8. Drobiazg...

130 6 1
                                    

**W zamku**
Bestia siedział w swoim fotelu przy kominku. Bella stwierdziła, że własnoręcznie się nim zajmie. Służba miała przecież swoje wyznaczone zajęcia, prawda? Właśnie zamaczała kawał materiału w gorącej wodzie, by przemyć ranę. Nie była bardzo głęboka, ale za to rozległa i poszarpana. Nie krwawiła już mocno. A w zasadzie prawie wcale. Tylko w niektórych miejscach zalegała zaschnięta czerwona ciecz. Dziewczyna ostrożnie przyłożyła materiał do ręki Bestii.
- Już dobrze. Nie ruszaj się. - mówiła monotonnie - Nie ruszaj się! - uniosła głos, a mężczyzna warknął.
- To boli!
- Jakbyś się nie ruszał, to by nie bolało!
- Jakbyś nie uciekała, to by się nic nie stało.
- Jakbyś mnie nie przestraszył, to bym nie uciekała!
- A ty nie powinnaś tam wchodzić...
- A ty powinieneś panować nad sobą. - zapadła cisza. Dziewczyna tylko wywróciła oczami z irytacją. Cała służba spoglądała niepewnie na swojego pana. Nikt nie mógł być pewny jego reakcji. Bella i Bestia chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Nie ruszaj się. To będzie szczypać... - powiedziała, już spokojna szatynka. - Mimo to... Dziękuję ci. Uratowałeś mi życie. - odpowiedziała powoli. Nie chciała nawet sobie wyobrażać co stałoby się z nią, gdyby nie on.
- Drobiazg... - odparł, równie spokojny pan zamku. Nie było to dla niego nic nadzwyczajnego. Była ich "gościem" i nie mógł, bądź zwyczajnie nie chciał, by coś jej się stało. A już na pewno nie dlatego, że przez jej nie rozsądne zachowanie wybuchł. Róża była jego najcenniejszym skarbem. Bez niej nie posiadał by już nic, co darzył miłością. Nie wiedział jednak, że niedługo zapała nią do kogoś jeszcze.

**W tym samym czasie u wiejskiego medyka.**
Gaston i LeFou siedzieli przy stole, a naprzeciw nich znajdował się mężczyzna. Był kościsty i miał przydługi nos. Uśmiechał się złowieszczo.
- Zazwyczaj nie odwiedzam pacjentów w środku nocy. Ale powiedziałeś, że dziś mi się to opłaci. No więc słucham...
- No więc. Ja za wszelką cenę chcę poślubić Bellę, ale ona nie jest... hmmm... przekonana.
- Haha dała mu kosza. - zaśmiał się LeFou, ale dostał kuksańca i się przymknął.
- Każdy wie, że jej tatuś jest szalony. Był tu dziś. I bredził o jakiejś bestii w zamku.
- Maurycy jest nieszkodliwy.
- Nieważne! - brunet uderzył ręką w stół. - Bella zgodzi się na wszystko. Byle tylko ocalić ojca...
- Więc mam jej ojca zamknąć w szpitalu, żeby się zgodziła poślubić ciebie. Cóż za nikczemność... Hahaha to lubię.

**Pod domem Belli**
Maurycy był wściekły. Nie wierzyli mu? Ha! Już on im pokarze... Z nerwów zaczął mówić sam do siebie.
- Jak mi nie pomogą pójdę tam sam... Nie ma innego wyjścia! Znajdę ten zamek i jakoś uwolnię moją córkę! - wyszedł trzaskając drzwiami.
- Bella! Maurycy! - krzyczał Gaston w progu.
- No trudno. Hahaha tym razem też ci się nie uda. - LeFou nie mógł pojąć, dlaczego jego przyjaciel tak się stara, by wziąć ślub z jakąś tam dziewczyną. Przecież mógł mieć każdą. Ale nie! Musiał wybrać akurat tą która go nie chce. LeFou nie miał nic ani do Maurycego, ani do Belli. Osobiście uważał, że Gaston powinien sobie odpuścić. W jego mniemaniu wcale do siebie nie pasowali. Jednakże robił to co kazał mu przyjaciel. W końcu nie miał nikogo poza brunetem.
- Przecież kiedyś muszą wrócić do domu, a jak wrócą to ty mnie o tym poinformujesz. Będziesz odwiedzał ten dom trzy razy dziennie. - mina mężczyzny zbladła. Nie miał ochoty odwiedzać codziennie pustego domu, ale słowo przyjaciela jest ważne. Nawet bardzo...

**Wróćmy do zamku**
Bestia leżał w łóżku. Był opatulony kołdrą, aż po sam czubek głowy. Rana goiła się uciążliwie, a jego samego kilka dni dręczyła gorączka. Mimo to miał po dziurki w nosie leżenia i odpoczywania. Przecież był już zdrowy! Nudziło mu się okropnie. W komnacie nikogo nie było, więc zaczął cicho podśpiewywać sobie piosenkę z dzieciństwa:
Dni, słońca dni
Kiedy dziecko piękne ma sny
I tak szeptem wciąż mówi ci
Będę zawsze z tobą...

Nie wiedział, że pod drzwiami stała Bella. Chciała sprawdzić jak się czuje, jednakże słysząc śpiew nie odważyła się otworzyć drzwi. Stwierdziła, że przyjdzie później.

**Kilka dni później**
Bestia stał na balkonie. Rana na jego ręce już prawie się zagoiła, a on sam czuł się o niebo lepiej. Na dworze spadł śnieg, a że temperatura na to pozwalała zimny, biały puch otulał: barierkę balkonu, trawę i drzewa. Bestia patrzył na Bellę, która na trawie niedaleko balkonu - czesała grzywę swojego konia. W pewnym momencie zwierzak zrzucił z jej głowy zielony kaptur od peleryny. Dziewczyna zaśmiała się radośnie i powróciła do swojego wcześniejszego zajęcia.
- Jeszcze nigdy czegoś podobnego nie czułem. - odezwał się Bestia do stojącego obok Trybika. - Chcę coś dla niej zrobić... Ale co?
- No to co zwykle: kwiaty, czekoladki, obietnice, których się nie dotrzyma. - zaczął wymieniać służący.
- O nie, nie. To musi być coś naprawdę wyjątkowego... - wtrącił się Płomyk. - Coś co rozbudzi jej ciekawość. A może by tak... - mężczyzna zbliżył się do Bestii i wyszeptał mu coś do ucha. Pan zamku rozpromienił się i przytaknął ruchem głowy.
Po pewnym czasie spędzonym na świeżym powietrzu na policzkach Belli pojawił się rumieniec, a jej samej zaczęło robić się zimno. Szatynka odprowadziła Filipa (konia) do stajni i udała się do zamku. Już na miejscu poprosiła panią Imbryk o herbatę i bardzo szybko ją dostała.
Po wypiciu ciepłej cieczy, dziewczyna podziękowała i skierowała się do swojej komnaty.
Gdy była już prawie pod jej drzwiami spotkała Bestię. Od czasu ataku wilków jej stosunki z mężczyzną poprawiły się. Pan zamku poprosił, aby szła za nim. Bella ciekawa tego co chce jej pokazać - zgodziła się. Gdy byli prawie pod drzwiami jakiejś komnaty, Bestia odezwał się:
- Bella, posłuchaj. Ja chciałbym ci coś pokazać... Ale wiesz co? Musisz zamknąć oczy. - dziewczyna spojrzała na niego nieufnie, podnosząc brew.
- To niespodzianka... - wyjaśnił szybko. Brązowooka już nie protestowała. Posłusznie zamknęła oczy. Pan zamku otworzył drzwi do komnaty.
- Mogę już otworzyć? - spytała zniecierpliwiona. Była ciekawa co wymyślił.
- Nie, nie... Jeszcze nie. - rzekł łagodnie łapiąc dłonie Belli i prowadząc ją na środek pomieszczenia.
- Zaczekaj tu...
Bestia podszedł do zasłoniętego okna i odsunął jedną kotarę wpuszczając słońce do środka.
- Jeszcze nie otwierać?
- Czekaj... - odsłonił też drugą w pełni oświetlając pokój. - Teraz!
Bella podniosła powieki i jej oczom ukazały się masy książek na półkach sięgających do sufitu. Na jej twarzy wykwitł zachwyt.
- To niesamowite. Nigdy w życiu nie widziałam tyłu książek.
- Cieszysz się? Są twoje...
Rozejrzała się po komnacie.
- I ty je wszystkie przeczytałeś?
- Pfff... Wszystkie? Tych po grecku to nie...
Szatynka zaśmiała się lekko, po czym pobiegła przeglądać tytuły na półkach. Bestia poszedł powoli za nią, by pomóc jej sięgać, czy też bardziej nosić za nią, wybrane książki.
Służba zamkowa tylko stała w progu przyglądając się parze i snując marzenia o ich wspaniałej przyszłości.

Tale as Old as Time... || Piękna i Bestia ||On viuen les histories. Descobreix ara