Piętnasty

2.4K 212 13
                                    

-Pierdzielisz?

-Nie.

-Pierdzielisz?

-Przecież mówię, że nie.

-Pierdzielisz, widzę to.

-Oh, zamknij się.

Mruknęłam, wywracając oczami. Dzisiaj Louis jak nigdy doprowadzał mnie do szału.

-Ale jak to?

-Normalnie imbecylu.

Syknęłam, przykrywając głowę poduszką.

-Uwierzyłaś mu?

-A myślisz, że kłamie?

Odbiłam piłeczkę, odkrywając się i posyłając mu niepewny wzrok.

-No wiesz, zawsze może być jakimś gangsterem albo ...

-Przestań. To nie jest zabawne.

Widziałam, że Louis żartuje, ale wcale mi się to nie podobało. Skłamałabym mówiąc, że taka myśl nie przeleciała przez moją głowę. Brunet musiał zauważyć moją minę, bo po chwili spytał:

-Chyba o tym nie myślałaś, prawda?

-A jak mam to interpretować Louis, hm?

-Przecież ten jego kolega może być naprawdę w policji.

-Właśnie, może. Nie wiemy jednak jaka jest prawda.

-Przestań się tym zadręczać i po prostu mu uwierz.

-Gdyby to tylko było takie proste.

-To jest proste. Ufasz mu?

-Ufam.

-Więc w tej kwestii też tak zrób, po prostu mu zaufaj.

Przytuliłam się do chłopaka, zaplatając dłonie na jego palcach.

-Jesteś najlepszy.

-Wiem.

-I nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

-To też wiem.

Zaśmiał się, cmokając moje czoło.

-Więc gdzie twój książę z bajki?

-Pewnie wyszedł z Cindy.

Wzruszyłam ramionami. Zupełnie jakby ta wiadomość nie wywoływała u mnie żadnych uczuć, było jednak zupełnie inaczej. Obrazy powyższej dwójki przelatywały cały czas przez moje myśli, zaciskając moje serce. Nie mogłam być zazdrosna. Nie chciałam. Nie potrafiłam jednak kontrolować serca.

-Więc wyjdźmy i my.

Jak powiedział tak zrobiliśmy. Zaledwie godzinę później bawiliśmy się w najlepsze w pobliskiej kręgielni. Nawet przez chwilę nie myślałam o Luke'u. Louis był wspaniałym lekarstwem.

-Tak?

Odebrałam telefon, zaraz po tym, kiedy kolejny raz z rzędu zbiłam wszystkie kręgle.

-Kochanie czy korzystałaś ostatnio z mojego gabinetu?

-Nie.

-Oh.

Zmarszczyłam w zdezorientowaniu brwi.

-Coś się stało tato?

-Nic takiego.

-Tato.

Ostrzegłam, mając złe przeczucia.

-Mogłabyś wrócić do domu?

-Jasne, zaraz będę.

W pośpiechu wyjaśniłam Louisowi całą sytuację, wybiegając z budynku. Po paru minutach byłam w domu. Przysięgam, że jeszcze nigdy nie pokonałam takiej długiej odległości w tak krótkim czasie.

-Tato?

Zawołałam od progu, skopując z nóg obuwie.

-Na górze.

Pokonywałam co dwa stopnie, wpadając do gabinetu.

-Co jest?

Siedział za biurkiem, obracając coś w dłoniach. Kiedy znalazłam się obok niego, kazał mi otworzyć dłoń, co też od razu uczyniłam. Włożył mi to małe coś do ręki, pocierając nerwowo czoło.

-Co to?

-Pluskwa.

Wyjaśnił słabym głosem.

-C-co?

Usiadłam na skórzanej kanapie, patrząc na małe urządzenie w mojej dłoni. Niemożliwe. Nie rozumiałam w tej sytuacji kompletnie nic.

-Musimy powiedzieć mamie i ...

-Nie!

Szybko mi przerwał, wstając na równe nogi.

-Dlaczego?

-Nie chce żeby się dowiedziały, bo tylko spanikują.

-A myślisz, że ja teraz nie panikuje? –zasyczałam. –Tato, ktoś prawdopodobnie był w naszym domu i podłożył ci podsłuch. Musisz to zgłosić na policję.

-I co im powiem? Nic z domu nie zginęło, nie ma też żadnych oznak włamania, a na podsłuchu są już odciski jedynie naszych palców.

-Myślisz, że zrobił to ktoś z domowników?

Nie mogłam w to uwierzyć. Wszyscy pracownicy taty lub ludzie zajmujący się naszym domem byli praktycznie jak rodzina, nie mogli tego zrobić.

-Już nie wiem co mam myśleć córeczko. Wiem jednak, że nikomu o tym nie powiesz, dobrze?

Pokiwałam głową, oddając mu pluskwę, którą natychmiast zgniótł, wrzucając do kosza na śmieci. Czy ja śnie? A może znajduje się w głupim filmie akcji?

-Zrobisz coś z tym?

-Pomyślę nad zainstalowaniem kilku kamer, o których nikt się nie dowie. Może po jakimś czasie coś wyjdzie na jaw.

-Myślisz, że ten ktoś będzie próbował zrobić coś jeszcze?

-Gdy dowie się, że wiem o podsłuchu, na pewno.

-A jeśli skrzywdzi ciebie?

Przełknęłam głośno ślinę, czując formujące się w moich oczach łzy.

-Nie bój się słoneczko, gdyby ten ktoś chciałby mi zrobić krzywdę już by się jej podjął.

-Tato.

Podeszłam do niego, przytulając go. Nikt nie mógł skrzywdzić mojego staruszka, nikt. Tylko on mi pozostał. Mama i Cindy to zupełnie inna bajka, o czym doskonale wiecie.

-Wzmocnię ochronę jeśli cię to uspokoi, okej?

-Okej.

Przytaknęłam, nadal jednak go nie puszczając.

-I jeszcze raz przepraszam za ten koncert. Naprawdę byłem zajęty.

-Wiem tato. Nic się nie stało.

Zapewniłam. Staruszek miał bardzo dobre zastępstwo. Ale nie musiał o tym wiedzieć.

-Kocham cię córeczko.

-Ja ciebie też.

Chociaż na chwilę zapomniałam o drobnym urządzeniu, tkwiącym w kawałkach w koszu. Chociaż na chwilę. Nie wiedziałam jednak, że ta malutka rzecz pociągnie za sobą szereg poważniejszych konsekwencji.

*

Jak szybko chcecie następny rozdział? Małymi kroczkami, ale zawsze kroczkami zbliżamy się do rozwiązania zagadki. Pogłówkujcie jeszcze trochę. Praktycznie zaliczyłam sesję i jestem wniebowzięta. Dziękuje za wszystkie gwiazdki i komentarze!  

He's a liar (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz