Glory

207 16 3
                                    

Flying

***


Księżyc w pełni leniwie oświetlał ziemię pod sobą, mając za towarzystwo miliony gwiazd. U kogoś na górze ewidentnie utrzymywał się dobry humor, bo na niebie nie było ani jednej chmurki.

Ludzie dziwnym trafem uznawali taką scenerię za romantyczną. Wybierali się nad jakieś jeziora we dwójkę, siedzieli nad nimi podziwiając rozgwieżdżony firmament, a po kilku godzinach nieletni musieli uciekać do swoich domów, bo prawdopodobnie wymknęli się bez wiedzy rodziców.

Beelzebub nie widziała w tym niczego romantycznego. Była to raczej wina tego, że z samym tym pojęciem nie miała miłych kontaktów. Mogła stwierdzić, że lubi noce i lubi księżyc, bo księżyc przynajmniej prażył mniej niż słońce. Z ludzkiego punktu widzenia ciepłota nie powinna na niej robić żadnego wrażenia, bo była mieszkanką Piekła. Z punktu widzenia mniej ludzkiego słoneczny gorąc przeszkadzał jej i innym demonom, bo posiadał innego stworzyciela niż piekielny ogień.

Gabriel również nie miał rozeznania, o co ludziom chodzi. Aprobował oglądanie gwiazd, bo w końcu gwiazdy były dziełem boskim, nawet jednym z najwspanialszych według archanioła. Co ludzie w tym jednak takiego widzieli, nie potrafił pojąć. Kiedyś próbował się nad tym zastanawiać, ale doszedł do wniosku, że mniej doskonałe umysły musiały wytworzyć to sobie samemu i nikt poza nimi nie pojmie, dlaczego gwieździsta noc z księżycem w pełni jest romantyczna.

Beelzebub poprawiła sobie ręce pod głową. Z początku leżała niechlujnie na trawie, ale strach Gabriela przed ubrudzeniem swojego płaszcza wspiął się na wyżyny. Stworzył kocyk, co ani jej nie przeszkadzało, ani nie zachwycało.

Z początku panowało między nimi dość ciekawe milczenie. Ciekawe, bo gdyby postawić obok nich zwykłego człowieka i zapytać go, jaki rodzaj ciszy jest wokół tej dwójki, człowiek odpowiedziałby, że owa cisza strzela na wszystkich przechodzących iskrami, niczym zepsute gniazdko elektryczne.

W rzeczywistości atmosfera samym zainteresowanym wydawała się dość przyjemna, o ile czas może wydawać się przyjemny, gdy spędzasz go z kimś pochodzącym z drugiej strony.

Wpatrzona w niebo bez celu czarnowłosa postanowiła przerwać milczenie.

— Niewiarygodne, że ciebie posłano do Marii — specyficzny ton, rzadko słyszany w jej głosie, sprawił, że Gabriel obruszył się mniej, niż gdyby powiedziała to inna istota.

Pierwszy raz ich rozmowa zaczęła się od czegoś, co nie dotyczy ani Crowleya, ani Aziraphale'a i tego, co wyczyniają. Poruszony przez Beelzebub temat był dość ważny i bardzo istotny dla wielu, ale czarnowłosa powiedziała to tak lekko, jakby zastanawiała się jaka jutro będzie pogoda i nie poświęcała temu wielkiej wagi, bo finalnie nigdzie nie wychodziła.

Archanioł spojrzał na Beelzebub.

— A ja się wcale temu nie dziwię. Byłem po prostu najbardziej kompetentny.

Tym razem Beelzebub krótko zerknęła na Gabriela, by po chwili znów skierować wzrok ku górze.

— Zaczynam powoli odczuwać do niej niewielkie współczucie, jeśli myślimy o tych samych kompetencjach.

Archanioł posłał jej delikatnie zirytowane i zmęczone spojrzenie, jakie okazyjnie posyłał innym aniołom w Niebie, gdy zrobiły coś o małej szkodliwości, co akurat mu nie pasowało.

— Nie myślimy o tych samych. Zresztą Maria była bardzo oddaną i wierzącą osobą...

— Jak na nastolatkę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 24, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jak archanioł z diabłem [Ineffable Bureaucracy]Where stories live. Discover now