Siódmy

2.3K 230 7
                                    

-Gdzie byłaś?

-Biegałam.

Zgarnęłam z blatu butelkę wody, wbiegając na górę.

-Za godzinę obiad!

-Idę ćwiczyć!

Odkrzyknęłam, przewracając oczami. To aż niesamowite jak bardzo zmieniła się mama od zamieszkania w naszym domu Cindy i Luke'a. Udaje wielką gospodynię domową, tuszując to, co naprawdę się dzieje w tych zamkniętych, czterech ścianach. Nie chcąc jednak dłużej o tym myśleć, otworzyłam drzwi od siłowni.

-Hej.

Pisnęłam nienaturalnie wysokim głosem, widząc przed sobą na wpółnagiego chłopaka. Zawsze tylko ja korzystałam z tego miejsca, więc byłam co najmniej zaskoczona.

-Cześć.

Wysapał zdyszany, podnosząc po raz kolejny sztangę. Odwróciłam się czym prędzej w przeciwnym kierunku, odkładając bluzę i butelkę na podłogę. Nagle poczułam się obnażona, a przecież miałam na sobie legginsy i crop top.

-Długo tu jesteś?

Spytałam, podchodząc do bieżni, aby ustawić odpowiednie tempo maszyny.

-Od paru minut.

Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że nie spuszcza ze mnie wzroku. Schyliłam się do obuwia, udając zawiązywanie sznurówki. Musiałam ukryć swoje piekące policzki. Luke chyba domyślił się dlaczego to robię, bo już po chwili doszedł do mnie jego chichot.

-Często tu przychodzisz?

Po kilku minutach niezręcznej ciszy, kiedy zaczęłam już biegać, zapytał.

-Kilka razy w tygodniu.

Naprawdę nie miałam pojęcia o czym możemy porozmawiać. Nie ukrywam, że w jego pobliżu traciłam racjonalne myślenie. Kiedy skończyłam biegać, oparłam cały ciężar swojego ciała na kolanach, biorąc kilka głębokich wdechów.

-Boksujesz?

Wskazał gestem ręki na rękawice i worek treningowy.

-Nie. Tata wstawił to kilka lat temu, ale po dwóch treningach odechciało mu się ćwiczyć. A ty?

Odbiłam piłeczkę, chcąc jakoś podtrzymać rozmowę.

-Czasami.

Tym razem to jego policzki pokryły się lekką czerwienią. Uśmiechnęłam się pod nosem.

-Pokażesz mi?

W następnej sekundzie już karciłam się w myślach za ten absurdalny pomysł.

-Jasne.

Jego entuzjazm nawet przez chwilę udzielił się mi, ale minęło to szybko, kiedy tylko podał mi rękawice.

-Chyba jednak zmieniłam zdanie.

-Oj daj spokój.

Pomógł mi z założeniem ich, trzymając swoje dłonie na moich trochę dłużej niż powinien. Nie to żebym narzekała.

-Rozstaw nogi. –dotknął ich na wysokości kolana, ustawiając w odpowiedniej odległości od siebie. –Ręce przed siebie. –złapał moje nadgarstki, usadawiając je na wysokości mojej twarzy. –Musisz bronić tą śliczną twarzyczkę. –szepnął do mojego ucha, chuchając w nie. –Uderzasz jak najmocniej potrafisz najpierw lewą, potem prawą.

Zrobiłam to, co kazał, już po chwili czując jego twardą klatkę piersiową na moim plecach. Przełknęłam głośno ślinę. Dlaczego on mi to robił?

-W ten sposób.

Owiał swoich oddechem mój kark, pokazując mi jak naprawdę powinny wyglądać te uderzenia.

-Okej, chyba załapałam.

Mruknęłam. Oczywiste było to, że kłamałam. Jedyną rzeczą na jakiej mogłam się skupić w tej chwili był jego przyśpieszający co chwila oddech. Zupełnie jakby czuł to samo co ja.

-To teraz kopnięcie.

Odwrócił mnie w swoim kierunku, trzymając jedną z dłoni na mojej talii.

-Dobrze.

Odsunął się kilka kroków w tył. Miałam ochotę znów go do siebie przyciągnąć. Przeklęłam samą siebie w myślach, starając się skupić.

-Uderzasz mnie na tej wysokości. Spróbujesz?

Przytaknęłam, robiąc krok do przodu. Zamach. Kop.

-Przepraszam!

Podbiegłam do chłopaka, który trzymając się za krocze, leżał na ziemi.

-Cholera, masz kopa.

Mruknął niezrozumiale, zginając się w pół. Szybko zdjęłam z dłoni rękawiczki, klękając obok.

-Naprawdę nie chciałam. Wiesz o tym, prawda?

-Musimy jeszcze chyba popracować nad twoim celem.

Zaśmiałam się, szturchając jego ramię.

-Ej, pytam poważnie. Nic ci nie jest?

-Przeżyję.

Uśmiechnął się szeroko, przybliżając do mnie.

-Nie ukrywam, że fakt iż skopałaś mi dupę jest cholernie seksowny.

Przeciągnął palcem po mojej dolnej wardze, szepcząc.

-Luke ...

Telefon. Pieprzony telefon przerwał wszystko. Szybko się od niego odsunęłam, wstając.

-Maya, zostań.

-Odbierz, to może być coś ważnego.

Słyszałam jego przekleństwa, kiedy zbierałam swoje rzeczy.

-Czego chcesz? Co? Zaraz, poczekaj.

Każde, kolejne słowo wypowiadał ciszej, aż wreszcie wyszedł z siłowni. Westchnęłam pod nosem, zabierając jeszcze butelkę wody. Jedyną rzeczą o jakiej teraz marzyłam był zimny prysznic.

-Miałeś wywołać lekką usterkę, a nie zalewać pół naszego mieszkania, o sąsiadach już nie wspominając!

Zmarszczyłam w zdezorientowaniu brwi. O czym on mówił?  

-Jesteś takim idiotą Michael. Nie mogę teraz rozmawiać, nie jestem sam w domu. Wpadnę jutro. Nie, nieważne. Cześć.

Odsunęłam się od ściany, przechodząc na palcach do mojego pokoju. Odetchnęłam z ulgą, wchodząc do środka. Jednak w mojej głowie rodziło się jedno pytanie: z kim rozmawiał Luke i o co tu do cholery chodzi?

*

Witam wszystkich. Przepraszam za nieobecność, ale może jutro dodam dziewiąty rozdział. Jeśli się spodoba, nie zapomnijcie zostawić komentarza/gwiazdki/swojego zdania na twitterze z dopiskiem #liarfanfic. Do nastęonego! 

He's a liar (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz