panowie zabawmy się! - mówię i podaje jedno Arthurowi, który spokojnie czeka na moje rozkazy. Powolnymi ruchami rozcinamy głęboko skórę skazanych. Przysięgam, że krew leje się litrami z ich ciał i mimo że ich organizmy podejmują próbę regeneracji to na marne. Srebro działa na wilkokrwistych, jak ogień na ludzi. Niby jeden chwilowy kontakt, a niszczy tkanki i pozostawia żywą ranę. Gdy w pół przytomni mężczyźni przyjmują kolejne tortury, postanawiam zakończyć to wszystko i wrócić do mojego kwiatuszka. Wbijam ostrze prosto w serce Evansa, a z jego ust cieknie potok krwi. Arthur idzie w moje ślady i przebija Smitha na wylot w miejscu serca.

- Pożałujecie swojej decyzji... - wychrypia Albert patrząc w wprost w moje oczy.

- Jedyna osoba, która pożałuje jesteś ty. Mam nadzieję, że spalisz się w piekle dupku. - mówię to i na odchodne zadaję ostre kopnięcie w brzuch mężczyzny. Wraz Arthurem wychodzimy, zostawiając skazańców samych sobie. Zakładam, że następnego dnie w tym pomieszczeniu znajdziemy dwa trupy.

Zagubiony w miłościWhere stories live. Discover now