• quatre •

356 66 21
                                    

Don't you call him "baby"

We're not talking lately

Don't you call him what you used to call me

***

Tamtego sobotniego poranka, tydzień po imprezie i wspólnym spacerze Cairns i Lyanta, szatyn głęboko odetchnął, aby wyzbyć się stresu, oddziałującego na cały jego organizm. Następnie ruszył w kierunku blondynki, za której widokiem niezmiernie tęsknił. Przez ostatnie siedem dni nie napotkał okazji, aby gdziekolwiek się z nią zobaczyć. Miał on okropnie wiele na głowie, między innymi podpisanie umowy o pracę w jednej z kancelarii, która się do niego odezwała, a zarazem posiadała bardzo dobrą ofertę, jaką chłopak gotów był przyjąć niemalże od razu.

Poza tym musiał również dokładnie przemyśleć to, jak zamierzał odzyskać dziewczynę. W końcu, jako iż nastąpiły pewne utrudnienia w postaci niejakiego Jonathana Reynoldsa, musiał się o to porządnie postarać i mocno wierzyć, że prawdziwa miłość przezwycięży wszystko. A jego zdaniem, ta ich z pewnością była najprawdziwsza.

— Droga Maeve, nie mogę zdecydować się między tymi czekoladowymi płatkami, których nazwy nie potrafię nawet wymówić, ale mają całkiem fajny nadruk, więc mógłbym je w sumie wziąć, a zwykłymi Cini Minis. Co preferujesz, piękna niewiasto?

Blondynka omal nie upuściła wszystkich produktów, które trzymała w rękach, kiedy usłyszała głos Blase'a. Dotąd stała pośrodku alejki z makaronami i czytała widniejący na tyle opakowania skład jednego z nich, jednakże zaraz po dojrzeniu Lyanta błyskawicznie obróciła się w jego stronę. Gdy wykonała ten ruch, twarze dawnej pary zaczęły dzielić milimetry, ponieważ szatyn widocznie szczędził na dzielącej ich dwoje odległości. Była nieco przerażona i mocno zdekoncentrowana, kiedy zauważyła, jak blisko siebie stali, natomiast Blase cieszył się jak głupi z takowego obrotu sytuacji.

Powodem zmieszania Cairns nie był jednak fakt, że nawet delikatny ruch spowodowałby zetknięcie ich ust – to akurat było całkiem przyjemną wizją, mimo iż blondynka miała przecież chłopaka, który, jak się przypadkiem niedawno dowiedziała, niedługo stać się miał jej narzeczonym. Otóż prawdziwym powodem tego był fakt, że właśnie jej przyszły narzeczony i trochę bardziej przyszły mąż, Jonathan Reynolds, błąkał się gdzieś w ich pobliżu między sklepowymi półkami. Natomiast sytuacja, w jakiej się znajdowali, jak również milimetry będące jedyną wolną przestrzenią między nimi, wyglądały jednoznacznie. Bała się więc, że jej partner mógłby je źle odebrać.

W przeciwieństwie do Lyanta wcale nie zależało jej na zakończeniu ich związku. Aczkolwiek, z uwagi na to, że szatynowi podobało się wyobrażenie zerwania Maeve oraz Jonathana i intensywnie myślał on nad podjęciem próby wprowadzenia tego w życie, pozycja, w jakiej się wtedy znajdowali, jak najbardziej mu odpowiadała. Absolutnie nie przewidywał odsunięcia się od pięknej blondynki, której ciało tamtego dnia odziała wiśniową sukienką na cienkich ramiączkach. Delikatny, wydłużony z tyłu materiał fantastycznie opinał jej spory biust oraz ładne wcięcie w talii, co szczerze podobało się Blase'owi, nawet bardzo.

Rzecz jasna podobała mu się nie tylko sukienka – również i jej właścicielka, a już szczególnie właścicielka w nią ubrana.

— Nie strasz tak — mruknęła z dezaprobatą dziewczyna. Uprzednio opamiętała się wreszcie i prędko odsunęła od szatyna na bezpieczną odległość. Następnie odchrząknęła krótko, po czym parsknęła, gdy dotarł do niej sens jego wcześniejszych słów. — Cini Minis są najlepsze — odpowiedziała rozbawiona.

Gdyby Blase miał za zadanie wskazać swój ulubiony dźwięk, bez krzty wahania i z niepodważalnym zdecydowaniem wybrałby śmiech Maeve Cairns. Marzył, by słyszeć go codziennie, każdego dnia po tysiące razy, aż do samej śmierci, a najlepiej jeszcze po niej.

Z tego względu, słysząc go, na twarzy chłopaka momentalnie pojawił się delikatny uśmiech, ukazujący jego – według blondynki – uroczy dołeczek, który był za to ulubionym widokiem dziewczyny. Tylko czekała, aż dołączy do tego gestu chociażby cichy i krótki śmiech Lyanta. Z całego serca pragnęła go usłyszeć, nawet jeżeli trwałby niedługo czy też nie grzeszyłby głośnością.

— A wiesz co? Wezmę oba, co mi szkodzi — odparł, wzruszając ramionami.

W międzyczasie zerknął na blondynkę, dostrzegając najbardziej zachwycający widok, jaki można było sobie wymarzyć. Bowiem uśmiechała się ona tak uroczo i kobieco, że szatyn myślał, iż pod wpływem tego gestu za moment najzwyczajniej w świecie się rozpłynie.

Uważał, że Maeve była gorąca. Uważał, że Maeve była przepiękna. Uważał również, że Maeve była cholernie urocza. Wiedział, że gdyby tylko chciała, mogłaby mieć u swych stóp caluteńki świat. Bo gorąca, przepiękna i cholernie urocza kobieta, to nad wyraz niebezpieczna mieszanka. Blase zresztą kapitalnie zdawał sobie z tego sprawę – w końcu już dawno się w niej zakochał, dawno się od niej uzależnił.

Dawno przepadł.

W pewnej chwili poczuł przypływ nieokrzesanej odwagi. Oblizał spierzchnięte wargi i nareszcie zaproponował to, o czym od dawna śnił.

— Co powiesz na jakieś wspólne wyjście? — zapytał prosto z mostu, czym zaskoczył blondynkę. — Kino? Teatr? Albo po prostu dobra kawa lub milkshake? Cokolwiek tylko sobie zażyczysz, Aniele — zachęcał, w międzyczasie czarując ją jedynym w swoim rodzaju, Lyantowym uśmiechem i słodkimi zwrotami.

Rozbawiona dziewczyna pokręciła lekko głową. Absolutnie nie czuła się w żaden sposób niezręcznie przez słowa, które wypowiedział. Nie była również zawstydzona, choć bezapelacyjnie zrobiło jej się po nich szalenie miło.

Już otwierała swe pełne, wiśniowe usta, by wyrazić zgodę na ofertę szatyna, jednak telefon blondynki niespodziewanie się rozdzwonił, czym skutecznie przerwał jej zamiary. Niebieskooka mruknęła ciche przeprosiny, a następnie odebrała przychodzące połączenie.

— Hej. Tak, jasne. Przy makaronach. Pewnie, możesz wziąć. Nie, w przepisie było napisane, że cztery duże. Dobra, w porządku. Tak, już do ciebie idę, kochanie.

Dlaczego nadal nazywasz go tak, jak nazywałaś mnie? – myślał Lyant, jednak nie miał aż tyle odwagi, by wypowiedzieć swe żale na głos.

— Niestety muszę już iść, ale jak najbardziej podzielam twoje chęci — zaczęła z lekkim uśmiechem Maeve. — Teatr i milkshake brzmią niezwykle kusząco.

— Więc jesteśmy umówieni.

***

Twitter: oszukistkaa; #CherryWattpad

Instagram: oszukistkaa

Cherry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz